Reklama

Gala festiwalu w rękach Maćka Stuhra

Znana dziennikarka telewizyjna Grażyna Torbicka przyjechała do Gdyni na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Na jakie filmy czeka gwiazda?

Czy to dobrze, że tym roku mamy tylko 12 filmów w konkursie głównym?

- Bardzo dobrze. To jest festiwal, a nie przegląd. Po tym, co już obejrzałam stwierdzam, że selekcja jest dobra, ponieważ możemy zobaczyć tu naprawdę różne filmy i style. Ważne jest też to, że do konkursu stają zarówno doświadczeni twórcy, jak Lech Majewski czy Jerzy Skolimowski - świadomi swego języka i charakteru filmowego - oraz debiutanci.

Jakie filmy mają tu największą szansę na wygraną?

- Ciężko powiedzieć, ponieważ nie widziałam jeszcze wszystkich. Z niecierpliwością czekam na film "Róża" Wojciecha Smarzowskiego. Bardzo cenię tego reżysera.

Reklama

Już dziś festiwal można uznać za udany?

- Myślę, że tak. Natomiast jedna rzecz mnie niepokoi. Oglądając te filmy mam wrażenie, że mamy w Polsce tylko kilku aktorów, którzy mogą grać w rodzimych produkcjach. Mamy Romę Gąsiorowską, Roberta Więckiewicz, Borysa Szyca i Mariana Dziędziela. To jest niepokojące, ponieważ reżyserzy powinni szukać nowych twarzy. Gdy na jednym festiwalu zobaczy się kilka wcieleń Romy Gąsiorowskiej, to zapewne jest to szkodliwe również dla tej aktorki.

Sugeruje pani rezygnowanie ze znanych aktorskich twarzy?

- Nie, ale przynajmniej powinno się więcej od nich wymagać. Reżyserzy powinni inaczej ich prowadzić, gwiazdy nie powinny być tak bardzo podobne do siebie. Każdy z wymienionych aktorów, to wybitny artysta i warto wykrzesać z nich coś więcej niż zwykle.

Festiwal w Gdyni to święto kina. Zapewne czuje się pani tu jak w domu...

- Jak w domu czuję się w Kazimierzu Dolnym na festiwalu Dwa Brzegi, a tutaj cieszę się z obcowania z naprawdę różnymi polskimi filmami.

Żałuję pani, że ostatecznie nie dojechał do Gdyni Roman Polański?

- Oczywiście. Chociaż nie wiem, czy wówczas festiwal nie skupiłby się tylko na nim. A tak przynajmniej więcej rozmawiamy o filmach, a nie tylko o Romanie Polańskim.

Poprowadzi pani galę zamknięcia festiwalu?

- Nie. W tym roku jest to w rękach Maćka Stuhra, który nie dość, że galę poprowadzi, to jeszcze jest autorem jej scenariusza i reżyserem.

Nie będzie pani tego brakowało? Przecież to już tradycja...

- Gdyńskie gale to bardzo stresujące wieczory, ponieważ wszystkiego dowiadujemy się w ostatniej chwili. W spokoju zobaczę tę uroczystość siedząc na widowni.

Czego życzy pani temu festiwalowi?

- Sukcesu i satysfakcji. Życzę tego i festiwalowi i dyrektorowi Michałowi Chacińskiemu. Życzę też tego, żebyśmy zapamiętali jak najwięcej filmów z tego konkursu. Jeżeli filmy przejdą do naszych wspomnień, to znaczy, że festiwal był udany.

Rozmawiała: Dominika Gwit

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy