Reklama

"80 milionów": Solidarność's Five: Gra o 80 mln

"80 milionów", reż. Waldemar Krzystek, Polska 2011, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 25 listopada 2011

W 2008 roku należałam do tej frakcji, która triumf "Małej Moskwy" na festiwalu w Gdyni odebrała jako próbę obłaskawienia widowni, zwłaszcza, gdy wygrała z o wiele lepszą "Rysą", by pozostać w kręgu PRL-u. Lekcja historii ubrana w kostium gatunkowy wyciskała łzy, ale wynosiła niewiele smaczków z tamtej epoki. "80 milionów" jest już w tym względzie o wiele lepszą próbą.

Waldemar Krzystek ponownie wraca w rodzinne strony. Akcja "80 milionów" rozgrywa się w 1981 roku we Wrocławiu, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Głównymi bohaterami są autentyczne postacie (poza Maksem), a wydarzenia, które obserwujemy - czyli próba wykiwania UB i SB oraz zabezpieczenia kasy dolnośląskiej Solidarności (tytułowe 80 milionów) - naprawdę miały miejsce. Krzystek umieszcza swoją opowieść w ramach heist movie (choć w gruncie rzeczy napadu tutaj nie ma), podobnie jak w "Małej Moskwie" gra na emocjach, ale i sprawniej buduje napięcie, a przede wszystkim - co najcenniejsze - przemyca więcej szczegółów dotyczących tamtych czasów.

Reklama

To istotne, bo forma filmu i wybór rodzaju gatunkowego sugeruje, że głównym odbiorcą "80 milionów" będzie młoda widownia, a ta - nawet jeśli urodzona w latach 80. - raczej nie wyłapałaby wszystkich niuansów. Przyznaję, że Krzystkowi udało się uniknąć łopatologii, reżyser subtelnie bowiem wplata wyjaśnienia w dialogi bohaterów (dobrym przykładem jest tu scena przesłuchania Staszka). Podobnie niektóre smaczki z epoki pojawiają się niby tak od niechcenia jako dodatek do poszczególnych scen - a to kolejki do banku, brak benzyny, "rzucenie" towarów w sklepie czy urok Pewexów.

Karnawał Solidarności, który wkrótce zakończyła akcja "Synchronizacja" (taki kryptonim nosił plan wprowadzenia stanu wojennego), podbijany jest nie tylko przez muzykę (z finalnym "Chciałbym być sobą" Perfectu), ale i przez młodzieńczy entuzjazm głównych bohaterów. Staszek, Józek, Piotr i Władek, to w gruncie rzeczy Stanisław Huskowski, Józef Pinior, Piotr Bednarz i Władysław Frasyniuk - znani działacze dolnośląskiej Solidarności. Jedynie Maks jest w tym gronie postacią bez rzeczywistego pierwowzoru. Krzystka, nawet jeśli zajmuje się historią, zawsze interesują jednostki, poszczególne osoby i więzi. Zamiast hurapatriotycznego nastawienia, jest raczej młodzieńcza potrzeba wolności i owego "bycia sobą" dławionego przez system. W "80 milionach" poprzez relacje Krzystek zaczyna budować rzeczywistość, na którą składają się: subtelne zależności (choćby ów znienawidzony teściu - powiatowy sekretarz jako bufor bezpieczeństwa dla Staszka), narastanie atmosfery niepokoju i w konsekwencji podejrzliwości, przenikanie się kilku światów - Solidarności, SB i UB, kościoła, a nawet weteranów podziemia z czasów II wojny światowej.

Papierowość "Małej Moskwy" wynikała w dużej mierze z błędów scenariuszowych, ale i gry aktorów. "80 milionów" to aktorski samograj. Wojciech Solarz, Marcin Bosak, Krzysztof Czeczot, Maciej Makowski i Filip Bobek bardzo dobrze wypadają jako owa Piątka Solidarności, wystawiająca UB i SB do wiatru. Bez cierpiętnictwa, bez niepotrzebnej heroizacji przełamują w pewnym sensie utrwalony w polskim kinie obraz inteligenta Solidarności, który dużo mówi, ale raczej nie nadaje się na bohatera pościgu z użyciem starego, dobrego fiata 125p. Ów inteligent staje się tutaj siłą napędową kina akcji. Chwilami nazbyt może szarżuje Piotr Głowacki jako kapitan Sobczak z SB - "pies z psa", jak mówi o sobie, kawał drania na pograniczu psychopaty. W kontrze jednak do niego doskonale wypada stonowana gra Jana Frycza. Do tego dodajmy Krzysztofa Stroińskiego czy Cezarego Morawskiego oraz Krzysztofa Globisza (nawet jeśli w epizodach) i dostajemy naprawdę niezłą aktorską orkiestrę.

Czego zabrakło? Podobnie jak w "Małej Moskwie" pełnokrwistych postaci kobiecych zamiast popłakujących po kątach kobiet w ciąży, czy ewentualnie wrednych agentek (choć jedna z nich i tak jest najciekawszą bohaterką filmu). A było komu zagrać, bo i Emilia Komarnicka i Agnieszka Grochowska udźwignęłyby role, które nie byłyby tylko i wyłącznie tłem dla naszych dzielnych Solidarnościowych bohaterów. To taka kobieca uwaga. "80 milionów" i tak jest kawałkiem sprawnego kina akcji z historią w tle, a to w naszym polskim dorobku naprawdę dużo.

6/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 'Solidarność' | Waldemar | "Solidarność"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy