Dla znawców kina Jaimego Rosalesa - wytrawnego i cenionego twórcy slow cinema - prezentowana na festiwalu w Cannes "Petra" może być nie lada zaskoczeniem. Koronkowa fabuła prowadzi widza przez labirynt zawiłej, rodzinnej historii, w której za wieloma zakrętami kryją się zdumiewające sekrety. Tytułowa bohaterka (Bárbara Lennie) przyjeżdża na wieś do pracowni bogatego i okrutnego artysty, by dowiedzieć się, kto jest jej ojcem. W tym miejscu losy Petry skrzyżują się nie tylko z egoistycznym rzeźbiarzem, ale też jego zahukanym synem i nerwową żoną. Intrygująco sfotografowany obraz Rosalesa łączy w sobie dramatyzm antycznej tragedii i rozwiązania typowe dla rasowej telenoweli. Ten mariaż wydaje się szatańsko przemyślany. Podział filmu na rozdziały przypomina serialowe odcinki, z których każdy ujawnia nowy, sensacyjny element w rodzinnej układance. A im bliżej finału, tym bardziej ta historia przypomina przerażająco smutną opowieść o dzieciach płacących za błędy swoich rodziców.