ZDJĘCIA | Wtorek, 12 listopada 2019 (12:15)
Mówiono o nim „mały wielki człowiek”. Niewysoki, szczupły, niemal kaleka, zadziwiał wszystkich siłą i niezwykłym hartem ducha. Nie wszyscy wiedzieli, że Tadeusz Fijewski prawdopodobnie cierpiał na wrodzony ubytek przegrody serca, chociaż mówiono też o niedomykalności zastawek. "Wada była w tamtym czasie nieoperacyjna - wspominał reżyser Erwin Axer. - Wargi aktora przybierały barwę niebieską, siniały, oddech zawodził. Z czasem dyrektorzy teatrów zaczęli tę okoliczność brać pod uwagę". ("Retro")
1 / 4
Fijewski nauczył się gospodarować siłami. Kładł akcenty, które sugerowały siłę, stwarzały jej pozór. Mógł nawet gwałtownie podnieść głos, ale długich, szybko mówionych tekstów, zwłaszcza wspartych ruchem, nie mógł mówić nigdy, do końca życia. Mimo tych ograniczeń, swym kunsztem nie ustępował najlepszym. W 1946 r. pojawił się na dużym ekranie w filmie "W chłopskie ręce". Wkrótce potem bezpośrednio od ról 20-latków, w których się dotąd specjalizował, przeszedł do ról starców. A miał wtedy zaledwie 35 lat! Staruszków grał już do końca życia. ("Retro")
Źródło: Gallo Images Poland