Reklama

"Jak pies z kotem" [recenzja]: A żyć bez siebie nie mogą

Dla Janusza Kondratiuka "Jak pies z kotem" jest dziełem na poły autobiograficznym. Fabułę oparł na swej relacji ze zmarłym w 2016 roku bratem Andrzejem - także filmowcem, twórcą między innymi "Hydrozagadki", "Pełni" i "Wrzeciona czasu". Niektórzy mogą się obawiać, że reżyser ugładzi przez to historię. Na szczęście tak nie jest. Wszyscy bohaterowie filmu to pełnokrwiste postaci, mające swoje wady i zalety, momenty słabości i niezwykłej siły. Reżyser podchodzi do każdego z nich z empatią i zrozumieniem.

Dla Janusza Kondratiuka "Jak pies z kotem" jest dziełem na poły autobiograficznym. Fabułę oparł na swej relacji ze zmarłym w 2016 roku bratem Andrzejem - także filmowcem, twórcą między innymi "Hydrozagadki", "Pełni" i "Wrzeciona czasu". Niektórzy mogą się obawiać, że reżyser ugładzi przez to historię. Na szczęście tak nie jest. Wszyscy bohaterowie filmu to pełnokrwiste postaci, mające swoje wady i zalety, momenty słabości i niezwykłej siły. Reżyser podchodzi do każdego z nich z empatią i zrozumieniem.
Robert Więckiewicz i Aleksandra Konieczna w filmie "Jak pies z kotem", fot. Hubert Komerski /Akson Studio /materiały prasowe

Reżyser Janusz (Robert Więckiewicz) otrzymuje dramatyczny telefon - jego starszy brat Andrzej (Olgierd Łukaszewicz) miał udar, który skutkował częściowym paraliżem ciała. Obaj od jakiegoś czasu nie utrzymywali ze sobą bliższych kontaktów. Teraz młodszy z braci postanawia zaopiekować się tym starszym. Nie jest to praca prosta i wdzięczna. Szczególnie, że Andrzej jeszcze przed chorobą słynął z trudnego charakteru. Janusz kolei nie słynie z cierpliwości i szybko sięga po rzucane na lewo i prawo bluzgi. Opieka nad chorym to pasmo niezręczności, irytacji i wyrzeczeń dla obu braci oraz ich najbliższych. Powoli jednak odbudowuje się między nimi więź - swego czasu bardzo silna.

Niejednoznaczność swych bohaterów idealnie oddają aktorzy. Więckiewicz osiąga mistrzostwo świata, gdy od czasu do czasu pozwala swej postaci na odrobinę czułości wobec innych postaci. Równie dobry jest Łukaszewicz, przez całość swojego czasu ekranowego przykuty do łóżka lub wózka. Szczególne brawa należą się Aleksandrze Koniecznej w roli Igi, nadużywającej alkoholu i, wydawałoby się, oderwanej od świata żony Andrzeja. Postać, która mogła łatwo popaść w parodię, staje się kolejną (po "Ostatniej Rodzinie") wielką rolą w jej filmografii.

Reklama

W swym filmie Kondratiuk nie rozpamiętuje i nie rozlicza przeszłości. Owszem, historia bohaterów, podobnie jak ich twórczość, zostaje kilkukrotnie przywołana. Jednak "Jak pies z kotem" to przede wszystkim relacja z całodniowej opieki nad przykutym do łóżka krewnym. Podana bez zbędnych upiększeń, często naturalistyczna, ale też unikająca popadania w szarą rozpacz. Zamiast niej dostajemy bardzo dobrze wyważoną tragikomedię, gdzie głośne i wściekłe wyzwiska obu braci poprzedzają kameralną scenę spuentowaną cichym - ale mającym większą siłę niż wszystkie krzyki świata - "kocham cię".

Liczne zalety filmu Kondratiuka sumują się w dwóch ostatnich kadrach filmu - krótkich, statecznych, bez dialogów w tle. Niektórzy potrzebowaliby podniosłej muzyki, aktorskiej szarży, tysiąca statystów. Tutaj tymczasem Kondratiuk dwoma skromnymi ujęciami tworzy najbardziej przejmującą chwilę, jaką było mi dane od dłuższego czasu oglądać na kinowym ekranie. Małe Wielkie Kino.

8/10

"Jak pies z kotem", reż. Janusz Kondratiuk, Polska 2018, dystrybucja: Akson Dystrybucja, polska premiera: 19 października 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy