Reklama

"Szybki cash": Powolny upadek

Potopu z północy ciąg dalszy. "Szybki cash" to kolejna po "Dziewczynie z tatuażem" i "Łowcach głów" adaptacja skandynawskiego kryminału, która trafia w tym roku na nasze ekrany.

Za kamerą tego opartego na bestsellerowej powieści Jensa Lapidusa filmu stanął Daniel Espinoza, znany już polskiej publice z hiperdynamicznego thrillera "Safe House". Kolejność, w której poznajemy jego twórczość, jest nieprawidłowa - to właśnie dzięki "Szybkiemu cashowi" szwedzki reżyser zarobił na wyjazd do Hollywood. Kiedy ogląda się te dwa filmy chronologicznie, widać, że Fabryka Snów nie wykorzystała w pełni jego talentu.

Jest to o tyle ironicznie, że "Szybki cash" opowiada właśnie o palącym pragnieniu społecznego awansu. JW (Joel Kinnaman) ubiera garnitury i białe kołnierzyki, a półdługie włosy przylizuje żelem, ale w głębi ducha nosi kreszowy dres i goli głowę na łyso. Jest studentem, jednak chciałby być bon vivantem i dandysem, którego stać na najdroższe kluby i najpiękniejsze dziewczyny. Ową chęć podsyca dodatkowo znajomość z pochodzącą z zamożnej rodziny Sophie (Lisa Henni). Jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, skrót na szczyt ekonomicznej drabiny prowadzi przez przestępcze podziemie. JW zaczyna dorabiać, pomagając handlarzom.

Reklama

Skrót - jak to skrót - wiedzie na manowce. Ten film ma jeszcze kilku innych bohaterów i każdy z nich odkrywa, że życie prywatne i zabawa w gangstera to sfery, których nie da się oddzielić, że przemytnicze meliny to nie biura, z których się wychodzi, aby ubrać ciepłe kapcie, włączyć telewizor i wziąć córkę na kolana. Kolejne wątki przeplatają się w sieć zawodowo-prywatnych relacji, zaciskających się z czasem w gordyjski węzeł.

Czuć tu duże ambicje, chęć nakreślenia szerokiego portretu ludzi uwikłanych - chęć pewnie zaspokojoną w liczącej sobie ponad czterysta stron powieści - ale w dwugodzinnym filmie ten epicki oddech zmienia się miejscami w czkawkę. Niektóre linie fabularne wydają się nieco przycięte, a biografie części bohaterów posiadają sporo ciemnych plam. Finałowa puenta ma przez to zbyt dydaktyczny posmak: zbrodnia nie popłaca, zbrodnia to bagno, które wciąga.

Tam, gdzie zawodzi scenariusz, film ratują inne elementy. Po pierwsze, Joel Kinnaman, znany ze znakomitej roli gibonowatego policjanta z serialu "Dochodzenie". Ma w sobie jakieś hipnotyzujące rozedrganie: nieśmiałość przechodzi u niego w neurozę, neuroza - w desperację, desperacja - w ślepą determinację. Po drugie, reżyseria. Espinoza lubi dynamiczne, kręcone z ręki ujęcia, ale zachowuje przy tym - to, rzecz jasna, językowa klisza - pewien skandynawski chłód. Nie daje się ślepo porwać tempu akcji, dawkuje emocjonalne wybuchy, potrafi bez wrażenia obciachu przekuć ogarniające bohaterów poczucie klęski w ponury, ołowiany patos.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szybka | recenzja | kryminał | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy