Reklama

Ciało chce żyć

"Essential Killing", reż. Jerzy Skolimowski, Polska, Norwegia, Węgry, Irlandia 2010, dystrybucja: Syrena Films, premiera kinowa: 22 października 2010

Bohatera "Essential Killing" - brodatego Afgańczyka o twarzy Vincenta Gallo - poznajemy, kiedy w pustynnym labiryncie ucieka przed amerykańskimi żołnierzami.

Wokół fruwają kule, gdzieś w górze ryczą śmigła helikoptera, a on biegnie. Biegnie i biegnie. W końcu zostaje złapany, ale podczas transportu ciężarówka, w której jest wieziony, wywraca się i mężczyzna odzyskuje wolność. Wie, że zaraz może ją z powrotem stracić, więc biegnie dalej. Przez las, przez śnieg, po trupach. Rytm filmu Jerzego Skolimowskiego wyznaczają krew pulsująca w skroniach Afgańczyka oraz tupot jego stóp.

Reklama

Ten reżyser lubi rzucać swoich bohaterów w nieprzyjazne i obce przestrzenie; lubi patrzeć, jak lecą na złamanie karku. W debiutanckiej trylogii - "Rysopisie", "Walkowerze" i "Barierze" - ową przestrzenią było dorosłe życie, a w zatrzymanym przez cenzurę "Ręce do góry" - układ polityczny. Jeszcze wtedy dawało się jego ekstrawaganckie, rozgrywające się gdzieś na granicy między snem a jawą filmy odczytywać w odniesieniu do aktualnej rzeczywistości; w przypadku "Essential Killing" sam twórca odżegnuje się jednak od takich interpretacji. Chociaż w "kotka i myszkę" bawią się tutaj emisariusze Wujka Sama i Afgańczycy, to publicystyka zostaje wypchnięta poza granice kadru. Skolimowski obciosuje swoje dzieło z kontekstów; formuła kina akcji i współczesny temat zdają się być jedynie fanaberią, efektownym pretekstem do opowiedzenia o czymś pierwotnym i ponadkulturowym: o przetrwaniu.

Oglądanie "Essential Killing" to doświadczenie czysto fizyczne. Biel śniegu oślepia, nerwowy montaż dezorientuje. Na ścieżce dźwiękowej mamy czystą kakofonię: odgłosy strzałów, szczekanie psów, wycie wiatru, płacz, krzyk, oszczędne podkłady Pawła Mykietyna i histeryczną łupaninę autorstwa zespołu Moja Adrenalina. Ten film działa poza intelektem i moralnością - jest atawistyczny, zanurzony w ciele. Ciało chce żyć, więc zabija i kradnie. Afgańczyk je mrówki i korę, a w jednej ze scen napada w lesie na samotną kobietę, aby gwałtem wypić mleko z jej piersi. Skolimowski nie zostawia jednak miejsca na ocenę bohatera - pozwala nam jedynie razem z nim czuć strach, zimno i głód.

"Essential Killing" ma w sobie coś z prozy Cormaka McCarthy'ego - identyczną surowość, która niepostrzeżenie zmienia się w poezję. Zdecydowanie więcej tutaj czasowników niż przymiotników; monotonia urasta do rangi medytacji. Skolimowski jest reżyserem niezwykle zdyscyplinowanym: nie szafuje symbolami i nie popada w egzaltację. Tam, gdzie inny twórca zabrzmiałby bełkotliwie, on pozostaje klarowny i oszczędny.

Po premierze na festiwalu w Wenecji Tadeusz Sobolewski pytał na łamach prasy o sens "Essential Killing". "Nie wiadomo, co jest jądrem tego enigmatycznego filmu" - pisał. Do głowy przychodzą mi dwie odpowiedzi. Pierwsza z nich brzmi: sensem jest kino - piękne, kinetyczne, porywające. Druga odpowiedź ma formę pytania: czy zastanawiając się nad sensem dzieła traktującego o woli życia, nie zastanawiamy się przypadkiem nad sensem samego życia?

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: cielę | ciało | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy