Kurt (znany ze "Stranger Things" Joe Keery) od lat bezskutecznie marzy o statusie influencera i wielkiej popularności w Internecie. W kolejnej próbie osiągnięcia swojego marzenia zostaje kierowcą taksówki w aplikacji Spree. Gdy nagrywane przez niego filmiki nie zyskują spodziewanego zainteresowania, zaczyna zabijać swoich pasażerów i transmitować morderstwa na żywo w Internecie. A wszystko to w pogoni za subami.
"Spree" to drapieżna, wyprodukowana między innymi przez Drake’a i rozgrywająca się w całości na ekranach smartfonów i kamerek GoPro satyra na social media. Czarny humor i groteska mieszają się tu ze społeczną refleksją, a wydarzenia szybko nabierają niespodziewanego tempa. Całość opowiadana jest w intrygujący formalnie sposób znakomicie przystający do poetyki współczesnego internetu, dzięki czemu "Spree" wygląda jak jedyna w swoim rodzaju ekranizacja "GTA" doprawiona nawiązaniami do "American Psycho". Patrzy się na to trochę jak na kompilacje wypadków z rosyjskich ulic – wiemy, że nie powinniśmy oglądać, ale nie możemy oderwać wzroku.
Udany miszmasz komedii i horroru? Będący jak najbardziej na czasie komentarz dotyczący toksyczności social mediów? Portret upadłej jednostki, żądnej ugrać swoje pięć minut sławy wszelkimi dostępnymi środkami? Ambicje "Spree" były - pomimo skromnych walorów produkcyjnych - całkiem spore. Niestety, film Eugene'a Kotlyarenki nie sprawdza się ani jako kino gatunkowe, ani jako komentarz społeczny.
Czytaj więcej