Reklama

"Avengers: Wojna bez granic": Najważniejsze pstryknięcie w historii kina

Gdy "Avengers" wchodzili do kin w 2012 roku, wiele osób pukało się w głowę. Sześciu superbohaterów w jednym filmie? Przecież to nie wypalili. Z perspektywy czasu widać, że wypaliło. Potwierdza to ponad 1,5 miliarda dolarów wpływów. W "Avengers: Wojnie bez granic" braci Anthony’ego i Joe Russo, trzeciej części cyklu, zgodnie z zasadą sequeli "szybciej, więcej, mocniej" pojawiło się dwudziestu superbohaterów. Znów skończyło się miliardowymi przychodami, a finał filmu przeszedł do historii kina rozrywkowego jako jeden z najbardziej szokujących. 23 kwietnia 2023 roku mija pięć lat od pstryknięcia Thanosa.

Gdy "Avengers" wchodzili do kin w 2012 roku, wiele osób pukało się w głowę. Sześciu superbohaterów w jednym filmie? Przecież to nie wypalili. Z perspektywy czasu widać, że wypaliło. Potwierdza to ponad 1,5 miliarda dolarów wpływów. W "Avengers: Wojnie bez granic" braci Anthony’ego i Joe Russo, trzeciej części cyklu, zgodnie z zasadą sequeli "szybciej, więcej, mocniej" pojawiło się dwudziestu superbohaterów. Znów skończyło się miliardowymi przychodami, a finał filmu przeszedł do historii kina rozrywkowego jako jeden z najbardziej szokujących. 23 kwietnia 2023 roku mija pięć lat od pstryknięcia Thanosa.
Kadr z filmu "Avengers: Wojna bez granic" /materiały prasowe

"Cale uniwersum Marvela jednoczy siły, by zmierzyć się z największym zagrożeniem dla świata, jakie kiedykolwiek widzieliście" - tak Joe Russo, jeden z reżyserów, opisywał "Wojnę bez granic". Ujawniony w 2014 roku film od początku zapowiadał się na największe przedsięwzięcie w dotychczasowej historii Kinowego Uniwersum Marvela. Serię rozpoczął "Iron Man" z 2008 roku. W kolejnych latach swe filmy otrzymywali kolejni herosi, którzy w obliczu większych zagrożeń występowali w megaprodukcjach z serii "Avengers". "Wojna bez granic" była dziewiętnastą odsłoną cyklu i zarazem początkiem jego podsumowania.

Reklama

Thanos - główny bohater filmu

Centralną postacią fabuły uczyniono Thanosa, antagonistę filmu, dążącego do zebrania sześciu Kamieni Nieskończoności, pojawiających się na przestrzeni poprzednich produkcji artefaktów skrywających ogromną moc. Historia stanowiła luźną adaptację komiksu "Rękawica nieskończoności" z 1991 roku według scenariusza Jima Starlina. Przedstawia on walkę zjednoczonych sił ziemskich herosów przeciwko Thanosowi, który dzięki Kamieniom zyskał niemal boską moc i jednym pstryknięciem palców wymazał z egzystencji połowę życia we wszechświecie. Złoczyńca, nazywany także Szalonym Tytanem, chciał dzięki temu zdobyć serce personifikacji Śmierci.

W fioletowego, zwalistego kosmitę wcielił się Josh Brolin. Filmowy Thanos po raz pierwszy pojawił się na dosłownie kilka sekund w scenie po napisach "Avengers" w 2012 roku. Wówczas zagrał go Damion Poitier. Brolin został zaangażowany w maju 2014 roku i wystąpił w kilku scenach "Strażników Galaktyki" i "Avengers: Czasu Ultrona". Jak sam przyznał, nie czytał wcześniej komiksów i nie znał historii postaci. Zainteresował go fakt, że Thanos mierzy się ze wszystkimi superbohaterami. "Nie zrozumcie mnie źle, ale gdyby to był jeden Avenger - może nie powinienem tego mówić, ale i tak to zrobię - pewnie nie nakręciłbym tego filmu" - mówił w podcaście Team Deakins.

Gdy otrzymał angaż, "Wojna bez granic" była tylko ambitnym planem na przyszłość. Brolin przyznał po jej premierze, że nie spodziewał się, jak wielowymiarową postać przyjdzie mu sportretować. Scenarzyści szybko zrezygnowali z wątku nieodwzajemnionej miłości antagonisty do Śmierci. Zamiast tego uczynili go przywódcą kosmicznego kultu, wierzącego, że przeludnienie zaprowadzi wszechświat do upadku, a jedynym sposobem na unikniecie katastrofy jest unicestwienie połowy wszystkich żyjących stworzeń.

Twórcy "Wojny bez granic" postanowili uczynić podstawą historii poszukiwanie Kamieni. Pstryknięcie, które rozpoczęło "Rękawicę Nieskończoności", i jego następstwa zostawili na finał filmu. Właśnie nieoczekiwane zakończenie, w którym złoczyńcy udaje się osiągnąć swój cel, było najbardziej dyskutowane po kinowej premierze. Ofiarami "pstryknięcia" okazali się najpopularniejsi bohaterowie, m.in. Spider-Man (Tom Holland), Czarna Pantera (Chadwick Boseman), doktor Strange (Benedict Cumberbatch) i niemal wszyscy Strażnicy Galaktyki. Do dziś można znaleźć nagrania z kin, w których publiczność gwałtownie reaguje na odejście swoich ulubionych herosów. Szybko znaleźli się jednak tacy, którzy postanowili popsuć zabawę innym. W internecie zaroiło się od spoilerów, a niektórzy widzowie znajdowali na swoich siedzeniach kinowych kartki z wypisanymi ofiarami Thanosa.

Ponad 20 postaci w jednym filmie

Chociaż Szalony Tytan był centralną postacią "Wojny bez granic", twórcy musieli oddać sprawiedliwość stojącym na jego drodze superbohaterom. Umieszczenie w fabule ponad dwudziestu herosów, zachowanie ich charakterów i powierzenie im konkretnej roli w przedstawionej historii stanowiło nie lada wyzwanie. Jak wspomina Joe Russo w materiałach dodatkowych wydania DVD i Blu-ray, początkowa dyskusja dotyczyła odpowiedniego sparowania postaci - kto z kim nie wchodził jeszcze w interakcje i które z nich będą najefektowniejsze. "Na przykład Tony Stark (Robert Downey Jr.) jest człowiekiem nauki i narcyzem. Doktor Strange jest człowiekiem magii i narcyzem. Wydawało nam się, że występuje tu zniewalający konflikt osobowości" - mówił Russo. Pomysł wypalił, a Star i Strange okazali się jednym z najbardziej pamiętnych duetów w filmie.

Niektóre założenia szybko trafiały do kosza. Według pierwszej wersji scenariusza Kapitan Ameryka (Chris Evans) pojawiał się po raz pierwszy na ekranie dopiero w trzeciej godzinie projekcji. W finałowej bitwie, w której ziemskie siły mierzyły się z armią Thanosa, superbohater w ostatniej chwili bronił Visiona (Paul Bettany), syntezoida i posiadacza jednego z Kamieni Nieskończoności. Joe Russo tłumaczył później, że wedle ich wizji była to scena "ratunku w ostatniej chwili", jak wejście Lancelota w "Excaliburze" Johna Boormana. Scenarzyści Christopher Markus i Stephen McFeely przyznali także, że poza powodami dramaturgicznymi pojawiły się także te logistyczne. Film był przeładowany bohaterami, a Kapitan odgrywał o wiele większą rolę w "Końcu gry", planowanej na następny rok czwartej części "Avengers". Wydawało się więc, że jego obecność na ekranie w "Wojnie bez granic" może być ograniczona. Po ukończeniu pierwszego draftu wszyscy zgodnie nazwali ten pomysł "szaleństwem".

Największym wyzwaniem dla scenarzystów okazało się uwzględnienie postaci i elementów przedstawionych w "Czarnej Panterze". Zdjęcia do filmu Ryana Cooglera zakończyły się dwa tygodnie przed wejściem na plan ekipy "Wojny bez granic", a jego premiera odbyła się zaledwie dwa i pół miesiąca przed trzecią częścią "Avengers". Zważywszy na fakt, że decydująca bitwa ma miejsce w Wakandzie, kraju rządzonym przez postać Chadwicka Bosemana, twórcy starali się jak najlepiej oddać świat zarysowany w jego solowym filmie. Chociaż byli w kontakcie z Cooglerem i mieli wgląd do jego scenariusza, nie wiedzieli, jak konkretne elementy wypadną na ekranie. Nie przypuszczali także, jak wielkim sukcesem kasowym i fenomenem kulturowym okaże się "Czarna Pantera".

Z pomocą przyszli aktorzy i statyści, którzy z planu jednego filmu zaraz trafili do "Wojny bez granic". "Nie wiedzieliśmy [...] o okrzykach wojennych [armii Wakandy]. Aktorzy [...] po prostu zaczęli krzyczeć. I to było imponujące" - wspominał Markus. Joe Russo zdradził, że okrzyki zainicjował Winston Duke, grający M'Baku - przywódcę jednego z plemion Wakandy. Za nim poszedł Boseman, który zaimprowizował znany z "Czarnej Pantery" okrzyk "Wakanda w naszych sercach". Efekt był tak dobry, że twórcy postanowili pozostawić go w filmie.

Niesforni aktorzy

Twórcom filmu i włodarzom Marvel Studios bardzo zależało, by szczegóły fabuły i przede wszystkim bombastycznego finału nie trafiły do mediów przed premierą. Największy problem stanowiły gwiazdy produkcji: Tom Holland oraz Mark Ruffalo, od 2012 roku grający Hulka. Obaj słynęli z przypadkowego zdradzania istotnych szczegółów filmowych historii. Holland tak bardzo zaspoilerował "Spider-Mana: Homecoming", że nie otrzymał pełnego scenariusza "Wojny bez granic". Z kolei Ruffalo doprowadził producentów do rozpaczy, gdy podczas premiery "Thora: Ragnarok" nie wyłączył transmisji na Facebooku i do sieci trafił dźwiękowy zapis pierwszych dziesięciu minut filmu. Przy trzeciej części "Avengers" starano się obrócić sytuację w żart. W jednym z filmów promocyjnych gwiazdy produkcji siedzą w pokoju przesłuchań i zgodnie odmawiają zdradzenia szczegółów fabuły. Wyjątkiem jest Holland, który ma usta zaklejone taśmą.

Ruffalo nie udało się jednak upilnować. W lipcu 2017 roku, niemal rok przed premierą "Wojny bez granic", razem z Donem Cheadle'em (filmowy James Rhoades/War Machine) gościł w porannym programie "Good Morning America". Rozmowa szybko skręciła w kierunku najnowszego dzieła braci Russo. "Powiem tyle: podobnie jak inne filmy Marvela, ten nie kończy się do końca dobrze dla superbohaterów" - powiedział Ruffalo. "Racja, w Marvelu zawsze ktoś umiera albo dzieje mu się coś złego" - odpowiedział prowadzący. "Poczekaj, aż zobaczysz następny film. Poł... Wszyscy umierają" - wypalił Ruffalo.

Cheadle'owi opadły ręce, a filmowy Hulk szybko zdał sobie sprawę z wagi swoich słów. "Nie wszyscy?" - próbował się desperacko ratować. Fragment wywiadu szybko obiegł sieć, ale potraktowano go jako żart. Nikt nie przypuszczał, że połowa bohaterów rzeczywiście nie przeżyje starcia z Thanosem. Już po premierze "Wojny bez granic" Cheadle wspominał tę sytuację w programie Jimmy'ego Kimmela. Zwrócił uwagę, że Ruffalo prawie powiedział "połowa umiera", ale w porę się zreflektował i zamiast tego wypalił "wszyscy".

Komercyjny sukces

"Wojnę bez granic" kręcono równocześnie z "Końcem gry", czwartą częścią "Avengers", która weszła do kin 22 kwietnia 2019 roku. Budżet obu filmów mógł wynieść nawet 800 milionów dolarów. Wydatki się opłaciły. "Wojna bez granic" zarobiła 2,052 miliarda dolarów, stając się najbardziej dochodowym filmem 2018 roku i jednym z najlepiej zarabiających w historii.

Krytycy byli zgodni, że nie jest to najlepszy film Marvela, który spełnia jednak większość pokładanych w nim ambicji i nie załamuje się pod ciężarem dziesiątek postaci przewijających się przez ekran. Wszyscy chwalili Brolina, którego Thanos szybko dołączył do galerii największych filmowych złoczyńców. Nieprawdopodobny sukces "Wojny bez granic" okazał się jednak tylko przystawką. Wszystkie jej rekordy zostały pobite rok później przez "Koniec gry".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Avengers: Wojna bez granic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy