Reklama

Berlinale 2014: O dojrzewaniu i innych demonach

Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Berlinie tworzy przestrzeń dla kina zaangażowanego, reżyserów-aktywistów i otwartego dialogu na temat problemów, które zwykło się zamiatać pod dywan.

Czy nie z tego względu w Konkursie Głównym tegorocznego Berlinale znalazł się najnowszy film Feo Aladag "Inbetween Worlds", a w sekcji Panorama Special pokazano "Difret" Zeresenay Berhanego Mehari? Po projekcji pierwszego z filmów z ust jednego z widzów wyrwała się głośna i pełna niesmaku fraza "To jest propaganda!", drugi został nagrodzony przez publiczność na Sundance, gdzie miał światową premierę. Biorąc to pod uwagę trzeba się zgodzić z faktem, że Berlin to nie tylko miejsce na dyskusję, ale i na dojrzewanie do rozumienia świata. O ostatnim ze wspomnianych aspektów opowiada najnowszy film Richardla Linklatera - znakomity, długo oczekiwany i nie bez powodu, choć wciąż nieformalnie, nazywany najlepszym filmem tegorocznego festiwalu -"Boyhood". Produkcją, którą za kulisami uznaje się za najlepszą w sekcji Panaroma jest zaś "Blind"w reżyserii Eskil Vogt, który nagrodzono wcześniej za scenariusz na Sundance.

Reklama

Chłopcy z Teksasu

Kiedy przed kilkoma laty rozeszły się plotki, że Richard Linklater planuje ubrać historię Jessy'ego (Ethan Hawke) i Celine (Julie Delpy) - którzy poznali się w "Przed wschodem słońca" (1995) i powtórnie spotkali w "Przed zachodem słońca" (2004) w formę filmowej trylogii - wielu temu nie dowierzało. "Przed północą" (2013) jednak powstał i sprawił, że z dwóch romantycznych komedii Linklatera wyrosła epicka opowieść o życiu. Mając ją w pamięci nie dziwi fakt, że "Boyhood" był sukcesywnie realizowany przez dziesięć kolejnych lat, byśmy mogli obserwować realne dojrzewanie aktora przekute na filmowe dojrzewanie granej prze niego postaci. Choć film inicjacyjny nie jest żadną nowością w filmografii reżysera "Slacker" (1991), niecodziennej wagi nabiera fakt, że Linklater jest jednym z twórców, którzy dokumentują rzeczywistość na bieżąco, przyglądają się realnym zmianom, jakie zachodzą w postaci stojącej przed kamerą i zacierają granice między dokumentem a fabułą do tego stopnia, że nie sposób oddzielić konwencji tak przecież osobnych.

Na to, co zrobił Linklater porywa się też czeska dokumentalistka - Helena Třeštíková - która tworzy dokumentalne dzienniki z życia swoich bohaterów (wspomnijmy dramatyczną historię "Katki"). O ile ona jest jednak przywiązana do czysto dokumentalnej formy, o tyle Linklater zawsze wykorzystuje ją jedynie jako podstawę do tworzenia alternatywnego świata. Zasady, jakimi rządzi się jego filmowy świat przedstawiony, nie odbiegają jednak odoswajanych przez lata mechanizmów napędzających rzeczywistość. Reżyser potrafi odnajdywać niezwykłość w codzienności i z niebywałym autentyzmem portretować wrażenia, przeżycia i doświadczenia towarzyszące dorastaniu do świadomego życia.

Bohatera jego wybitnego "Boyhood" poznajemy w wieku sześciu lat. Mason (Ellan Coltrane) miesza wówczas ze swoją mamą Olivią (znakomita Patricia Arquette) i siostrą Samanthą (w tej roli córka samego Linklatera). Okazjonalnie w ich domu pojawia się ojciec dzieci (Ethan Hawke), który przed kilkoma laty zostawił rodzinę i wyjechał na Alaskę.Linklater w typowy dla siebie -zabawny, czuły i bezpośredni sposób - portretuje życie rodzinne i podsłuchuje rozmowy, ale nie ocenia swoich bohaterów ani nie opowiada im bajek z morałem. Podąża za zmianami.Te wydają się tak naturalne, jakby działy się samoczynnie - bez ingerencji reżysera i bez scenariusza rozpisanego na kolejne rozdziały i sceny.Linklater zatrzymuje w kadrach chwilę w czasie jej trwania. Tworzy epickie dzieło o teraźniejszości, zapisuje jej barwy; w tle rozbrzmiewają charakterystyczne dla danego sezonu piosenki; zmienia się moda, bohaterowie ewoluują w nieco przewidywalny, ale tak znajomy nam sposób. "Boyhood" ma ciężar i lekkość trylogii o Jessym i Celine, jest w nim naturalność rodem ze "Slackera" i beztroska "Uczniowskiej balangi" (1993).

Jako reżyser "Fast Food Nation" (2006) Linklater przy okazji portretowania swojego bohatera, przygląda się też zmianom, które zachodziły w Ameryce w ciągu ostatniej dekady - kampanii prezydenckiej Obamy i pokłosiu wojny w Iraku. Dzieciństwo i dorastanie Masona jest też głęboko związane z Teksasem - tradycją jego dumnych mieszkańców, klimatem małych miasteczek i energią Austin, które w ciągu ostatniej dekady stało się nową kolebką niezależnego kina w Stanach Zjednoczonych.Choć Linklater wracał do swojego bohatera od czasu do czasu, a jego historia zdaje się być zbudowana z wielu zlepionych ze sobą fragmentów, doświadczenie wydaje się pełne. Niesie ono w sobie też to, co dla wielu artystów i odbiorców ich sztuki kluczowe - poczucie obcowania z przeżyciem uniwersalnym.

Zderzenie czołowe

Kwestię wojny w Iraku z innej perspektywy porusza też Feo Aladag w konkursowym filmie "Inbetween Worlds", który został przyjęty z mieszanymi uczuciami. Reżyserka przed kilkoma laty nagrodzona przez berlińską publiczność za film "Obca" (2010), wraca do tematu życia pomiędzy kulturami. W swoim debiucie przyglądała się zderzeniu patriarchalnej, tureckiej kultury z niemiecką tradycją. Jej drugi film opowiada o niemieckich żołnierzach, którzy usiłują zaadaptować się do życia w gronie irackich żołnierzy i o chłopcu, który pracując jako tłumacz i tkwi nie tylko między słowami, ale właśnie między światami. W jednej z wielu przejmujących scen Tarik (Mohamed Mohsen) siedzi samotnie podczas obiadu w obozie. Po jego lewej stronie posiłek spożywają niemieccy żołnierze, po prawej grupa Irakijczyków.

Brak przynależności i wychodzenie poza ramy tradycji jest wątkiem, który Aladag eksploruje na różnych poziomach. Za każdym razem dochodzi jednak do punktu, w jakim okazuje się, że podstawowe mechanizmy rządzące międzyludzkimi relacjami są ufundowane na nienawiści, wzajemnym niezrozumieniu i kulturowych różnicach, które wydają się nie do przeskoczenia. Mówi o tym w bezpośredni sposób w scenie kłótni o krowę, jaką żołnierz dobija z litości, a tej emocji mieszkańcy lokalnej wioski zdają się zupełnie nie rozumieć. "Inbetween Worlds", w którym Aladag obserwuje przyjaźń powoli rodzącą się między Tarikiem a dowódcą oddziału Jesperem (Ronald Zehrfeld) jest próbą zadania pytania, czy rzeczywiście "jest mnóstwo rzeczy, przekonań lub uczuć, które dziedziczymy wszyscy, bez względu na to, skąd pochodzimy, jaką religię wyznajemy czy jakiej jesteśmy płci".

Reżyserka twierdziła tak, kiedy rozmawiałyśmy kilka lat temu na temat jej znakomitego filmu "Obca". Feo Aladag opowiadała w nim o przemocy wobec kobiet, o złości, smutku i wierze, że opresyjnej tradycji można się przeciwstawić. Robi to czternastoletnia Hirut (Tizita Hagere) w długo oklaskiwanym filmie "Difret" Zeresenay Berhanego Mehari. Amerykański reżyser etiopskiego pochodzenia opowiada w nim o telefa - legitymizowanych przez tradycję porwaniach młodych dziewczyn. Nastolatki trafiają pod dach swojego przyszłego męża, często bite i gwałcone, są przymuszane do ślubu i posłusznego życia w kręgu patriarchalnej kultury. Reżyser przygląda się jednej z autentycznych spraw, która wpłynęła na zmianę prawa i świadomości względem zbrodni popełnianej w imię tradycyjnych wartości. Porwana Hirut w panice strzela bowiem do swojego przyszłego męża i zostaje uznana za morderczynię. Zaangażowany w sprawy kultury i polityki wewnętrznej Etiopii Mehari portretuje zmagania jednej z aktywistek - prawniczki Meaza Ashenafi (Meron Getnet), która walcząc o życie nastolatki wygrywa po drodze znacznie więcej bitew kluczowych dla kulturalnej ewolucji kraju.

"Difret" stoi na granicy między hollywoodzkim widowiskiem a zaangażowanym dramatem społecznym. Mehari przełamuje oswojone struktury i sprawia, że nic w jego świecie nie wydaje się znajome, atrakcyjne i egzotyczne. Nie jest jednak niezrozumiałe. Takie bywają tylko relacje między ludźmi, którzy boją się wyjść poza struktury tradycyjnych ról społecznych i otworzyć oczy na świat.

Poza zasięgiem wzroku

W dosłownym tego słowa znaczeniu ślepa jest Ingrid (Ellen Dorrit Petersen) - bohaterka znakomitego holenderskiego "Blind".U rdzenia scenariusza filmu Eskil Vogt leży to, co uwodzi najbardziej - dystans i fantazja. Fantazjuje główna bohaterka filmu, kobieta po czterdziestce, która nagle straciła wzrok. Teraz po całych dniach przesiaduje w fotelu przy oknie, za którym nic już nie widzi i projektuje własne radości i lęki na życie fikcyjnych sąsiadów. Żartuje, że wszystko jej wolno, bo bycie niewidomą pisarką jest atrakcją, która odwróci wzrok czytelników od wszystkich słabości samej opowieści. Ta bywa piękna i pełna czułości, ale i okrutna, bo rzeczywistość wyobrażona jest miejscem, w którym Ingrid może się wyżyć, zemścić i upokorzyć swoje postaci. Jednej z nich odbiera nawet wzrok, by przyglądać się, jak nieporadnie radzi sobie w rzeczywistości, z której ona sama na czas nieokreślony zrezygnowała.

Vogt w znakomity sposób buduje świat przedstawiony, w którym główna bohaterka filmu uczestniczy wyłącznie jako narrator. Sukcesywnie zaczyna go też burzyć. Fikcja miesza się z rzeczywistością, a wyobrażone postaci przestają żyć własnym życiem, ale zamieniają się w pacynki odgrywające sytuacje, z którymi ich autorka nie ma odwagi się zmierzyć. Komedia jest w "Blind" świetnie zbalansowana z dramatem - obie te kategorie służą temu, by się wzajemnie oświetlić; by zbagatelizować tragedie lub udramatycznić absurdy codzienności. Dzięki wielkiej precyzji, bezpretensjonalności i fantazyjnej dezynwolturze, Vogt udaje się opowiedzieć o kalectwie w niebanalny i przewrotny sposób.Niewidoma bohaterka nie wzbudza litości, ale ciekawość; czasem wzrusza, częściej złości - jak jej życie, przeżywane w pełni, nie wolne od porażek, wciąż goniące za spełnieniem.

Anna Bielak, Berlin

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Berlinale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy