Reklama

Wojenny dramat Ameryki

Nareszcie dobry, mocny film w konkursie Berlinale. "The Messenger" Orena Movermana w niespotykany dotychczas w amerykańskim kinie sposób egzorcyzmuje wojenne demony Stanów Zjednoczonych.

Oren Moverman to ciekawa postać amerykańskiego kina. Ten urodzony w Izraelu scenarzysta ma na koncie nakręcony w 2000 roku przez Alison Maclean film "Jesus' Son" oraz "I'm Not There" - głośny obraz Todda Haynesa o Bobie Dylanie. Imponująco przedstawiają się też jego przyszłe projekty - w 2009 roku Charlie Kaufman zacznie realizację filmu "Interrupted" o legendarnym reżyserze Nicolasie Rayu, a Steve Buscemi wyreżyseruje "William Borroughs' Queer". Obydwa filmy na podstawie scenariuszy Movermana.

"Messengera" pierwotnie wyreżyserować miał Ben Affleck. Może to i lepiej, że hollywoodzki gwiazdor miał inne zobowiązania po swym reżyserskim debiucie "Gdzie jesteś Amando?", scenariusz Movermana jest bowiem najbardziej osobistym w jego pisarskiej karierze. Nie bez znaczenia jest bowiem fakt, że Moverman odsłużył cztery lata w izraelskiej armii - psychologiczna wiarygodność "Messengera" nie mogła być wykoncypowana, musiała być przeżyta.

Reklama

Moverman, wspólnie z współscenarzystą Alessandro Camonem, wpadli na genialny pomysł. Dlaczego nikt do tej pory nie pokazał osobistej tragedii amerykańskiej rodziny, która nagle dowiaduje się o "bohaterskiej śmierci" swego syna/ męża/ ojca? Największy wojenny dramat Ameryki rozgrywa się nie na froncie (co pokazuje "Jarhead" Sama Mendesa) czy w prezydenckich gabinetach, tylko na gankach amerykańskich domów.

Sierżant Will Montogemery (kolejny raz Ben Foster pokazuje swój drapieżny talent), po powrocie z wojny w Iraku, przydzielony zostaje do specjalnej mundurowej jednostki, której zadaniem jest informowanie rodzin amerykańskich żołnierzy o ich frontowej śmierci. Jego partnerem i szefem jest kapitan Tony Stone (re-we-la-cyj-ny Woody Harrelson) - weteran wojny w Wietnamie. Kiedy odwiedzają dom Olivii Pitterson (nie ustępująca obydwu panom Samantha Morton), by poinformować ją o śmierci jej męża, ta - w odróżnieniu od poprzednich "klientów" Willa i Toma - zachowuje względny spokój. Will spróbuje zapomnieć o wojennej traumie i postara zaangażować się w związek z wdową.

"Messenger" nie jest jednak o niemoralnym romansie (zresztą platonicznym) żołnierza ze świeżo owdowiałą kobietą - najważniejsza w filmie Movermana jest relacja Willa i Tony'ego. Ich trudna przyjaźń ma wybitnie westernową proweniencję - początkowo sobie niechętni, stopniowo wspierają się w leczeniu niezagojonych wojennych ran, zostają niejako skazani na siebie. Jest w filmie Movermana kilka genialnych momentów - na przykład w scenie niezapowiedzianej, pijanej wizyty na ślubie byłej dziewczyny Willa, kiedy ten stara się wygłosić toast. Nie potrafi inaczej, nie chce, robi to specjalnie, gratulując młodej parze słowami przemówienia, którymi rozpoczyna mundurowe wizyty : "W imieniu rządu Stanów Zjednoczonych?". Albo następująca tuż po niej scena pijackiej zabawy obydwu żołnierzy w wojnę na samochodowym parkingu.

"Messenger" zdecydowanie odstaje od reszty pokazywanych dotychczas konkursowych filmów. Nie tylko świetny scenariusz, ale też sprawna reżyseria i niesamowite wprost aktorstwo całej trójki głównych bohaterów (małą rólkę ma też Steve Buscemi) czynią go na razie jedynym kandydatem do Złotego Niedźwiedzia.

Zwłaszcza że kompletnie zawiódł szwedzki reżyser Lukas Moodysson, który pokazał w Berlinie swój pierwszy anglojęzyczny film "Mamooth". Kto pamięta "Babel", przeżyje małe deja vu. Tyle tylko, że "Mamoothowi" brakuje pazura i zadziorności filmu Innaritu. Rozgrywający się w trzech miejscach równocześnie - Nowym Jorku, Filipinach i Tajlandii - jest film Szweda (autora "Fucking Amal" i "Tylko razem") historią nowojorskiej pary: Ellen (Michelle Williams) i Leo (Gael Garcia Bernal), którzy pochłonięci pracą - ona jest chirurgiem, on - właścicielem strony internetowej poświęconej grom komputerowym, nie znajdują zbyt wiele czasu dla swojej 7-letniej córki. Opiekuje się nią filipińska niania Gloria, która z kolei zostawiła w ojczyźnie dwóch synków. Kiedy zaś Leo leci do Tajlandii na spotkanie biznesowe, nawiązuje tam krótki romans z dziewczyną z nocnego klubu Cookie. Ona - kto zgadł? -też ma gdzieś małego synka.

Tli się w tym ładnie sfotografowanym i momentami naprawdę zabawnym filmie iskierka nadziej, że opowiadana przez Moddyssona historia nie osiądzie na mieliźnie antyglobalistycznych truizmów i sentymentalnych banialuk ; niestety z każdą minutą seansu albo coraz bardziej tracimy cierpliwość, albo wręcz obojętniejemy. Nudności nie powstrzymuje nawet piosenka Cat Power "The Greatest", która stanowi jeden z muzycznych lejtmotivów. Zwłaszcza, że słyszeliśmy ją już na tym festiwalu na zakończenie "Ricky'ego" Francoisa Ozona.

Po raz pierwszy w konkursie Berlinale wystartowała też młoda niemiecka reżyserka Maren Ade. "Everyone Else" (Alle Anderen) to historia trudnego związku Gitti (znana z "Pachnidła" piegowata Birgit Minichmayr) i Chrisa (Lars Eidiner). On jest młodym architektem, ona pracuje w dziale PR firmy płytowej - wspólnie spędzają wakacje willi rodziców Chrisa na Sardynii. Jest w tym nierównym filmie kilka naprawdę niezłych momentów, trochę jakby z Antonioniego - skomplikowana gramatyka miłości, niezrozumiałe gesty zastępujące nic nie znaczące słowa, nieoczywista narracja.

Zbyt często jednak "Everyone else" ociera się o infantylizm: to, co mogło pozostać niedopowiedziane, zostaje jasno wytłuszczone, metamorfozy bohaterów przybierają wręcz podejrzanie przeciwstawne kierunki, wreszcie - sami bohaterowie funkcjonują tylko jako modelowe przykłady odwiecznej wojny płci .

Na koniec zaskakujący rodzimy akcent. Jaki Polak ma w programie tegorocznego Berlinale aż trzy filmy? Operator Bogumił Godfrejów. "Storm" Hansa-Chsristiana Schmida startuje w konkursie głównym, dokument "The Wondrous World of Laundry" tego samego reżysera pokazywany jest w "Forum", a w sekcji "Generation" znalazł się film "The Strengh of Water" w reżyserii Armagan Ballantyne.

Tomasz Bielenia, Berlin

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ameryk | dramaty | willa | dramat | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy