Reklama

"Suzhou": ROZMOWA Z LOU YE

Z Lou Ye rozmawia Placidus Schebert

Szanghaj, który pokazujesz w Suzhou jest miastem przestępców, przemytników i rozsianych po całym mieście nocnych klubów. Czy ty podobnie odbierasz to miasto?

Każde miasto, jak każda osoba, nosi inne ubranie lub inną maskę. Kto wie, która z nich jest prawdziwa? Czy Szanghaj jest miastem, jak powiedziałeś, pełnym przemytników i drobnych przestępców? 8 milionów ludzi tworzy kulturę, która ciągle się zmienia. Zbyt dużą, by być mikrokosmosem. Szanghaj jest czymś, co wciąga. Jedynie rzeka Suzhou się nie zmienia. Suzhou od zawsze karmiła Szanghaj. Ta rzeka jest krwią tego miasta.

Reklama

Skąd wziąłeś pomysł na Suzhou? Czym jest dla ciebie ten film?

Dwa lata czekałem na okazję zrobienia nowego filmu. W tym czasie w moim życiu i pracy wydarzyło się wiele dziwnych rzeczy. Niektóre z tych doświadczeń były bardzo trudne. Dlatego wiele rozmyślałem o życiu, miłości, kinie i o mojej sytuacji jako filmowca. Często myślałem, że zrobienie filmu pozwoliłoby mi na uporządkowanie tych chaotycznych myśli i mojego życia. W pierwszej wersji scenariusza umieściłem postać „ja”. Czułem, że nie muszę się już ukrywać za symbolizującymi mnie postaciami. Czułem, że muszę być sobą w moim filmie. Pragnąłem opisać historię z filmu i moje życie ze swojego punktu widzenia. Jednocześnie sądzę, że film zmienił moje życie. Zawsze twierdziłem, że historie, które ludzie wymyślają są związane z ich prawdziwym życiem i przeżyciami. Te dwa elementy wywierają na siebie wzajemny wpływ. Trudno je od siebie oddzielić. Właśnie to chciałem powiedzieć w Suzhou. Chciałem pokazać skomplikowane uczucie, nie tylko prostą, dramatyczną historię.

Jest to także historia o czworgu młodych, którzy są samotni, żyją raczej bez celu, bez planów na przyszłość. Czy tak właśnie postrzegasz obecne pokolenie młodych Chińczyków?

Tak. Ale to bardzo prosty sposób widzenia tego filmu. Jest to bowiem w pewnym sensie moja osobista wypowiedź, ponieważ pokazana jest z subiektywnego punktu widzenia. Narrator oferuje usługi wideo, więc także w pewnym sensie pracuje jako filmowiec. I to, co widzimy na ekranie jest również moim postrzeganiem świata. Film mówi o dzisiejszych młodych ludziach w Chinach, ale nie opowiada tego ktoś młody z zewnątrz.

Dorastałeś w Szanghaju. Czy możemy spojrzeć na film, lub przynajmniej na miasto i rzekę, jak na miejsca, które znasz z autopsji?

Wiele miejsc pokazanych w filmie, znam z dzieciństwa. Poprzez filmowanie z subiektywnego punktu widzenia, opowiedziana historia niejako zlewa się z narratorem.

To właśnie sprawia, ze film ten jest niezwykle interesujący pod względem formy.

Tak uważasz?

Bez wątpienia. Są tu elementy neorealizmu, a także romantyzmu. Film przypomina zarówno kino „noir”, jak i chińską opowieść o duchach.

Ale nie było to świadome mieszanie stylów. Takie jest życie. Raz patrzysz na nie jak na komedię, innym razem jak na dramat.

Czy twój film jest historią o miłości?

Tak, ale nie jest to historia miłosna w tradycyjnym sensie tego słowa. W kilku momentach w historię wdzierają się codzienne sprawy, nadzieje, oczekiwania bohaterów, a także całkiem niespodziewane postaci. Ta historia miłosna nie ma jednego wątku. Jest trochę chaotyczna. Moim filmem chciałem także powiedzieć, że czasami odkrywamy coś dla nas ważnego, dopiero wtedy, gdy to tracimy. Potem zaczynamy tego szukać, ale czy kiedykolwiek odnajdziemy? A nawet jeśli tak się stanie – pozostaje pytanie - czy odnajdziemy to samo, co straciliśmy?

Skąd tytuł filmu?

Każdy Chińczyk wie, że przez Szanghaj przepływa rzeka Suzhou. Ma ona swoje źródło w małym mieście Suzhou, niedaleko Szanghaju. To bardzo brudna rzeka. Budynki na jej brzegach są stare i zniszczone, jednak dla mnie, wychowanego w Szanghaju, ta rzeka wiele znaczy. Jest źródłem życia Szanghaju. Ma długą historię. Na jej brzegach żyją zwyczajni ludzie. Można tam zobaczyć prawdziwe życie, nie ma tam niczego sztucznego, tak jak w niektórych innych dzielnicach miasta. Wszystkie miejsca które można oglądać w filmie znajdują się w pobliżu rzeki. Film został zrobiony przy użyciu prostych środków technicznych. Moim celem było osiągnięcie maksymalnej prostoty. Najważniejsze, że atmosfera i emocje są bardzo realistyczne, pochodzą prosto z życia i prosto z serca. A to kojarzy mi się z nurtem tej rzeki. Dlatego zatytułowałem film Suzhou.

Czy uważasz, że znajdziecie widownię poza granicami Chin?

A czemu nie? Kiedy oglądam filmy europejskie czy amerykańskie, rozumiem, o co chodzi, ponieważ historie w nich opowiedziane są na ogół uniwersalne. Miłość jest uniwersalna, nieprawdaż? I jeśli oglądanie amerykańskiego filmu jest także wycieczką do Ameryki via kino, to samo może dziać się z Suzhou. Opowiedziana tu historia jest uniwersalna.

A kiedy widzowie opuszczą kino, co chciałbyś, aby w nich zostało?

To nie jest istotne, co ja bym chciał. Kiedy seans się skończy, historia trwa dalej. Różnica polega tylko na tym, że na nią nie patrzysz.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Suzhou
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy