Reklama

"Dzisiaj śpisz ze mną": Recenzenci miażdżą, widzowie oglądają. Polska nowość od Netfliksa przyciąga miliony

1 marca na Netfliksie pojawił się kolejny polski film. „Dzisiaj śpisz ze mną”, bo o tej produkcji mowa, zapowiadano jako dramat, skupiający się na historii miłości, która połączyła Ninę i sporo młodszego od niej Janka. W obsadzie znaleźli się m.in. Roma Gąsiorowska, Maciej Musiał i Wojciech Zieliński. Temat fajny, film z plejadą gwiazd i sporym budżetem. Wydawać by się mogło, że po serii mdłych komedii romantycznych dostaniemy wreszcie coś świeżego i jakościowego. Choć poprzeczka była zawieszona niezwykle nisko, „Dzisiaj śpisz ze mną” nie sprostał oczekiwaniom. To kolejny słaby film, który nie ma właściwie nic do zaoferowania. Dlaczego wobec tego oglądają go miliony widzów na całym świecie?

Netflix inwestuje w polskie produkcje i odnosi sukcesy

Był 30 listopada 2018 roku, kiedy na Netfliksie pojawił się serial "1983", czyli pierwsza polska produkcja w bibliotece streamingowego giganta. Szybko okazało się, że mimo sporych zarzutów, mroczny thriller ukazujący alternatywną wizję historii, podbił serca widzów i przyciągnął sporą publiczność. Szefów Netfliksa utwierdziło to w przekonaniu, że warto inwestować w polskie pomysły i od tego czasu nie ma właściwie miesiąca, w którym na platformie nie pojawiłaby się jakaś nowość.

Filmy i seriale spod ręki polskich twórców trafiają na platformę już niemal tak często jak produkcje z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Niemiec, a sama platforma zainwestowała w 2022 roku w polskie nowości blisko 400 (!) milionów złotych. Poskutkowało to powstaniem kilkudziesięciu filmów i seriali, które cieszyły się mniejszą lub większą popularnością, ale niemal żaden tytuł nie przeszedł bez echa.

Reklama

Niezłymi wynikami oglądalności w ubiegłym roku mogły pochwalić się seriale. Widzowie chętnie oglądali m.in. "Wielką wodę", "Gang zielonej rękawiczki", czy "Brokat". To jednak nie seriale przyciągały największą widownię. Prym w tym względzie wiodły filmy, szczególnie te o tematyce romantyczno-erotycznej. Światowymi przebojami stały się kolejne części serii "365 dni" (filmy erotyczne oparte o bestsellerowe powieści Blanki Lipińskiej) - "365 dni: Ten dzień" i "Kolejne 365 dni", które już w pierwszym tygodniu od premiery oglądało ponad 20 milionów widzów na całym świecie. 

Mniej spektakularne, ale równie pokaźne wyniki zanotowało też kilka komedii romantycznych. Wśród zeszłorocznych hitów znalazły się takie produkcje, jak: "Miłość do kwadratu", "Poskromienie złośnicy", czy "Parada serc". Filmy te, choć każdorazowo miażdżone przez krytyków i zbierające niskie oceny od widzów, znajdowały się w TOP 10 najchętniej oglądanych produkcji Netfliksa.

"Dzisiaj śpisz ze mną" z rekordem

Podobnie jest w przypadku polskiej nowości, która zadebiutowała na Netfliksie kilkanaście dni temu i już dziś może pochwalić się jednym z najbardziej spektakularnych wyników ostatnich miesięcy. Zaledwie kilka dni od premiery "Dzisiaj śpisz ze mną", film w reżyserii Roberta Wichrowskiego stał się numerem jeden na świecie! Podczas premierowego weekendu dramat był oglądany przez aż 12,2 mln godzin, zyskując tym samym 1. miejsce wśród nieanglojęzycznych produkcji i 3. miejsce wśród wszystkich tytułów dostępnych na platformie.

W kolejnych dniach jego wynik jeszcze się poprawiał, mimo że spływające recenzje są coraz bardziej dobitne... Po obejrzeniu tego filmu mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że zarzuty widzów są zasadne.

"Dzisiaj śpisz ze mną", czyli o tym, jak nie robić filmów

Kolejna polska produkcja od Netfliksa zapowiadała się dobrze. Przynajmniej tak było na papierze. Mieliśmy dostać niesztampowy romans z elementami dramatu, parę, jakiej w polskich filmach raczej się nie widuje, a wszystko okraszone garścią emocji, wielkich uczuć i ładnych obrazków z Islandii. Dostaliśmy jednak coś zgoła innego. Coś, o czym zapomnimy jakiś kwadrans po zakończeniu seansu (o ile wszyscy wytrzymają do końca).

Nina (Roma Gąsiorowska) zdaje się być kobietą spełnioną. Świetnie radzi sobie w pracy - jest szanowaną redaktorką i szefową działu. Doskonale wiedzie się jej również w życiu prywatnym. Przystojny mąż (Wojciech Zieliński), dwie urocze córki i wspaniały dom... Można pozazdrościć, prawda? Życie Niny nie jest jednak tak cukierkowe, na jakie wygląda z daleka.

Miłość w jej związku się wypaliła, szczęście małżeńskie dawno przygasło, a mąż zamiast wspierać, pomagać i kochać wciąż myśli o kolejnych wyprawach na chłodną i surową Islandię. Wyprawach, na które wybiera się zawsze w pojedynkę. Nina staje się znudzona, sfrustrowana i coraz bardziej łaknie uwagi i miłości. Jak to bywa w tego typu filmach, oczywiście przez przypadek, wszystko to nagle dostaje... Na jej drodze staje bowiem Janek (Maciej Musiał), dużo młodszy mężczyzna, z którym dekadę wcześniej połączył ją gorący romans. Zgodnie z zasadą, że stara miłość nie rdzewieje, między dawnymi kochankami znów wybucha uczucie. Uczucie, które prowadzi bohaterkę do potężnego dylematu: zadbać o własne szczęście i posłuchać głosu serca, czy zadbać o szczęście wszystkich dookoła - męża, dzieci, matki i zapomnieć o miłości życia.

Cała akcja, jak w wielu innych filmach, budowana jest właśnie wokół tej decyzji i choć wątek ten to nic świeżego i odkrywczego, odpowiednio sportretowany, napisany i zagrany, mógł się przecież sprawdzić. W filmie Wichrowskiego nie sprawdza się jednak w żadnym aspekcie. Na ekranie widzimy pięknych, ale jednocześnie mdłych i nijakich ludzi, których historia zupełnie nas nie angażuje. Trudno o to, by angażowała, skoro dostajemy zaledwie strzępy historii. Nie wiemy, jak doszło do pierwszego spotkania Niny i Janka, na czym (poza seksem) bazował ich związek, wreszcie dlaczego się rozstali i dlaczego Janek wyjechał z Warszawy na blisko 10 lat. Co prawda, twórcy serwują nam kilka retrospekcji, ale z obrazków, przesiąkniętych kiczem, niewiele da się wywnioskować.

Choć chemia między bohaterami jest wyczuwalna, trudno uwierzyć w ich uczucie. Nie pomagają, a wręcz wywołują ciarki, drewniane dialogi spod pióra pani Anny Janyski. Scenariusz to zresztą zdecydowanie największy grzech "Dzisiaj śpisz ze mną". W całym 1,5-godzinnym seansie na palcach jednej ręki można policzyć rozmowy bohaterów, których dało się posłuchać bez marszczenia brwi i zgrzytania zębami. Co ciekawe, były to zwykle dialogi między Niną a jej tatą (w tej roli zdecydowanie najlepszy z całej obsady Jacek Koman). Poza tymi krótkimi dobrymi momentami, w usta bohaterów raz za razem wpychane są banały i utarte frazesy. Szczególnie cierpi na tym postać Maćka - męża Niny. Jego słowa i postawa sprawiają, że widz może zupełnie nie rozumieć dylematu, z jakim zmaga się główna bohaterka. Wybór między czułym i troskliwym Jankiem, a wyobcowanym Maćkiem jest bowiem oczywisty.

Film Wichrowskiego zawodzi na każdej płaszczyźnie. Produkcji nie uratował ani, będący ostatnio na fali wznoszącej Maciej Musiał, ani - uznawana za jedną ze zdolniejszych polskich aktorek - doświadczona Roma Gąsiorowska. Nowość od Netfliksa nudzi, irytuje, a momentami nawet żenuje. Nie działa historia, nie działa scenariusz, nie działa filmowy duet.

Popularność polskich filmów zaskakuje

"Dzisiaj śpisz ze mną" to kolejny z serii polskich romansideł, który robi furorę także poza granicami kraju. Popularność tego typu produkcji to już swego rodzaju fenomen. Schemat zawsze jest niemal ten sam - Netflix wypuszcza film, czasami nawet nie stara się go jakoś mocno wypromować, szybko okazuje się, że jakość zrealizowanej produkcji znacznie odbiega od tego, czego oczekiwali widzowie, ale film mimo to odnosi znaczący sukces. Co zatem przyciąga widzów? Lekka tematyka? Marzenie o miłości, pełnej namiętności i pasji? "Gorące" momenty? Na to pytanie nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi. Możemy być jednak pewni, wiedzeni doświadczeniem, że kolejne filmy z tego nurtu, mają wielką szansę, by bić kolejne rekordy.

Zobacz również:

"Jezioro Słone": Delikatne tąpnięcie powierzchni [recenzja]

"Pitbull. Ostatni pies": Stara gwardia i Doda  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dzisiaj śpisz ze mną
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy