Reklama

Outsider Emir Kusturica

- Przez całą swoją karierę kręcę jeden i ten sam film - powiedział Emir Kusturica w Cannes po sobotnim pokazie swego "Promise Me This". - Po raz pierwszy jednak zrealizowałem film niskobudżetowy - dodał serbski twórca.

- Pewnie dlatego, że producentem była moja żona Maya - spuentował Kusturica.

Ci, którzy pokochali twórcę "Underground" za mieszankę bałkańskiego szaleństwa, surrealistycznej kreacyjności i ludowej magii - nie poczują się zawiedzeni. W istocie Kusturica od ponad 20 lat obraca się wśród tych samych tematów, zachowując ten sam, rozpoznawalny styl.

"Promise Me This" opowiada historię kilkunastoletniego chłopca Tsane, mieszkającego w malutkiej serbskiej wiosce. Kiedy jego dziadek czuje zbliżającą się śmierć, wysyła wnuka do najbliższego miasta, by spełnił jego trzy życzenia: sprzedał krowę, a za uzyskane w ten sposób pieniądze kupił ikonę oraz znalazł sobie żonę. Bajkowa historia? Ci, którzy przyzwyczaili się do fruwających welonów, w nowym filmie Kusturicy znajdą też inne "cuda".

Reklama

Baśniowa otoczka "Promise Me This" to, według serbskiego twórcy, jedynie sztafaż, za którym kryją się fundamentalne pytania, dotyczące problemów współczesnego świata.

- Swymi filmami staram się ewokować ideę amerykańskiego i europejskiego kina lat 70. Żyjemy obecnie w świecie, w którym bardziej niż stawianie poważnych pytań, interesuje nas zabawa. Nie mam nic przeciwko rozrywce, ale zatraciliśmy umiejętność stawiania poważnych pytań. Żyjemy w postępującej niedojrzałości - powiedział Kusturica, podkreślając outsiderski charakter swojej twórczości.

Próba rewitalizacji kina lat 70. znajduje w "Promise Me This" wymowną egzemplifikację, gdy dwójka bohaterów ogląda w telewizji "Taksówkarza" Martina Scorsese.

- Staram się robić energetyczne kino, które jednak mówi o czymś ważnym - dodał reżyser.

- Festiwal w Cannes wydaje mi się furtką dla tego typu wolnej, niezależnej twórczości. Dlatego cieszę się, że towarzyszy mi on od początków mojej kariery. Byłem tu już tak wiele razy, że zażartowałem ostatnio, że Gilles Jacob [prezydent festiwalu] powinien mi tu kupić dom - powiedział Kusturica.

Jego zdanie podzielają inni reżyserzy, których filmy możemy zobaczyć w ostatnich dniach festiwalu. Weteranka francuskiego kina - Catherine Breillat, która po raz pierwszy zakwalifikowała się do canneńskiego konkursu (z filmem "The Old Mistress"), przyznała, że mimo iż jej najnowszy obraz jest najprzystępniejszy ze wszystkich, które dotychczas zrealizowała - nie robiła go z myślą o publiczności. - Tworzę dzieło sztuki, a nie produkt - powiedziała w rozmowie z reporterem "The Hollywood Reporter". Podobnego zdania jest Denys Arcand, którego "L'Age Des Tenebres" pokazany zostanie na zakończenie festiwalu. Kanadyjski reżyser przyznał , że tylko raz sugerował się testem na widowni, który przeprowadził przed premierą filmu "Stardom".

- Przemontowałem film według danych z próbnego testu w Nowym Jorku. Nienawidzę się za to po dziś dzień. W swej twórczości staram się być najszczerszy jak tylko można w przedstawianiu swej wizji świata. Jak mogę polegać na opinii widzów, wydanej po jednym pokazie? - pyta Arcand.

Kusturica solidaryzuje się z powyższymi stanowiskami.

- Staram się nie podążać za modami. Świat potrzebuje filmowych wizjonerów, a nie [tylko] reżyserów - zakończył twórca "Promise Me This".

O tym komu jury pod przewodnictwem Brytyjczyka Stephena Frearsa przyzna Złotą Palmę, przekonamy się już w niedzielę (27 maja) wieczorem.

Tomasz Bielenia, Cannes

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: twórca | Cannes | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy