Reklama

Borys Szyc o festiwalu w Cannes

Festiwal w Cannes - oprócz bycia świętem kina - jest także targami filmowymi, gdzie się kupuje, sprzedaje. To jest gigantyczny market, na którym ludzie wymieniają się pomysłami i kontaktami - powiedział aktor Borys Szyc.

Festiwal w Cannes - oprócz bycia świętem kina - jest także targami filmowymi, gdzie się kupuje, sprzedaje. To jest gigantyczny market, na którym ludzie wymieniają się pomysłami i kontaktami - powiedział aktor Borys Szyc.
Borys Szyc podczas canneńskiego festiwalu /Clemens Bilan /Getty Images

Podczas sobotniej uroczystości rozdania nagród 71. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes Paweł Pawlikowski otrzymał nagrodę dla najlepszego reżysera za dramat "Zimna wojna". Film walczył również o najważniejszą nagrodę festiwalu - Złotą Palmę.

Jak podkreślił w niedzielnej rozmowie z PAP aktor Borys Szyc, który w "Zimnej wojnie" wciela się w postać Lecha Kaczmarka, udział w canneńskim festiwalu "można traktować w kategoriach snu".

"To była gigantyczna bomba emocjonalna; tyle bodźców zaatakowało nas tu z każdej strony. Emocji było naprawdę mnóstwo, spotkaliśmy setki osób, które przez całe życie - nie tylko jako artysta, ale też człowiek - podziwiasz, oglądasz. Niektóre z nich, jak Gary Oldman, przyczyniły do tego, że chciałem zostać aktorem" - mówił Szyc. Jak dodał, przeżycia takie jak m.in. osobiste gratulacje od przewodniczącej jury Cate Blanchett, "pozostaną w pamięci do końca życia".

Reklama

Aktor podkreślił, że takie reakcje to "gigantyczne potwierdzenie, że to, co robisz jest dobre, fajne, że warto to robić", a także tego, że "filmowcy są wielką rodziną". "Tutaj nie było między nami żadnych różnic - wielka gwiazda, ktoś tam z Polski; oni byli autentycznie przejęci tym filmem, zainteresowani też tym, co tam u nas, w tej Polsce się dzieje, jak to wygląda. Pytali Pawła (Pawlikowskiego) o historię Polski" - powiedział Szyc.

Samą ceremonię zamknięcia festiwalu aktor ocenił jako "skromną i szybką". "Do tego stopnia, że nie mieliśmy tam nawet tłumaczenia na żywo na angielsku; ja nie mówię po francusku, ani Tomek (Kot), więc nie wiedzieliśmy, co to w ogóle jest za kategoria. Ktoś nawet rzucił: 'scenografia', nagle wywołują Pawła (Pawlikowskiego), więc sytuacja była dość komiczna. Ale zrozumieliśmy jednak, że dostaje właśnie w tym momencie Złotą Palmę za reżyserię" - mówił.

Jak zaznaczył, "samo to, że film był w głównym konkursie to (...) było niesamowite przeżycie i uhonorowanie" pracy wszystkich, którzy przyczynili się do jego powstania. Zwrócił również uwagę, że swoją nagrodę - mimo, że indywidualną - Pawlikowski "zadedykował wszystkim współtwórcom".

Pytany o to, czy aktorom udział w filmie nominowanym do nagrody Złotej Palmy, może przynieść wymierne korzyści w postaci np. nawiązania współpracy z zagranicznymi agentami, odpowiedział:  "Myślę, że tak; już się dzieje, nawiązaliśmy mnóstwo kontaktów i znajomości".

"Festiwal w Cannes - oprócz bycia świętem kina - jest także targami filmowymi, gdzie się kupuje, sprzedaje. To jest gigantyczny market, na którym ludzie wymieniają się pomysłami, kontaktami, poznają się, zadziergają się jakieś nowe współprace" - ocenił Szyc.

Jak zaznaczył, wielość metod finansowania przedsięwzięć filmowych, obecnie "daje aktorom możliwość pracowania w międzynarodowych produkcjach". "Za naszymi nazwiskami może iść jakiś wkład finansowy z danego kraju. To jest fajne, bo oprócz tego, że grasz w filmie, możesz czuć się częścią jego stworzenia, powstawania też od strony finansowej, więc to są dla wszystkich wymierne korzyści" - dodał aktor.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Cannes2018
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy