Był Gandalfem i Magneto. Nic już nie musi
Aktor może mówić o dużym szczęściu, jeśli trafi mu się jedna ikoniczna rola. Ian McKellen ma takich kilka. Był między innymi Gandalfem we "Władcy Pierścieni" i Magneto w "X-Men". Liczne role w teatralnych adaptacjach sztuk Szekspira przyniosły mu uznanie i prestiż, natomiast wygłupy w mediach społecznościowych — uwielbienie fanów. Aktor pozostanie ikoną także dla mniejszości seksualnych, o których prawa od lat walczy. 25 maja 2024 roku przypadają 85. urodziny niekwestionowanej gwiazdy kina.
Urodzony i wychowany w przemysłowej okolicy na północy Anglii, McKellen profesjonalnie zajmuje się aktorstwem od 1961 roku. Po ukończeniu Uniwersytetu w Cambridge i trzyletniej współpracy w charakterze stażysty z regionalnymi brytyjskimi scenami teatralnymi, szybko ugruntował swoją pozycję jednego z czołowych odtwórców ról klasycznych, w tym szekspirowskich. Jego legendarne kreacje Ryszarda II oraz Edward II w sztuce Marlowe'a podbiły serca publiczności i krytyków na Festiwalu w Edynburgu w 1969 roku.
Poszukując idealnego miejsca dla twórczości artystycznej, McKellen wraz z grupą znajomych aktorów stworzył i został członkiem zespołu teatralnego Actors' Company. Zagrał w tym czasie również znakomite role z The Royal Shakespeare Company w tym: Makbeta (partnerowała mu Judi Dench), Romea, Iago oraz Toby'ego Belcha. Grał w sztukach Brechta, Czechowa, Ibsena, Jonsona, Shawa i Stopparda.
Po sukcesach na scenie przyszły te na małym i dużym ekranie. Rola cara Mikołaja II w telewizyjnym "Rasputinie" przyniosła mu Złoty Glob. W 1996 roku został współproducentem, współautorem scenariusza oraz zagrał główną rolę w ekranizacji "Ryszarda III". Za tytułową kreację otrzymał nominacje do Złotego Globu, nagrody BAFTA oraz został wyróżniony tytułem najlepszego aktora roku podczas gali wręczenia Europejskich Nagród Filmowych. Z kolei rola Jamesa Whale'a, reżysera "Frankensteina", w "Bogach i potworach" Billa Codona, przyniosła mu pierwszą nominację do Oscara.
Oczywiście w tak bogatej karierze znalazły się też porażki. McKellen nigdy nie ukrywał, że nie wspomina najlepiej realizacji "Twierdzy" Michaela Manna z 1983 roku. Aktor nie tylko musiał wytrzymać godziny charakteryzacji do roli dr Theodore'a Cuzy, ale również kłótnie z reżyserem. Obaj szybko przekonali się, że ich wizje artystyczne nie do końca się pokrywają.
"Michael Mann powiedział mi: 'Zagrasz rumuńskiego naukowca'. Pojechałem więc do Rumunii na zwiady i nauczyłem się mówić z rumuńskim akcentem. Pierwszego dnia zdjęć Michael powiedział mi, że chce, abym mówił z akcentem chicagowskim. Cóż, nie mogłem tego zrobić i od tego momentu było coraz gorzej" - wspominał aktor w rozmowie z Variety.
McKellen spotkał się z Bryanem Singerem, gdy ten planował realizację "Ucznia szatana" według powieści Stephena Kinga. Już na początku reżyser oznajmił z nieukrywanym zawodem, że aktor jest za młody do proponowanej roli. Obaj zjedli kolację, którą spędzili na rozmowie. Singer zaczął podczas niej mówić o ewentualnych odtwórców roli, którą proponował McKellenowi. W pewnym momencie przytoczył film "Farma na odludziu" Johna Schlesingera i zaczął dopytywać, kto wcielił się tam w kaznodzieję. "Ja" - odparł nieśmiało McKellen. Singer nie mógł uwierzyć i zapytał, jak zagrał sporo starszą od siebie postać. "Jestem aktorem" - odparł McKellen. Zaraz otrzymał rolę w "Uczniu szatana".
Gdy Singer rozpoczął przygotowania do adaptacji komiksu Marvela "X-Men", zaproponował McKellenowi rolę mutanta Magneto, chcącego unicestwić ludzkość, która jego zdaniem zagraża osobom posiadającym nadprzyrodzone zdolności. Swoją decyzję o przyjęciu angażu tłumaczył tematyką papierowego oryginału. Według niego historie o X-Men zawsze opowiadały o mniejszościach, osobach wykluczonych i tolerancji. Przemawiało to do niego jako homoseksualisty, który przez długi czas bał się otwarcie mówić o swojej seksualności. W przeciwnika X-Men wcielił się w pięciu filmach.
Chociaż dziś może się to wydawać niewyobrażalne, McKellen nie był pierwszym wyborem do roli czarodzieja Gandalfa Szarego. Reżyser Peter Jackson w pierwszej kolejności skontaktował się z Seanem Connerym. Mimo imponującej oferty, przewidującej dziesięć milionów dolarów za każdy z filmów trylogii, szkocki aktor odmówił. Nie potrafił zrozumieć przesłanego mu scenariusza. O rolę Gandalfa ubiegał się także Christopher Lee. Niemal osiemdziesięcioletni wówczas aktor był ogromnym fanem trylogii Tolkiena. Jackson uznał, że Lee jest za stary do roli. Zaproponowano mu więc rolę czarnoksiężnika Sarumana. Jego kolejnym wyborem był Patrick Stewart, który grzecznie odmówił.
Jackson zobaczył jednak jeden z jego wspólnych występów z McKellenem. Scenarzystka Philippa Boyens zaproponowała, by to jemu powierzyć rolę Gandalfa. Aktor nie czytał żadnej z książek Tolkiena. Do przyjęcia oferty przekonał go jednak entuzjazm Jacksona. Wcześniej rozważano angaż Christophera Plummera. "Nie wiem, dlaczego odmówiłem" - mówił aktor w wywiadzie z Conanem O’Brianem. "Ian [...] był wspaniały w tej roli. Wniósł do niej dużo ciepła, czego ja pewnie nie potrafiłbym zrobić. Mój [Gandalf] byłby zimny i władczy. A Ian był dobry i... nienawidzę sukinsyna" - żartował.
McKellen przybył na plan "Władcy Pierścieni" w Nowej Zelandii zaraz po zakończeniu zdjęć do "X-Men". Szybko zauważył, że styl pracy Jacksona przysparza mu trudności. Reżyser chciał, żeby charakter aktorów rzutował na grane przez nich postaci, dlatego co chwilę uzupełniał i poszerzał scenariusz o ich sugestie. "To było uciążliwe. Szczególnie dla aktora teatralnego, który przez całą swą karierę szanował scenariusz, doszlifowany i ustalony przed rozpoczęciem produkcji" - przyznał McKellen w wywiadzie dla magazynu "Empire".
"Nie wyobrażałem sobie nikogo innego grającego Gandalfa. Oczywiście wiem, że są inni ludzie zdolni do zagrania tej roli. Ale skoro grałem go jako pierwszy, nie chciałem się rozstać z tą kreacją. Wiem także, że wiele osób oczekiwało, abym wrócił i zagrał ponownie Gandalfa" - opowiadał Ian McKellen, gdy zapytano go, dlaczego przyjął propozycję zagrania w "Hobbicie", prequelu "Władcy Pierścieni".
Koniec końców filmowanie trylogii "Hobbita" wcale nie było tym, czego oczekiwał aktor. "Władca Pierścieni" powstawał w nowozelandzkich plenerach, zapewniając obsadzie trylogii kilka lat wspaniałej przyjaźni i zabawy na planie. Tymczasem "Hobbit" kręcony był w dużej mierze w filmowym studiu przy użyciu green screenów. McKellen załamał się z tego powodu, ale jako stuprocentowy profesjonalista wywiązał się z podpisanego kontraktu.
We wrześniu 2023 roku w rozmowie z portalem Variety 84-letni wówczas McKellen odniósł się do kwestii swojej ewentualnej emerytury. "I co miałbym robić? Nigdy nie miałem okresu, w którym nie pracowałem, ale mam świadomość, że lada chwila może coś mi się przytrafić, co nie pozwoli mi więcej pracować. Dopóki jednak kolana trzymają, a pamięć działa wyśmienicie, dlaczego miałbym dalej nie pracować? Myślę, że obecnie jestem całkiem dobrym aktorem" - stwierdził Brytyjczyk.