Reklama

Gdynia nagłych odkryć

Rusza XXXII Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tegoroczna impreza na pierwszy rzut oka w niczym nie przypomina tej z 2006 roku.

Kiedy rok temu przedstawiciele branży filmowej zjeżdżali się do Gdyni, właściwie wszystko było jasne. Mimo że do Konkursu Głównego zakwalifikowała się rekordowa ilość tytułów (24 filmy), to jeszcze przed pierwszym seansem w Teatrze Muzycznym karty wydawały się rozdane.

Goszczące już na ekranach kin "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego i "Plac Zbawiciela" Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze wydawały się "na zdrowy rozum" jedynymi filmami godnymi Złotych Lwów. Werdykt jury tylko potwierdził to, o czym intuicyjnie szeptano jeszcze przed uroczystym otwarciem festiwalu - polskie kino jest tak przewidywalne i nudne, że - jeśli nawet dotrwamy do końca seansu - nie jest nas w stanie niczym zaskoczyć.

Reklama

W tym roku ciężko wskazać zdecydowanego faworyta chociażby z tego względu, że żaden z tytułów, które zdążyły już wejść do kin - nie jest "filmem na Złote Lwy". Największe oczekiwania towarzyszą premierom najnowszych dzieł Jerzego Stuhra ("Korowód"), Doroty Kędzierzawskiej ("Pora umierać") czy Janusza Kamińskiego ("Hania"). Z niecierpliwością czekamy również na opromienione weneckim sukcesem "Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego i długo oczekiwaną ekranizację prozy Andrzeja Stasiuka - "Wino truskawkowe" Dariusza Jabłońskiego.

O ile zeszłoroczną edycję reklamowano hasłem "rok debiutów", o tyle teraz w konkursie mamy ich ponad połowę mniej. Z sześciu produkcji najżywsze emocje towarzyszą znanemu już z festiwalowego obiegu "Rezerwatowi" Łukasza Palkowskiego, "Środa, czwartek rano" dokumentalisty Grzegorza Packa i komedii "Futro" Tomasza Drozdowicza.

Brakuje też w tym roku murowanej "bomby", jaką w poprzedniej edycji była "Samotność w sieci" Witolda Adamka. Co prawda cała Polska przez najbliższy tydzień będzie żyła "Katyniem" Andrzeja Wajdy, ale "najważniejszy film w historii Polski" pokazany zostanie w Gdyni poza konkursem. W dodatku dzień po warszawskiej premierze.

Liczę więc w Gdyni na niespodziewane zaskoczenia - zeszłoroczny festiwal przyniósł dwa odkrywcze seanse: "Chłopca na galopującym koniu" Adama Guzińskiego i "Summer love" Piotra Uklańskiego. Obydwa filmy - zdecydowanie odstające od realizacyjnej "średniej" - przepadły zresztą w Gdyni z kretesem. Do dzisiaj nie trafiły również do regularnej dystrybucji. Dla takich filmów warto rezygnować z leżącej tuż obok Festiwalowego Centrum plaży.

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Odkryj | odkrycia naukowe | festiwal | Gdynia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy