Reklama

Mateusz Kościukiewicz: Spełnienie chłopięcego marzenia

Trwa dobra passa Mateusza Kościukiewicza. Nie tak dawno na ekrany polski kin trafił film "Amok", w którym aktor zagrał główną rolę. Od 12 maja można go oglądać w filmie "Gwiazdy".

Trwa dobra passa Mateusza Kościukiewicza. Nie tak dawno na ekrany polski kin trafił film "Amok", w którym aktor zagrał główną rolę. Od 12 maja można go oglądać w filmie "Gwiazdy".
Mateusz Kościukiewicz na premierze filmu "Gwiazdy" /AKPA

Parę tygodni temu widzieliśmy go w "Amoku" Kasi Adamik. Mroczny, niepokojący, zły. Obecnie na ekrany trafiły "Gwiazdy" Jana Kidawy Błońskiego, gdzie Mateusz Kościukiewicz wciela się w postać Jana Banasia, byłego zawodnika Górnika Zabrze i Reprezentacji Polski. Na premiery z udziałem aktora czekają jeszcze "Żużel" Doroty Kędzierzawskiej i "Podwójny Ironman" Łukasza Palkowskiego.

Z nami Mateusz, dosłownie w biegu, chwilę rozmawiał podczas niedawno zakończonego 10. Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Netia Off Camera w Krakowie.

Mateusz, chyba w ostatni czasie nie narzekasz na brak zajęcia. Film za filmem, tylko się cieszyć!

Reklama

- Premiery filmów odbywają się wiele miesięcy po całej pracy na planie. Czasami, kiedy to się zbiega w podobnym czasie, faktycznie można odnieść wrażenie, że jest tego całkiem sporo.

Stąd to pytanie. Tym bardziej, że niedawno był "Amok", teraz "Gwiazdy", a będzie jeszcze...

- "Żużel" Doroty Kędzierzawskiej, a potem "Podwójny Ironman" Łukasza Palkowskiego.

Zostańmy chwilowo przy "Gwiazdach" Jana Kidawy Błońskiego. Pewnie wszyscy zadają ci to pytanie, o spotkanie z Janem Banasiem?

- Tak. Spotkałem się z nim jeszcze przed zdjęciami. Długo rozmawialiśmy, opowiedział mi wspaniałe historie ze swojego życia. W pewnym momencie zapytałem go, czy akceptuje mnie w tej roli. Wtedy mi powiedział, że przypominam mu jego idola z dzieciństwa, Georga Besta. Tak się składa, że Best był piłkarzem mojej ulubionej drużyny, jaką był Manchester United.

Czyli sama piłka nożna nie jest ci obca?

- Piłką nożną interesuję się od dziecka. Odkąd pamiętam kibicuję reprezentacji. Zagranie w tym filmie, było takim trochę spełnieniem chłopięcego marzenia, żeby zostać kiedyś piłkarzem.  

W "Gwiazdach", jeśli już mieć o coś żal to, że samej piłki jest trochę jakby za mało...

- Pamiętajmy, że to film fabularny. Futbol jest tylko pewną osią narracji.

Dużo trenowałeś przed zdjęciami?

- Na szczęście mamy tutaj do czynienia z materią filmową, a ta pozwala nie tylko na przygotowanie pewnych rzeczy, ale też ich powtarzanie i dopracowanie. Rzeczy techniczne, związane z samą realizacją filmu, odbywały się już na planie.   

Ale chyba stricte piłkarskich tricków, zagrań nie graliście z "marszu"?

- Przygotowywaliśmy sceny przed ujęciami. Oczywiście mieliśmy opiekę trenerów Górnika Zabrze i profesjonalnych piłkarzy. Ich uwagi wykorzystywaliśmy potem na planie, dostosowując je do wytycznych inscenizacyjnych.

"Gwiazdy" są oparte na historii Jana Banasia, zainspirowane jego życiem. Co jest waszą w takim razie w nich opowieścią?

- Życiorys pana Janka jest bardzo bogaty. Nie jest to film dokumentalny, poświęcony tylko tej postaci. Osoba Jana Banasia stała się inspiracją do opowiedzenia pewnych skomplikowanych losów ludzi, jak i spojrzenia na okres, czasy, w których żyli. Próbujemy pokazać i odpowiedzieć na pytanie, co znaczyło być wtedy Ślązakiem, jakie były realia życia sportowca. Ten film jest jedynie jakimś wyrywkiem rzeczywistości, posiłkującym się niektórymi wydarzeniami z prawdziwego życia naszego bohatera.

Ale od faktów nie uciekacie..?

- Powiedzmy, że mamy tutaj prawdziwe wątki, ale cała oś narracji opiera się na pewnych archetypach, które w takim filmie, jak "Gwiazdy", pozwalają opowiedzieć daną historię tak, aby jej odbiór był bliższy dla większej widowni.

Powiem ci, że dajesz tej roli sporo ciepła. Lubisz ją?

- W każdej roli staram się przemycać coś od siebie. Zarówno sama postać Jana Banasia, jak i jej losy, to, że po każdym upadku wstaje i dalej zmaga się z życiem, absolutnie zasługują na szacunek. Staram się dać swojemu bohaterowi prawdziwe życie, pokazując go zarówno z dobrej, jak i złej strony. Chodzi o to, żeby zbliżyć go, jako człowieka, do widza.

Jest jakiś wspólny mianownik w zawodzie aktora i sportowca. Ta sinusoidalność. Podobnie doświadczacie smaku sukcesu, jak i porażki...

- Różnica polega jedynie na tym, że kariera sportowca ma ramy czasowe, i kończy się na pewnym etapie biologicznym. Aktor, mimo wszystko funkcjonuje w zawodzie znacznie dłużej.

Zaskakuje dbałość i rozmach z jakim odtwarzacie, jakby nie było pewną, minioną już epokę. Spore wrażenie robi, chociażby brazylijska Maracanã. Dotarliście nawet tam...

- Na ekranie na pewno... (śmiech). Na ten efekt złożyło się kilka lat pracy. Ten film nie powstał tak po prostu. To był wkład naprawdę wielu osób, aby tak to wyglądało. 

Kiedy tak tutaj rozmawiamy, nie mogę przestać myśleć o tobie jako też scenarzyście. Dorzuciłeś coś od siebie do tej fabuły?

- Nie. Tutaj występuję tylko i wyłącznie, jako aktor, realizując wyłącznie aktorskie zadania.

Bardzo dobrze ci to zresztą wyszło.

Dziękuję.

Rozmawiał Artur Cichmiński

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mateusz Kościukiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy