Reklama

"Czasem słońce, czasem deszcz": OPINIE PRASY

W parną letnią noc oglądaliśmy ten trzyipółgodzinny musical czując się jak na seansie w Kalkucie. Owacje publiczności kibicującej landrynkowym bohaterom w ich zmaganiach z losem miały w sobie z jednej strony campowy, prześmiewczy dystans, z drugiej jednak był w tym najszczerszy zachwyt. Chcąc nie chcąc, my, widzowie zdegenerowanego kina penetrującego mroki ludzkiej duszy i spazmatycznie pożerającego własny ogon, podziwiamy Hindusów w ich niezłomnej konsekwencji. Ona każe im lekceważyć wszelkie nowe fale, dogmy, światowe mody i po prostu najbezwstydniej cieszyć się kinem.

Reklama

Anita Piotrowska, „Tygodnik Powszechny”

Nieprawdopodobnym przeżyciem była projekcja najnowszego osiągnięcia indyjskiego Bollywoodu – Czasem słońce, czasem deszcz Karana Johara. Przepych i rozmach tego dzieła – co tu dużo gadać – obezwładniały, a jego stylistyka i treść wymknęły się wszelkim znanym mi „europejskim” definicjom kiczu.

Bartosz Żurawiecki, „Film”

Bollywood w ekstazie.

„Der Spiegel”

Instrukcja obsługi jest prosta: usiąść wygodnie. Szeroko otworzyć oczy i uszy. Wiadro na łzy postawić w zasięgu ręki. I cieszyć się naprawdę wspaniałym bollywoodzkim kinem.

„Ticket Berlin”

Film ten jest ekstrawagancką, pełną emocji rodzinną sagą, w której zagrały trzy pokolenia indyjskich gwiazd wielkiego formatu.

„Screen International”

Rozmach i przepych, farsa i melodramat są świadectwem zadziwiającej wiary w kino. Kino w tej pierwotnej formie istnieje już tylko w Indiach, wywołując radość i łzy.

„Positif”

Gigantyczne scenografie, porywający taniec i trzymająca za serce opowieść – nawet Moulin Rouge i Chicago pozostają daleko w tyle.

„Hamburger Morgepost”

Ktoś może nazwać Czasem słońce, czasem deszcz kiczem. Ale to o wiele więcej niż kicz – to wielkie kino. Dlaczego? Bo zdziwionej publiczności daje to, czego nie potrafi już nastawiona na efekty specjalne amerykańska konkurencja – wielkie uczucia na wielkim ekranie. Legenda Hollywood Billy Wilder zwykł mówić: „Nie chcę logiki, chcę uczuć”. Natomiast ikona Bollywood, aktorka Rekha, odpowiadała: „Filmy amerykańskie szukają sensu, hinduskie nie”. Ten film to potwierdza bez cienia wątpliwości. Kto nie będzie kołysał się do szybkiego rytmu przeboju „You are my Soniya”, albo nie rozrzewni przy „Suraj hua maddham”, romantycznym duecie śpiewanym na tle egipskich piramid, temu nie można już pomóc. Prawdziwa perła gatunku.

„Programmkino”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Czasem słońce, czasem deszcz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy