"Wsiadaj, nie ma czasu na tłumaczenia" - mógłby powiedzieć "Wieczór kawalerski", gdyby umiał mówić. Akcja w filmie Szymona Gonery zawiązuje się bowiem natychmiastowo, nie tracąc czasu na zbędne wyjaśnienia. Tempo zdarzeń od początku jest błyskawiczne, a napięcie ma dodatkowo wzmagać ujawnienie intrygującego punktu kulminacyjnego. Klasyczna filmowa zagrywka w rodzaju "jak do tego doszło?". Od razu nasuwa się odpowiedź rodem z klasyka: "nie wiem".
- "Wieczór kawalerski" to komedia gangsterska Szymona Gonery w gwiazdorskiej obsadzie. W rolach głównych występują: Joanna Opozda, Mateusz Banasiuk, Rafał Zawierucha, Magdalena Perlińska, Magdalena Popławska, Paulina Gałązka i Jan Wieczorkowski.
- Mario (Mateusz Banasiuk) i Janek (Rafał Zawierucha) postanawiają zorganizować epicki wieczór kawalerski dla swojego przyjaciela. Idea jest prosta. "Co stanie się w Vegas, zostaje w Vegas". Do dyspozycji ma być wszystko, co normalnie rozbiłoby każde narzeczeństwo, i to w ilościach bez limitu. Kobiety warte grzechu (Joanna Opozda, Magdalena Perlińska), używki o mocy tsunami i inne atrakcje wyjęte żywcem z Hollywood. Jednak, gdy na imprezę wbija gangster (Jan Wieczorkowski) z obstawą, perfekcyjnie zaplanowany wieczór zaczyna zmierzać ku katastrofie. Trzej przyjaciele będą musieli kierować się instynktem przetrwania. Istnieje bowiem realna obawa, że do wesela się nie zagoi...
Twórcy od pierwszych sekund starają się przykuć uwagę widza. Wyimki z niedalekiej przyszłości, szybki montaż, naprędce zarysowani bohaterowie i fabuła; zadanie jest jedno: po prostu musi się dziać. A wszystko to opakowane w wizualne fajerwerki. W ciągu zaledwie kilku minut filmu odbiorcy mogą obejrzeć poszatkowaną w montażu przejażdżkę luksusowym samochodem czy efektowne, a przy okazji (niezamierzenie?) zabawne wprowadzenie postaci z pomocą slow motion.
Wypowiedziane wprost motywacje Maria (Mateusz Banasiuk) czy Kingi (Joanna Opozda), zarysowane grubą kreską w jednej scenie, są natomiast w gruncie rzeczy mało istotne. Podstawowym celem wspomnianych znajomych, dwóch tancerek erotycznych, Roxi (Kinga Jasik) i Sandry (Magdalena Perlińska), oraz dwóch kumpli (Rafał Zawierucha i Patryk Szwichtenberg) jest dotarcie do wynajętego domku na tytułową imprezę i oddanie się rozpustnej zabawie. Plan ulega jednak zmianie za sprawą niezapowiedzianej wizyty gangsterów z Wolfem (Jan Wieczorkowski) na czele.
Po zjawieniu się nieproszonych gości atmosfera w odczuwalny sposób się zmienia. Robi się nie tylko niebezpiecznie i mrocznie, ale i... dekadencko. Pomijając klasyczne przywary przestępców, przedstawiciele mafijnego światka wnoszą ze sobą ciężar rozmów światopoglądowych, o które zapewne trudno byłoby ich podejrzewać.
W scenariuszu Szymona Gonery nie zabrakło narzekania na "problemy" współczesności, z "lewactwem", feminizmem zagrażającym patriarchatowi czy skostniałymi relacjami damsko-męskimi na czele. Dla obserwatora polskiego życia społeczno-politycznego dywagacje te nie będą żadną nowością, a jedynie żmudnym, dość papierowym powtórzeniem tego, o czym słyszy się w debacie publicznej od wielu lat. Pomimo psychologicznych wtrętów, w dialogach zdecydowanie zabrakło ostrości, wyrazistości i oryginalności osądu.
Świeżości opowiadanej historii nie dodają też regularne odwołania do klasyków światowego czy rodzimego kina. "Brokeback Mountain" Anga Lee, "Pulp Fiction" Quentina Tarantino czy "Ojciec chrzestny" Francisa Forda Coppoli, a nawet być może ksywa głównego "złego" będąca odwołaniem do "Psów II: Ostatniej krwi" Władysława Pasikowskiego - dosłowne rzucanie tytułami, nawet jeśli niekiedy pasujące do kontekstu sytuacji, nie ma tutaj większego sensu i zastosowania.
W jednej sekwencji, będącej zresztą kliszą horroru, bohaterowie ścigają się po opuszczonym parku rozrywki, pełnym charakterystycznych rekwizytów z kultowych produkcji. Cóż z tego, skoro finalnie nie spełniają one żadnej funkcji, może poza osadzeniem postaci w filmowej retoryce i podkreśleniem niepasującej do nich na pierwszy rzut oka popkulturowej erudycji.
Na ekranie nie pada chyba natomiast zbitka "Kac Vegas" Todda Phillipsa, co z uwagi na tematykę obrazu wydawałoby się najbardziej uprawomocnione. Choć w "Wieczorze kawalerskim" pada sporo żartów kloacznych czy seksualnych, a przede wszystkim dość czerstwych (chlubnym wyjątkiem od reguły jest reakcja Wolfa na wieść o tym, gdzie studiuje jedna z bohaterek; tutaj odzywa się "warszawska duma" gangstera), do amerykańskiego przeboju sporo mu brakuje.
Drugie dzieło Szymona Gonery (na początku tego roku premierę miała chłodno przyjęta "Dziewczyna influencera") cierpi na niedobory napięcia, które niekiedy nieudolnie "pompowane" są niemal niecichnącą muzyką, a także chemii między bohaterami. Aż chciałoby się zobaczyć kobiecą komitywę czy choćby wiarygodny zalążek jakiegokolwiek uczucia między Mariem a Kingą.
Finalne rozwiązanie intrygi, jak zresztą i ona sama, nie jest specjalnie angażujące, ale pozwoliło twórcom na wygodną i idącą po linii najmniejszego oporu furtkę fabularną. Już teraz możemy się więc przygotować na sequel - tak na wszelki wypadek, gdyby "Wieczór kawalerski" dobrze się sprzedał.
3/10
"Wieczór kawalerski", reż. Szymon Gonera, Polska 2024, dystrybucja: Monolith Films, premiera kinowa: 5 lipca 2024 roku.