Bogusław Linda: Zły chłopiec polskiego kina kończy 70 lat

Bogusław Linda w 1999 roku /Darek Majewski /Agencja FORUM

W poniedziałek Bogusław Linda - jeden z najpopularniejszych polskich aktorów - kończy 70 lat. Z tej okazji przypominamy najlepsze i najbardziej pamiętne ekranowe kreacje artysty.

Bogusław Linda w kultowych rolach: Od przypadkowych wyborów do artystycznego benefisu

Pierwszą nagrodę aktorską na Festiwalu Filmowym w Gdyni Linda otrzymał w 1987 roku za rolę w "Przypadku" Krzysztofa Kieślowskiego. Obraz przedstawiał alternatywne wersje losów młodego mężczyzny, zależne od tytułowego przypadku, jakim jest próba złapania odjeżdżającego pociągu. "Chyba każdy kiedyś gdzieś się spóźnił, kogoś nie spotkał, chyba każdemu zdarzyło się coś takiego, że jego życie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, ale nie potoczyło" - tak Krzysztof Kieślowski tłumaczył ideę swojego filmu.

Reklama

Inspirowana autentycznymi pamiętnikami listonoszki i nauczycielki "Kobieta samotna" Agnieszki Holland to kolejny ekranowy sukces Bogusława Lindy, który jako niepełnosprawny Jacek zdecydowanie wyszedł poza ekranowe emploi, tworząc jedną z najlepszych kreacji w karierze. Film po kolaudacji trafił na półki. "Nie chodziło tylko o kontekst polityczny, ale o sytuację materialną ludzi skrzywdzonych, żyjących na marginesie społeczeństwa, albo za takich po prostu uważanych" - tłumaczyła Agnieszka Holland. 

 W podziemiu często krążyły kopie "półkowników" takich, jak "Kobieta samotna", "Przypadek", "Matka królów" czy "Przesłuchanie". "Z wyjątkiem 'Przesłuchania' - wszystkie były benefisem Bogusława Lindy. Dlaczego Boguś tak młodo wygląda? Bo te filmy przeleżały na półce i zostały wyjęte z jego życiorysu aktorskiego" - wyjaśniła Agnieszka Holland.

Etatowy twardziel polskiego kina

W 1991 roku Bogusław Linda rolą w filmie "Kroll" rozpoczął wieloletnią współpracę z reżyserem Władysławem Pasikowskim, u którego stworzył nowy typ kinowego bohatera.

"Dojrzały mężczyzna o wysoko podgolonych krótkich włosach, trochę jakby nieświeży i spocony, ubrany byle jak, ale z 'mocnymi' akcentami: czarne skóry, wojskowy pas, ciężkie buty, metalowe kółko w uchu, tatuaż. Jest nonszalancki, twardy, wewnętrznie skupiony, zawsze gotowy do ataku lub do obrony, siła jego potencjalnej agresji jest stale widoczna w ruchach i zachowaniu. Mówi krótko, gdy trzeba - bardzo dosadnie, potrafi dużo wypić bez widocznych rezultatów. Wywiera magnetyczny wpływ na kobiety, jednak nie ma do nich zaufania, kiedyś został zdradzony, głęboko zraniony, może nawet upokorzony, dlatego pogardza kobietami i traktuje je lekceważąco. Jest lojalny wobec przyjaciół. Potrafi być okrutny, umie sprawnie, profesjonalnie zabijać. W gruncie rzeczy pod maską twardziela i macho Boguś jest zmęczonym, smutnym i cierpiącym mężczyzną. Jak wszyscy twardziele jest mocno sentymentalny i czasem to manifestuje" - tak bohatera Lindy charakteryzowała na łamach "Dialogu" Grażyna Stachówna.

"W imię zasad...", "bo to zła kobieta była", "nie chce mi się z tobą gadać"... Kwestie Franza Maurera z "Psów" Władysława Pasikowskiego maja już dziś rangę kultowych. Historia o byłych esbekach, którzy próbują się odnaleźć w rzeczywistości III RP, jest dziś jednym z najważniejszych filmów lat 90., najlepszym filmowym świadectwem czasów transformacji, w którym odbija się "szok wolności" i poczucie braku oparcia. Widownia, która - zmęczona martyrologią i "styropianem" - w granym przez Bogusława Lindę byłym esbeku, twardzielu Franzu Maurerze, wymierzającym sprawiedliwość "W imię zasad...", zobaczyła swojego bohatera, mocnego człowieka na trudne czasy.

Za sprawą występów w filmach Władysława Pasikowskiego - "Kroll", "Psy" i "Psy 2" - Linda zyskał wielką rzeszę fanów i miano etatowego twardziela polskiego kina. Jednak potrafił też zaskoczyć kreacjami odmiennymi od ekranowego emploi Franza Maurera. Sztukmistrz Stygma w "Jańciu Wodniku" (1993), ksiądz-społecznik w "Porze na czarownice" Piotra Łazarkiewicza, wreszcie - walczący o prawa rodzicielskie ojciec w debiucie Macieja Ślesickiego "Tato". W tym ostatnim obrazie Linda zaskoczył wszystkich "subtelnością i mistrzostwem w ukazywaniu duchowej ewolucji bohatera", co przyniosło mu kolejną nagrodę za rolę pierwszoplanową FPFF w Gdyni.

Zerwać z wizerunkiem macho

"Szamanka" Andrzeja Żuławskiego nie miała zbyt dobrej prasy, film został nawet uznany przez "Super Express" najgorszą polską produkcją wszech czasów. Na liście pamiętnych kreacji Bogusława Lindy tytułu tego nie może jednak zabraknąć z prostego powodu - sceny zjedzenia mózgu. "Szamanka" była historią "osobliwego" i burzliwego związku pomiędzy młodym antropologiem Michałem (Bogusław Linda) i niezwykłą studentką o ksywce Włoszka (Iwona Petry). Tematem obrazu było "zatracenie, które w najwyższej ekstazie zrównuje się ze śmiercią". 

W 1997 roku Bogusław Linda zagrał główną rolę w kolejnym filmie Macieja Ślesickiego "Sara", wcielając się w ochroniarza córki wpływowego gangstera. Bogusław Linda wyglądający jak 'Leon Zawodowiec' gra tu Kevina Costnera z filmu 'Bodyguard', który zapatrzył się na Franza Maurera z 'Psów'" - rozpoczął swą recenzję w "Polityce" Zdzisław Pietrasik. Ale już kilka akapitów dalej zwraca uwagę, że Linda - na przekór utrwalonemu w opinii publicznej wizerunkowi macho - pokazuje w "Sarze" "zupełnie inne oblicze, dając w dramatycznej końcówce dowody, że jest zdolny do uczuć wyższych". Z filmu pamiętamy również polski cover piosenki Leonarda Cohena "I'm Your Man" w melodeklamacyjnym wykonaniu Lindy.

W późniejszych latach oglądaliśmy go jeszcze jako arbitra elegancji Petroniusza w "Quo Vadis" Jerzego Kawalerowicza oraz księdza Robaka w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy. "Granie w 'Panu Tadeuszu' to taka przygoda, takie wyzwanie, że nie oglądając się na to czy wygramy, czy przegramy - warto zaryzykować. Także ze względu na nasze korzenie, na to, że wychowaliśmy się w tym kraju, na wszystko, co za sprawą 'Pana Tadeusza' wiąże się z naszą kulturą. Uważałem, że trzeba spróbować, a biorąc pod uwagę, że miałem to robić z Andrzejem Wajdą, z operatorem Pawłem Edelmanem, ze wspaniałymi aktorami - można było rokować tej próbie powodzenie" - mówił aktor.

Firmowy grymas Bogusława Lindy

Najciekawszą kreacją Lindy okazała się jednak rola w westernie artysty Piotra Uklańskiego "Summer Love" (film nie wszedł na ekrany polskich kin, zadebiutował jednak na prestiżowym festiwalu w Wenecji). Akcja "Summer Love" rozgrywa się na Dzikim Zachodzie. Do podupadłego miasteczka przyjeżdża Obcy (Karel Roden). W miasteczku listem gończym poszukuje się przestępcy, za którego głowę wyznaczona jest nagroda i właśnie Obcy znalazł w okolicy jego ciało. Film pokazuje walkę między Obcym a mieszkańcami miasteczka o to, kto zgarnie nagrodę. To jednocześnie dramat miłosny dwojga ludzi o złamanym życiu: Szeryfa (Bogusław Linda) i Kobiety (Katarzyna Figura). 

 I właśnie postaci Lindy oraz Figury okazały się dla reżysera symbolami, które postanowił w swym westernie "sprofanować". Linda pogrzebał tu żywcem wizerunek "macho polskiego kina", Figura zerwała z etykietką "pierwszej najatrakcyjniejszej rodzimej kinematografii".

Ostatnią pamiętną kreacją Bogusława Lindy pozostaje występ w "Powidokach" Andrzeja Wajdy, w których wcielił się w postać Władysława Strzemińskiego.

Twarzą Strzemińskiego jest oblicze Bogusława Lindy. Ten film należy wyłącznie do niego. Owszem, pojawiają się tu drugoplanowe postaci: zauroczona profesorem studentka w kreacji Zofii Wichłacz, przyjaciel Strzemińskiego - poeta Julian Przyboś (Krzysztof Pieczyński), czy córka bohatera, grana przez Bronisławę Zamachowską. "'Powidoki' są jednak skonstruowane jako film jednego aktora. Charakterystyczny grymas - znak firmowy Bogusława Lindy - obserwować będziemy tu nader często" - pisał po gdyńskiej premierze filmu recenzent Interii. 

 Promując film w Stanach Zjednoczonych, aktor w swoim stylu opowiedział o przygotowaniach. Na pytanie dziennikarza Dominika Pattena, jak trafił na plan produkcji Andrzeja Wajdy, odpowiedział: "Wiedziałem, że scenariusz jest trochę słaby i jeżeli źle zagram, to wszyscy powiedzą, że zepsułem Andrzejowi Wajdzie film".

Kobiety w życiu aktora

Zanim na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku Bogusław Linda stał się wielką gwiazdą polskiego kina, był... nadzieją polskiego teatru. Po studiach w krakowskiej szkole dostał angaż w Starym Teatrze, później grał na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu, a w końcu trafił do warszawskiego Teatru Współczesnego. Do stolicy ściągnął go nieżyjący już reżyser i aktor Krzysztof Zaleski. "Skusił mnie najfajniejszymi laskami, jakie tam były. Bardzo ładne aktorki: Pakulnis, Kotulanka, Pola Raksa..." - wspominał Bogusław Linda po latach w wywiadzie-rzece, który ukazał się w formie książki "Zły chłopiec".

Nie jest tajemnicą, że młodego aktora i starszą od niego o jedenaście lat gwiazdę "Czterech pancernych i psa" połączył ognisty romans. Pola Raksa, czyli serialowa Marusia, była wielką, ale wcale nie pierwszą, miłością Bogusia. Był już ojcem bliźniaków, których mamę poznał podczas jednych z wakacji, gdy - jak sam mówi - poszukiwał nad morzem przygody. "Zawsze najważniejsze były dla mnie przygody i kobiety. I to mnie gubiło" - stwierdził w rozmowie z Magdą Umer, autorką "Złego chłopca".

Bogusław Linda nie kryje, że właśnie z powodu kobiet w pewnym momencie zdecydował się zrezygnować z etatu w teatrze. Uznał po prostu, że więcej "przygód" czeka na niego na planach filmowych. 

"To, co najbardziej ciągnęło mnie do filmu, to możliwość spotkania wielu pięknych kobiet. I za każdym razem innych, a nie ciągle tych samych koleżanek z teatru" - powiedział.

Aktor był jeszcze w związku z Polą Raksą, gdy stracił głowę dla młodziutkiej Kasi Figury.  Uczucie połączyło ich na planie filmu, ale okazało się... ulotne - przetrwało zaledwie kilka miesięcy. Po rozstaniu z Raksą, a zaraz potem z Figurą, Bogusław Linda leczył złamane serce najpierw w ramionach Moniki Jaruzelskiej, plotkowano też o jego zauroczeniu Grażyną Szapołowską... W końcu poznał kobietę swego życia - Lidię Popiel, której mężem jest do dziś.

Zanim jednak aktor znalazł szczęście u boku znanej modelki i fotografki, wiele razu musiał leczyć złamane serce. Przyznaje, że robił to za pomocą... alkoholu. "To była reguła, że jak się za bardzo zakochiwałem, to nigdy nie kończyło się dobrze. I nie dawało żyć i spać. I piłem..." - wyznał w "Złym chłopcu" i dodał, że dopóki nie spotkał Lidii, romanse traktował jak jedną z dyscyplin sportowych.

Zobacz też:

"Buzz Astral": Podróż w kosmos z zaciągniętym hamulcem [recenzja]

"Kobieta na dachu": Pomykała superstar [recenzja]

"Po miłość / Pour l'amour": Kobieta w potrzasku [recenzja]

"IO": Z kamerą wśród zwierząt [recenzja]

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bogusław Linda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama