Reklama

Jerzy Zelnik: Bohater licznych afer? Jest jedno wielkie upokorzenie

Do historii polskiego kina przeszedł za sprawą doskonałych ról - w "Faraonie" Jerzego Kawalerowicza czy w "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego. Tymczasem opinia publiczna przez lata karmiła się aferami, których był bohaterem. Zarówno w związku z jego politycznymi sympatiami, ale również, gdy po śmierci żony przyznał się, że ją zdradzał.

Jerzy Zelnik urodził się 14 września 1945 roku w Krakowie, ale studia na Wydziale Aktorskim tamtejszej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej podjął w Warszawie. Jeszcze zanim został studentem, zadebiutował na kinowym ekranie. W 1963 roku wcielił się w uczestnika prywatki w komedii "Smarkula" Leonarda Buczkowskiego. Dwa lata później zagrał rolę, która przyniosła mu sławę i... pierwsze honorarium: Ramzesa XIII w "Faraonie".

Reklama

Jerzy Zelnik: Role, która odmieniły jego życie

O tytułową rolę ubiegało się pięćdziesięciu kandydatów: ubrani wyłącznie w ręczniki na biodrach mieli wygłosić kilka kwestii Ramzesa XIII, co okazało się niemożliwe do wykonania dla wszystkich poza 18-letnim wówczas Zelnikiem. On bowiem, jak wspominał reżyser, ze względu na genialną harmonijność budowy ciała, rozebrany i ubrany wyglądał tak samo - i równie dobrze. Kawalerowicz zaryzykował i dał mu rolę - jak się później okazało, był to doskonały wybór, bo młody aktor dojrzewał wraz ze swoim bohaterem.

Po latach Zelnik błysnął w innej kostiumowej roli. Zagrał Zygmunta II Augusta w serialu "Królowa Bona" i w filmie "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego.

"Anna Dymna, w rozkwicie swojej wspaniałej urody, ekstrakt kobiecej zmysłowości, i Jerzy Zelnik, niezwykle przystojny, męski, atrakcyjny w scenach miłosnych, a równocześnie królewski, świetnie noszący kostium, zwłaszcza koronę" - pisał we wspomnieniach reżyser "Epitafium...".

W filmie znalazła się klasyczna "scena łóżkowa", która przysporzyła realizatorom sporo kłopotów. "Wymyśliliśmy, że zrobimy to w szerokim łożu, umieszczając kamerę wysoko nad nim, a kochającą się parę nakryjemy wiotkim jedwabiem, tak aby było widać tylko ich kształty, ale przesłonięte delikatną tkaniną" - Majewski przedstawił koncepcję sceny.

Największym problemem okazały się jednak... slipki Jerzego Zelnika. W trakcie kręcenia sceny nagle szwenkier Jerzy Garstecki krzyknął do ekipy: "Majtki Jurka prześwitują!". Okazało się, że czerwona bielizna aktora była widoczna pod delikatną tkaniną. "Jurek robi się czerwony jak te nieszczęsne majtki, Anka Dymna chichocze w poduszkę" - odtwarzał tamten moment Majewski.

Z pomocą koledze przyszła właśnie Dymna, która wykorzystując moment zamieszania, szybko ściągnęła Zelnikowi bieliznę, oznajmiając triumfalnym okrzykiem pracującej przy filmie garderobianej: "Haniu, kochanie, zabierz majtki pana Zelnika!". "Potem już, bez żadnych problemów, kierując się doświadczeniem i odwiecznymi odruchami, których nauczyła ich natura, Anka i Jurek pięknie grają miłosną scenę legendarnej pary kochanków" - podsumował Majewski.

Jerzy Zelnik: Nie tylko Ramzes i Zygmunt August

Jerzy Zelnik pojawił się też na ekranie w owianym aurą obyczajowego skandalu filmie Waleriana Borowczyka "Dzieje grzechu". Główną rolę zagrała Grażyna Długołęcka, wcielając się w rolę Ewy Pobratyńskiej, skazanej na klęskę bohaterki, która zakochuje się w żonatym studencie antropologii (Zelnik) i rusza za nim w niebezpieczną podróż po Europie początku XX stulecia.

Ważną rolą w filmografii aktora pozostaje tytułowa postać prawnika w serialu "Doktor Murek" na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Z kolei w telewizyjnej adaptacji opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza "Trzy młyny" Zelnik  pojawił się jako homoseksualny koneser sztuki zakochany w młodym chłopcu.

W kolejnych latach pojawił się również w tak uznanych produkcjach, jak "Głód serca" Romana Załuskiego", Ostatni prom" i "Zwolnieni z życia" Waldemara Krzystka, "Psy II - Ostatnia krew" Władysława Pasikowskiego, "Ewangelia według Harry'ego" Lecha Majewskiego czy "Chopin. Pragnienie miłości" Jerzego Antczaka.

Zelnika mogliśmy podziwiać również na małym ekranie. W telenoweli "Klan" wystąpił w roli Krzysztofa Malickiego, pierwszej wielkiej miłości Elżbiety Chojnickiej (Barbara Bursztynowicz). Ponadto zagrał również w serialach: "Teraz albo nigdy!", "Usta Usta", "Rezydencja" i "Leśniczówka".

Jedną z jego ostatnich kreacji była rola dyplomaty w głośno komentowanym filmie "Smoleńsk" Antoniego Krauze.

Artysta spróbował swoich sił również w programie rozrywkowym. Brał udział w czwartej edycji programu "Jak oni śpiewają". Ówczesny dyrektor artystyczny Teatru Nowego w Łodzi, przyznał że przez swoją decyzję był obiektem kuluarowych dowcipów swoich kolegów. "Jestem nie tylko dyrektorem, ale przede wszystkim aktorem, więc nie boję się ocen" - wyjaśniał Zelnik w rozmowie "Faktem". "Niektórzy koledzy z rozbawieniem przyjęli wiadomość o moim występie, ale ja traktuję to z przymrużeniem oka" - dodał ze spokojnym uśmiechem. Ostatecznie odpadł w piątym odcinku, zajmując dwunaste miejsce.

Jerzy Zelnik a polityka

W 2016 roku pojawiły się informacje, że Zelnik był zarejestrowany jako Tajny Współpracownik SB.

"Coś tam w jakiejś wczesnej młodości nabroiłem, ale od tego już się dawno odciąłem. Jak wchodziłem w życie, to widocznie coś niedojrzałego się stało - króciutko, ale jednak. Odpokutuję oficjalnie, bo ja się niczego nie wypieram" - skomentował wówczas w rozmowie z RMF FM.

"Jeżeli komuś zaszkodziłem, to na pewno ludzkość się dowie, a ja poproszę o wybaczenie. Byłem być może za mało dojrzały politycznie" - dodał aktor.

W 2017 roku Zelnik otrzymał z rąk ministra kultury Piotra Glińskiego Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

"Kiedy nie miał możliwości realizowania własnej wizji w teatrze, w tym dużym teatrze, on człowiek z zadatkami na celebrytę, ba powiedzmy otwarcie - celebryta - zszedł w dół. Już w latach 80. w momencie politycznej próby dla świata artystycznego słyszeliśmy go mówiącego wielkie narodowe strofy od ołtarza" - mówił w laudacji na temat Zelnika dziennikarz Piotr Zaremba.

Artysta dziękując za wyróżnienie mówił, że jest "bardzo wdzięczny za docenienie". "Zawsze mi się wydaje, mówiąc po chrześcijańsku, że im więcej nagród ma się na ziemi, tym może mniej będzie w niebie, więc z tym trzeba uważać" - zaznaczył aktor.

"Chciałbym, żeby dla mnie podstawową nagrodą była jednak akceptacja moich widzów, mojej rodziny i chyba, powiem może górnolotnie, ale moich rodaków, żeby oni ściskali mi dłoń w sposób taki niekłamany, za coś dziękowali, może z jakimś wzruszeniem. Takie wzruszenie widza jest rzeczywiście czymś, co jest nie do przecenienia i tego sobie życzę, państwu również, żebyście się nie zawiedli, że będę jeszcze parę lat działał i może jakoś wspomagał naszą kulturę, która wydaje się, że wymaga jeszcze większego ożywienia" - podkreślił Zelnik.

Jerzy Zelnik: Miłość na 46 lat

Jeśli chodzi o życie prywatne to w październiku 1969 roku Jerzy Zelnik wziął ślub z ukochaną Urszulą. Kilka miesięcy wcześniej, po namowach przyszłej żony, za jednym zamachem ochrzcił się, przyjął pierwszą komunię oraz przystąpił do bierzmowania. Miał 24 lata, gdy dołączył do Kościoła, wcześniej był niewierzący.

W 2011 roku jego żona przeszła rozległy wylew. Zmarła 27 kwietnia 2014 roku. Jedynym ich wspólnym dzieckiem jest urodzony w 1981 roku syn Mateusz. Jerzy Zelnik ma troje wnucząt.

Dopiero po śmierci ukochanej Urszuli aktor przyznał, że zdradzał żonę. "Trafiały mi się momenty pozamałżeńskiego zauroczenia. Kilkakrotnie złamałem przysięgę wierności. Czasem wydawało się, że nasze małżeństwo jest na krawędzi rozpadu, ale zawsze była we mnie świadomość, że łączy nas miłość, o którą należy walczyć" - powiedział w jednym z wywiadów.

A czy aktor, który od dziewięciu lat jest wdowcem, chciałby jeszcze doświadczyć miłości? "Ja się kiedyś zakochałem, nawet dwa razy i to na dosyć długo. Raz nawet na 46 lat, ale to nie jest tak, żeby sobie zaplanować, że teraz od środy się zakocham. Miłość to jest wielki dar. Dobrze jest kochać ludzi, natomiast taka miłość pogłębiona mężczyzny i kobiety, to niestety nie zawsze się zdarza" - stwierdził w rozmowie z "Faktem".

"Miłość to jest najważniejszy motor życia, nie ma ważniejszego. Tylko że się kocha różne rzeczy. Piękno się kocha, zawód się kocha, Boga się kocha. Głównie to ja kocham swoje wnuki i rodzinę, ale jak spotykam obcego człowieka, to staram się też go kochać, mimo że nie zawsze mi to on odwzajemnia" - wyznał na łamach "Faktu".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Zelnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy