Najgorszy film w historii kina? Widzowie nie mogli przestać się śmiać
Od 12 do 20 czerwca 2024 roku w Polsce gości Greg Sestero. Jest on gwiazdą "The Room" - filmu uznawanego za jeden z najgorszych w historii — oraz współautorem "The Disaster Artist", książki opisującej kulisy produkcji, która stała się później podstawą nominowanej do Oscara adaptacji. W ramach cyklu "Najlepsze z najgorszych" Sestero uczestniczył w Polsce w serii pokazów dzieła, które z wątpliwych względów przeszło do historii kina. Przed każdym z nich spotykał się z publicznością i odpowiadał na jej pytania. Polscy widzowie szturmują kina, każdy pokaz jest wyprzedany.
"The Room" z 2003 roku jest dziełem życia Tommy'ego Wiseau — aktora amatora, który zdecydował się samodzielnie zrealizować swój debiut filmowy. Nie tylko w nim wystąpił, ale też go napisał, wyreżyserował i wyprodukował. Sestero, który przyjaźnił się z Wiseau od czterech lat, potrzebował akurat pieniędzy. Miał pracować przy "The Room" przez tydzień. Został do końca produkcji i zagrał jedną z głównych ról.
Film opowiada historię Johnny'ego (Wiseau) - odnoszącego sukcesy bankiera z San Francisco. Mężczyzna mieszka razem ze swoją dziewczyną Lisą (Juliette Danielle), której funduje życie w luksusie. Jest także starszym bratem i zastępczym ojcem dla Denny'ego (Philip Haldiman), osieroconego nastoletniego sąsiada. Również Mark (Greg Sestero), najlepszy przyjaciel, zawsze może na niego liczyć. Ujmując to najkrócej: Johnny jest najlepszy na świecie. Lisa wydaje się jednak niezadowolona. Dla dreszczyku emocji zaczyna romansować z Markiem. Gdy Johnny dowiaduje się o zdradzie, jego idealny świat zaczyna się rozpadać.
Wiseau był pewny sukcesu "The Room". Nikt nie chciał jednak pokazywać gotowego filmu, sam musiał wiec opłacić dystrybucję. Jego dzieło początkowo nie cieszyło się popularnością wśród widzów. Ci, którym udało się go zobaczyć, polecali go jednak znajomym. Był to film tak zły, że aż wybitny. Niektórzy widzowie wracali na niego nawet po naście razy. Po kilku latach "The Room" osiągnął status kultowego, a odtwórcy głównych ról stali się swego rodzaju gwiazdami. Sestero poszedł za ciosem i w 2013 roku napisał razem z Tomem Bissellem książkę "Disaster Artist. Z planu najlepszego złego filmu świata". W 2017 roku James Franco przeniósł ją na duży ekran. On wcielił się w Wiseau, a jego młodszy brat Dave w Grega.
Nie wyobrażam sobie, co mogła czuć osoba, która trafiła na pokaz "The Room" nie wiedząc uprzednio nic o produkcji i jej legendzie. Wydawało się, że w krakowskim kinie Mikro znaleźli się wyłącznie widzowie, którzy przynajmniej raz widzieli dzieło Wiseau. Podczas seansu część widowni cytowała linijki dialogowe i żywo reagowała na powtarzające się ujęcia oceanu lub oprawionych zdjęć łyżek.
Także pytania, którymi został zasypany Sestero, świadczyły o tym, że na sali znaleźli się głównie fani "The Room". Należy zaznaczyć, że aktor zaraz złapał bardzo dobry kontakt z publicznością i cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania, nawet te oczywiste lub powtarzane po stokroć. Przy okazji Sestero fantastycznie naśladuje Wiseau. Co jakiś czas wtrącał jedno z powiedzonek reżysera "The Room", co zawsze bawiło publiczność.
W pierwszej kolejności widzowie spytali o narodowość Wiseau. Reżyser filmu niechętnie dzielił się szczegółami ze swojego życia, a fani od lat spekulowali, gdzie się urodził. Według twórców dokumentu "Room Full of Spoons" pochodzi on z Polski, a naprawdę nazywa się Tomasz Wieczorkiewicz. Wiseau nie potwierdził tych rewelacji, próbował jednak zatrzymać dystrybucję filmu.
Sestero nie odpowiedział wprost na to pytanie. Zamiast tego stwierdził, że tajemnica dotycząca narodowości Wiseau, a także jego finansów i działalności przed realizacją "The Room", to część legendy filmu i jedna z przyczyn jego popularności. Zdradził jednak, że na początku ich znajomości podejrzewał, że jego przyjaciel jest z Francji. Tommy biegle mówi po francusku, Greg także, więc często rozmawiali w tym języku. Dopiero matka Sestero po krótkiej rozmowie z Wiseau stwierdziła kategorycznie: "On nie jest Francuzem".
Następnie aktor zdradził, jak w ogóle trafił na plan "The Room". W tym czasie miał problem ze znalezieniem choćby najmniejszej roli i chwytał się prac dorywczych. Mieszkał ze swoją dziewczyną i brakowało im stu dolarów do opłacenia czynszu. I właśnie wtedy zadzwonił do niego Wiseau. "Hej, chcesz zarobić sto dolarów?" - spytał. "Skąd wiedział?" - zastanawiał się głośno Sestero ku uciesze widowni. Wiseau chciał, by Greg przejrzał zdjęcia osób, które zgłosiły się na casting do "The Room". W trakcie zaproponował mu, by poprowadził castingi. Dla Sestero, który znał ten proces z perspektywy aktora, było to ciekawe doświadczenie. Wiseau wciągał go powoli — podczas castingów zaproponował pracę producenta liniowego, zajmującego się na planie logistyką.
Początkowo w Marka miał wcielić się inny aktor. Był on trenerem personalnym i współlokatorem Dana Janjigiana, który zagrał groźnego handlarza narkotyków Chrisa-R. Wiseau nie przepadał jednak za "pierwszym Markiem", którego codziennie raczył kąśliwymi uwagami. Gdy ten w końcu zrezygnował, rola przyjaciela Johnny'ego przeszła do Sestero — zdjęcia miały się zaraz zacząć, nie było czasu na nowy casting. Greg podejrzewał, że Tommy od początku planował to tak rozegrać. Sestero zaznaczył także, że bez niego "The Room" nigdy by nie powstało.
Zapytany o charakterystyczny czerwony bezrękawnik, który Mark nosi w najbardziej znanych scenach filmu, Greg zdradził, że był to jego uniform z drugiej pracy. W czasie zdjęć do "The Room" dorabiał w sklepie odzieżowym, w którym wszyscy nosili podobne koszulki. Pewnego dnia po prostu wystąpił w niej przed kamerą. Dodał, że większość aktorów grała w swoich ubraniach.
Nie oznacza to, że w czasie realizacji panowała rodzinna atmosfera. Konflikty były nader częste, przede wszystkim między Wiseau i pionem technicznym. W pewnym momencie operator Raphael Smadja zapowiedział, że opuści plan, jeśli nie zostanie zatrudniony producent liniowy. "Greg jest producentem linowym" - odpowiedział Tommy. "Nie, Greg gra Marka, a producent liniowy to praca na pełny etat" - usłyszał od Smadji reżyser. "Greg jest producentem liniowym" - szedł w zaparte Wiseau. W końcu Smadja zrezygnował. Nie on ostatni zresztą.
Pytany o kulisy filmu Sestero zdradził, że najdziwniejszą rzeczą na planie była prywatna toaleta, którą Wiseau postawił na samym środku studia, a od reszty świata odgradził ją tylko kotarą. Co najzabawniejsze i wbrew temu, co pokazano w filmie "The Disaster Artist", w ciągu całej produkcji Tommy nigdy z niej nie skorzystał. Zdjęcia łyżeczek w oprawkach? Znajdowały się w kupionych ramkach. Pierwotnie miały one zostać zastąpione fotografiami Wiseau i wcielającej się w jego filmową partnerkę Juliette Danielle, ale reżyser stwierdził, że nie ma po co tego robić, bo nikt nie zwróci na to uwagi. Jak bardzo się mylił, świadczą tłumy rzucające w stronę ekranu plastikowe łyżeczki podczas każdego seansu. Dlaczego bohaterowie w kilku scenach niezręcznie rzucają do siebie piłkę footballową? "Tommy myślał, że tak robią kumple" - stwierdził szczerze Sestero.
Aktor wyjaśnił także, że filmowa adaptacja jego książki o kulisach pracy nad "The Room" wyolbrzymiała lub nieco przerysowywała niektóre sytuacje. Chodziło przede wszystkim o scenę z "The Disaster Artist", w której wziął udział Bryan Cranston. W komedii Jamesa Franco filmowy Greg spotyka przyszłego gwiazdora "Breaking Bad" i otrzymuje od niego propozycję zagrania małej roli w sitcomie "Zwariowany świat Malcolma". Nie może jednak ogolić swojej brody. Gdy słyszy to Wiseau, w akcie zazdrości przepisuje scenariusz "The Room", wymuszając na przyjacielu zmianę wizerunku i tym samym uniemożliwiając mu występ w popularnym serialu. Sestero wytłumaczył, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Scenarzyści potrzebowali konfliktu między filmowym Tommym i Gregiem — wykreowali go w ten sposób. Natomiast Cranston nakręcił wcześniej z Franco komedię "Dlaczego on?" i na jej planie zaproponowano mu epizod w "The Disaster Artist".
W końcu padło pytanie o stosunek Sestero do "The Room". "Myślałem, że nikt tego nigdy nie obejrzy" - przyznał z rozbrajającą szczerością. Zdradził także, że otrzymał na kasecie VHS pierwszą wersję montażową filmu. Była ona dłuższa od kinowej, różniła się także oprawą muzyczną — podczas niezręcznych scen intymnych zamiast kiczowatej stockowej muzyki leciały utwory Jona Bon Jovi. Sestero lubił pokazywać ją znajomym, bez uprzedzenia ich, co zaraz zobaczą. Pochwalił się nim także swojej rodzinie. "Mama myślała, że to film dla dorosłych, a tata popłakał się ze śmiechu" - wspominał. Później Sestero pojechał na święta do swojej rodziny mieszkającej na Florydzie i oglądał z nimi "The Room" codziennie. Niestety, taśma zaginęła. Żałuje, bo wiele osób kontaktuje się z nim i chętnie pokazałoby ją szerszej publiczności.
Aktor wspominał także pierwsze seanse filmu zorganizowane dla krytyków, które zupełnie nie zapowiadały, że oto rodzi się legenda. Część recenzentów wyszła z sali kinowej przed jego zakończeniem. Inni narzekali na wszystkie decyzje życiowe, przez które trafili na pokaz "The Room". "Nigdy nie widziałem takiego syfu" - biadolił jeden z krytyków. Inny z kolei miał ze smutkiem stwierdzić, że po tym filmie już nigdy nie będzie sprawny seksualnie.
Sestero wspomniał także o bilbordzie, który Wiseau wynajął w hollywoodzkim Highland Avenue. Kosztowało go to pięć tysięcy dolarów miesięcznie. Była to jedyna forma reklamy "The Room" - ogromna płachta z twarzą reżysera, jego prywatnym numerem telefonu i tytułem filmu. Nikt nie wiedział, o co chodzi. "Najzabawniejsze jest to, że gdy o filmie w końcu zrobiło się głośno, Tommy przestał go opłacać" - śmiał się Sestero.
Sestero przebywa w Polsce od 12 do 20 czerwca 2024 roku. Pokazy "The Room" odbywają się w ramach cyklu "Najlepsze z najgorszych", który raczy widzów klasyką złego kina.