Reklama

Złota Malina dla Izabelli Miko?

Kolejny tydzień i kolejna, po "Popiełuszce", polska premiera, która podnosi ciśnienie polskim krytykom filmowym. Jedni zastanawiają się czy "Kochaj i tańcz" to przypadkiem nie "pełnometrażowy wideoklip", inni widzą w produkcji TVN jedynie "produkt biznesowy". Wszyscy zgadzają się jednak w ocenie roli Izabelli Miko.

"KOCHAJ I TAŃCZ"

"Obraz Bruce'a Parramore'a należałoby oceniać nie w kategoriach filmu, ale pełnometrażowego wideoklipu. Bo tym właśnie Kochaj i tańcz jest - rozbuchanym teledyskiem, który trafia w sam środek tanecznego szaleństwa nad Wisłą i podwyższyć ma, jak można przypuszczać, oglądalność telewizyjnych programów o tańcu. (...) O aktorstwo - podejrzewać można - reżyser dbał najmniej. Mateusz Damięcki głównie wygląda i tańczy, ale to i tak klasa przy groteskowej Izabelli Miko, dla której powinna zostać powołana polska wersja Złotej Maliny".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

Reklama

"Recenzowanie filmu Kochaj i tańcz sens ma ograniczony. Rzecz wyprodukowała stacja TVN, dokładnie znając potrzeby swoich widzów. A skoro kilka milionów tydzień w tydzień ogląda Taniec gwiazdami, prosty rachunek mówi, że przynajmniej część z nich pogna do kina. Niezależnie więc od ewentualnych utyskiwań recenzentów, przedsięwzięcie z wejściem w fabułę kinową telewizji TVN się opłaci. I w tym tkwi sedno sprawy. Kochaj i tańcz to tylko z pozoru film. W istocie jest to zakrojony na szeroką skalę projekt biznesowy" (...) [A] grana przez Miko bohaterka to zapewne najbardziej bezbarwna postać, jaka pojawiła się w polskim kinie od dekady. A kompletnie bezradna aktorka gra ją jedna miną".
Jacek Wakar, "Dziennik"


"DELTA"

"Plastycznie piękny, ale nieprzemyślany i manieryczny film (...) należy do kategorii kina nastroju. Kornel Mundruczo w nostalgicznej scenerii delty Dunaju inscenizuje coś na wzór antycznej tragedii. (...) Podrabiane antyczne fatum nie jest [jednak] w stanie złagodzić wrażenia wykoncypowania. Ot, i cały problem z tym filmem, że to, co ma być w nim autentyczne, za łatwo daje się wziąć w nawias stylizacji, to co, ma być wyznacznikiem oryginalności stylu, zbyt ostentacyjnie zmienia się w wizualne ozdobniki i dramaturgiczne wytrychy, a to, co ma być metaforą, wikła się w plagiaty".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"

"Delta jest błyskotliwie reżyserowana, pełna efektownych ujęć i płynnego ruchu - przesuwania się łodzi po wodzie. Pokazem umiejętności Mundruczo jest scena stawiania dachu domu, kiedy reżyser każe kamerze niemal tańczyć między słupami i deskami, igrać ze słońcem i refleksami, a uzupełnia to fantastyczną [polirytmią wbijanych gwoździ. Mamy do czynienia z dziełem w pełni dojrzałym i przemyślanym, wielowarstwowym i totalnym".
Jan Topolski, "Kino"


"WATCHMEN: STRAŻNICY"

"Być może dla miłośników komiksów będzie to uczta (duchowa, dla oczu itd.) - dla mnie, człowieka spoza tego bractwa, była to ponad 160-minutowa męka. Dobrze pamiętam, podobne jak w filmie, apokaliptyczne nastroje z tego okresu w Polsce, ale to właściwie mój jedyny z nim łącznik. Z żadnym z jego licznych - zbyt licznych! - bohaterów się nie poczuwam: ani z lekko psychopatycznym, zwracającym się do widzów z pseudochandlerowskimi monologami "Rorschachem", ani z biednym, zamienionym w chodzącą bombę dr. Manhattanem (pozostałych nie ma nawet co wspominać). Fabuła - która musi obsłużyć całą tę gromadkę (nieunikniona przypadłość filmów ze zbiorowym bohaterem) - szybko staje się niespójna i rozstrzelona".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Po sukcesie 300 Zack Snyder zekranizował kolejny komiks - tym razem wybitne dzieło Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa Strażnicy Efekt jest więcej niż dobry, choć może być hermetyczny dla widzów, którzy nie znają oryginału. (...) Siłą rzeczy Snyder spłycił wymowę komiksu, uprościł niektóre wątki, z innych musiałzrezygnować całkowicie. Alan Moore, scenarzysta albumu, w proteście wycofał swoje nazwisko z czołówki. ale ostatecznego efektu nie powinien się jednak wstydzić".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"


"RUSAŁKA"

"W przeciwieństwie do Amelii ufarbowana na zielono, sympatyczna Alisa (zmianę włosów zainspirowała Milla Jovovich z Piątego elementu) wcale nie sprawia, że świat jest bardziej szczęśliwy. Tragiczne bywają efekty jej "sztuczek", jakby nie ona reżyserowała rzeczywistość i bawiła się losem, ale los bawił się nią. (...) W tym widzę największy urok Rusałki - powierzchownie efektownej, uwodzącej jak bajka, a zarazem kapitalnie antybajkowej. Tych, którzy mówią, że to rosyjska podróbka Amelii, proszę nie słuchać - Rusałka nie tylko jest inteligentną grą z filmem Jeuneta, ale jest po prostu od Amelii lepsza".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Zapomnijcie o Krymie, kawiorze i Dostojewskim. Tym razem nowe kino rosyjskie prezentuje nam się w wydaniu wyzwolonym i modnym. Efekt tych starań łatwo przewidzieć. (...) W filmie, który miał być na poły poetycką, na poły realistyczną baśnią o ciężkiej doli niebanalnych panienek, ocalały wyłącznie strzępy ładnych obrazków. Surrealistyczne wizje pływacko-miłosnych wyczynów mamusi Alisy albo pomalowane na zielono włosy głównej bohaterki, wreszcie, już w finale filmu, gigantyczne reklamy z napisami w rodzaju: Jesteś piękna, Sama kształtujesz swoją przyszłość albo Wszystko jest w twoich rękach Naprawdę, nie dało się subtelniej?
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"DZIEWCZYNA Z MONAKO"

"Gdy czyta się wywiad z reżyserką Anne Fontaine, odnosi się wrażenie, że nakręciła ona dramat psychologiczny o bergmanowskiej głębi. Tymczasem Dziewczyna... jest marną, niedowcipną i nieśmieszną (być może z powodu właśnie zbyt serioznego podejścia jej twórczyni) komedyjką o nieśmiałym facecie w średnim wieku, którego ulubioną formą współżycia z kobietą była dotychczas rozmowa, a który teraz trafia w erotyczne sidła zastawione przez atrakcyjną panienkę - świadomą swoich fizycznych atutów i wiedzącą, jak je wykorzystać dla swoich celów. Jej manipulacje są jednak tak strasznie prymitywne, a łatwowierność pana mecenasa tak niewiarygodna, że film ogląda się z mieszaniną irytacji i politowania zamiast z rozbawieniem. Wiadomo, że w pewnym wieku faceci głupieją, ale żeby aż tak?".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Reżyserce nie wychodzi ani badanie relacji międzyludzkich skrytych pod fundamentalnym pytaniem reklamującym film (brzmi ono: Dlaczego ze sobą sypiamy?), nie zbudowanie napięcia potrzebnego, by w jakikolwiek sposób przejąć się dramatyczna stroną pokazywanych w filmie wydarzeń. (....) To rozczarowująca czarna komedia, która nie bawi, ani nie porusza".
Patrycja Pustkowiak, Dziennik

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska premiera | dziewczyna | TVN SA | Gazeta Wyborcza | dziennik | złota | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy