"Niewierni w Paryżu": Żarty się kończą [recenzja]

Kadr z filmu "Niewierni w Paryżu" /materiały prasowe

Woody Allen pokazał premierowo swój 50. film w karierze we wrześniu na festiwalu w Wenecji. Na sali uznanie i owacje, przed salą – protesty przeciwko zapraszaniu na czerwony dywan starszych panów oskarżonych o molestowanie. "Niewierni w Paryżu" pokazywani byli, jak można się było domyślać, w aurze skandalu.

To kolejna pocztówka Allena z Europy, swój "eurotrip" reżyser zaczynał blisko dwie dekady temu. Jednego roku był Londyn, następnego Barcelona, stamtąd ruszył prosto do Rzymu, Paryża, w międzyczasie wylądował ze swoim jazz bandem w Katowicach. Na pytanie dziennikarza, czy miałby ochotę zrobić film w "stolicy polskiego węgla", tylko się skrzywił i prędziutko pożegnał. Nie pomagały prośby, odezwy, listy od prezydenta. Allen ruszył w dalszą drogę. Gdy zaczynał swoją podróż po Starym Kontynencie, zapraszano go wszędzie i witano z otwartymi ramionami, wciąż cieszył się podziwem i adoracją, dostawał kolejne nagrody. Na chwilę wrócił nawet w rodzinne strony, do Nowego Jorku, wtedy jego kariera wypadła z ostrego zakrętu. Powód? Oskarżenia o molestowanie pasierbicy, którego miał dopuścić się w 1992 roku.

Reklama

Woody Allen: Turysta z kamerą

Allen od ćwierć wieku uparcie wszystkiemu zaprzecza, nie zmienia to jednak faktu, że zebrały się nad nim czarne chmury. Platforma Amazon zerwała z nim umowę, podpisaną z góry na cztery filmy, jeden z nich wylądował na półce, ale reżyser pozwał amerykańskiego giganta i błyskawicznie doprowadził do premiery. "W deszczowy dzień w Nowym Jorku" było dystrybucyjnym ewenementem w karierze reżysera - film nie zagościł na ekranach kin w Stanach Zjednoczonych, nawet w tytułowym mieście, a pierwszym europejskim krajem, który rozpoczął jego szeroko zakrojoną dystrybucję, była Polska. Wydawać by się mogło, że zdjęcia pod katowickim Spodkiem są na wyciągnięcie ręki, wtedy Allen znowu wykonał unik, pojechał do San Sebastian i jeszcze raz do Paryża. Ponad dziesięć lat temu, kręcąc tam "O północy w Paryżu", był traktowany jak turysta z kamerą. Dzisiaj to już żadna wycieczka czy wywczas, to w zasadzie banicja.

"Niewierni w Paryżu": Bez błysku

Istotna różnica polega na tym, że tamten film opowiadał - nomen omen - o amerykańskich turystach; o miałkim pisarzu, granym przez Owena Wilsona, który noce spędzał nad Sekwaną, podróżując w czasie, gdzie balował z Fitzgeraldami, Hemingwayem, Salvadorem Dalim. Dotąd stolicy Europy były dla Allena zazwyczaj tłem, dekoracją dla perypetii Amerykanów. Tym razem robi kino europejskie pełną gębą - z francuską obsadą, z dialogami po francusku, nawet z francuskim nastrojem i kolorytem. Znajomy powiedział mi po seansie, że gdyby nie wiedział, że film nakręcił Woody Allen, pomyślałby, że to pierwsza lepsza francuska komedia bliżej nieznanego autora. Smutna prawda na temat "Niewiernych w Paryżu" jest taka, że trudno wyłowić stamtąd ten allenowski błysk, ten pierwszorzędny niegdyś dowcip. Inna sprawa, że całość źle wygląda. Vittorio Storaro, operator Allena od kilku filmów, widocznie uznał, że obiektywy szerokokątne są w modzie, postanowił wepchnąć je do każdego ujęcia, ponadto kolory są tu dziwnie podkręcone, najazdy kamery przesadne - te wszystkie chwyty nie dość, że tandetne i estetyczne marne, nie mają tak naprawdę większego uzasadnienia.

Kino Allena zawsze było kinem rozpoznawalnym od pierwszych fraz, zanurzonym w języku, zależnym od słowa, a nie od obrazu - jego filmy nigdy nie dawały się wyróżnić formą, bardziej się ich słuchało niż oglądało. Ich bohaterowie, neurotyczni intelektualiści, szczególnie grani przez samego reżysera, mieli w zanadrzu celne i zaskakujące zabawy słowne, jakiś one-liner, jakąś dygresję albo ripostę. Allen zwracał zawsze uwagę na zasoby języka, które okazują się niemal nieograniczone. Trzeba powiedzieć uczciwie: odkąd sam reżyser zniknął z ekranu, nikt nie potrafił wejść w buty allenowskiego neurotyka, nawet jeśli był to Owen Wilson czy Jesse Eisenberg, uznawani za jego kolejne wcielenia. Przypadek "Niewiernych w Paryżu" jest o tyle wyjątkowy, że Allen nie porusza się już nawet w granicach języka ojczystego, pracuje w tym przypadku z obcą sobie materią. Nie ukrywa, że nie mówi po francusku, nie miał jednak żadnych obaw, czy wyreżyserować film w całości w innym języku. To, niestety, słychać, albo co gorsza - nie słychać. Nie chodzi nawet o to, że dowcip Allena z wiekiem zdążył zapuścić długą brodę. Gorzej, że dowcip nagle zniknął i go nie ma.

Znak nijakości i zobojętnienia

Nie zmienia się jedno: bohaterowie wciąż przez większość czasu ze sobą, ględzą, gawędzą, gadają jak najęci, szkopuł jednak w tym, że to gadanie nie skrzy się już allenowską potoczystością. Lekka, i celna, niegdyś fraza, wybrzmiewa tu blado i bez polotu. Dystan, ironia, sarkazm - to wszystko wypłowiało. Żarty się kończą. Po wszystkim została już tylko opowiastka o miłości opatrzonej krótką datą ważności, o tęsknotach i pragnieniach, ale też o hipokryzji, zbrodni, karze, nad którym unosi się chichot losu. "Niewiernych w Paryżu" da się streścić w istocie jednym zdaniem: kobieta zamężna, w pozornie udanym małżeństwie, spotyka byłego kolegę z liceum (poetę, oczywiście), uczucie odżywa, zaczyna się płomienny romans, potem są podejrzenia męża, zazdrość (nieodłączna, jak powiedziałby Allen, mniej urodziwa bliźniaczka miłości), pojawia się w końcu dwóch drabów i ciało w worku.

Allen zrobił już z tuzin takich filmów. Wylewa się z nich dobrze znana, przewijająca się w jego twórczości od dawna, wariacja na temat Dostojewskiego. Znowu jest plan na zbrodnię doskonałą, znowu jest kara, świat rządzący się prawem przypadku. Nie chodzi bynajmniej o to, by czepiać się odwołań do pokaźnego zasobu własnych dzieł, autocytatów czy powtórzeń allenowskich obsesji. Nie trzeba nawet specjalnie nowych konstatacji, to kino zawsze było proste w przekazie, ale przynajmniej na twarz człowieka, w trakcie seansu, mimowolnie napływał uśmiech rozczulenia. Jedynie finał rodzi zabawną puentę, która mówi o tym, w największym uproszczeniu, że człowiek w najmniej spodziewanym momencie staje się zwierzyną. Nie zmienia to jednak faktu, że allenowscy bohaterowie, którzy dotąd robili wrażenie neurotycznych, napiętych, rozedrganych tutaj są dosłownie żadni - trudno o nich cokolwiek napisać. "Niewierni w Paryżu" to znak nijakości i zobojętnienia.

"Niewierni w Paryżu", reż. Woody Allen, Wielka Brytania, Francja 2023, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 17 listopada 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Woody Allen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy