Katarzyna Dowbor: Tylko udaję twardzielkę

Katarzyna Dowbor na planie "Naszego nowego domu" /Polsat

- Pomagam ludziom, którzy tego potrzebują. A dawanie jest przecież olbrzymią przyjemnością – mówi dziennikarka. Nam opowiada o kulisach swojej pracy, towarzyszących jej emocjach oraz wsparciu rodziny.

Prowadziła pani magazyny promujące aktywny tryb życia oraz programy o ogrodnictwie. Teraz jest pani specjalistką od remontów i modernizacji.

Katarzyna Dowbor: - Tak naprawdę tematyka "Naszego nowego domu" nie była dla mnie nowością. Urządzanie i przebudowywanie domów od dawna było moim hobby, o którym wiedzieli najbliżsi przyjaciele. Spełniałam się w tej pasji, realizując ją w swoich własnych domach. Zbudowałam ich siedem. Nigdy nie korzystałam z pomocy fachowców, urządzałam je od początku do końca sama, ucząc się na swoich błędach.

Jednak była to pani pozazawodowa pasja. Nie wahała się pani przed przyjęciem roli prowadzącej program?

Reklama

- W życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Te prawie cztery lata temu to był dla mnie dość trudny czas. Zostałam zwolniona z Telewizji Publicznej i byłam przekonana, że mój świat się zawalił. Planowałam zrobić sobie przerwę na odreagowanie, regenerację sił i poukładanie w głowie różnych spraw. Szczerze mówiąc, oczami wyobraźni widziałam, jak stoję w kolejce do pośredniaka, wpisując się na listę bezrobotnych... Wówczas zaproponowano mi udział w castingu na prowadzącą "Nasz nowy dom". Kiedy usłyszałam, o czym ma być ten program, pobiegłam jak na skrzydłach. No i się udało.

Pamięta pani bohaterów pierwszego odcinka?

- Bardzo dobrze. To byli młodzi rodzice z małą córeczką i piątką dzieci, dla których stanowili rodzinę zastępczą. Początki programu były trudne, bo wszyscy się uczyliśmy. Ekipa filmowa musiała wypracować sposób realizacji zdjęć zgodnych z formatem programu. Uczyli się także nasi ówcześni budowlańcy. Nie chcieli obecności kamer, wstydzili się. Ostatecznie team fachowców został zmieniony. Teraz jesteśmy doskonale zgrani i nie przeszkadzamy sobie nawzajem. Nieco zmienił się też sposób realizacji. W pierwszych programach wymagano, bym wygłaszała gotowe, napisane dla mnie teksty. Jako osoba impulsywna kieruję się emocjami. Jeżeli płaczę, to na serio, kiedy się śmieję, to całą sobą. Teraz mówię z serca, inspirując się tym, co widzę i czego doświadczam. Trening czyni mistrza. Przed kilkoma dniami skończyliśmy realizować 94. odcinek.

W "Naszym nowym domu" poznajemy bardzo dramatyczne losy bohaterów. To dla pani duże emocjonalne obciążenie?

- Cóż, trzeba mieć bardzo twardą skórę. Ja udaję twardzielkę. Często mówię sobie: Musisz być silna, twój płacz tym ludziom nic nie pomoże. W ostatnim odcinku tego sezonu mamy fantastyczną rodzinę. Takiej biedy dawno nie widziałam... Ale też rzadko spotyka się taką miłość i godność. Radość z tego, że pomożemy odmienić ich życie, przywrócić wiarę we własne siły, warta jest każdego wysiłku. Jesteśmy pozamykani w swoim świecie, a na planie programu konfrontujemy się z prawdziwym, niekiedy bardzo trudnym życiem. To prostuje ścieżki. Dlatego apeluję do wszystkich: Szukajcie wokół siebie ludzi, którzy wymagają pomocy. Poświęćcie im czas, okażcie zainteresowanie. Dobro na pewno do was wróci.

Jak pani odreagowuje stresy?

- W gronie przyjaciół. Wyjeżdżamy razem na wakacje. Spędzamy wspólnie święta. Wspaniale się z nimi czuję.

Ktoś powiedział, że przyjaciele to rodzina, którą sami sobie wybieramy.

- Dokładnie tak. A wracając do odreagowywania stresów - odpoczywam w domu, w otoczeniu ogrodu i moich zwierząt. Ich bezwarunkowa miłość leczy wszystkie rany. Spełniam się też w nieustannym upiększaniu i przemeblowywaniu. Rozbudowa, projekt oszklenia tarasu, pomysł na nowy mebel. To moje przyjemności.

Jak pani córka Marysia, syn Maciej i synowa odnoszą się do tego, co robi pani na planie programu?

- Dzieciaki bardzo mnie wspierają i choć poświęcam im zbyt mało czasu, są dla mnie wyrozumiali. Mam poczucie winy wobec córki i mojej wnuczki. Niestety, jestem babcią od święta, ale wszyscy bardzo się kochamy i to jest najważniejsze.

Rozumiem, że rodzinne zaległości nadrobicie państwo przy wielkanocnym stole.

- Oczywiście, celebrujemy ten wspólny czas. Nie rozumiem ludzi, którzy decydują się w tym terminie na egzotyczne wyjazdy. Tak Boże Narodzenie, jak i nadchodząca Wielkanoc tylko w Polsce mają niepowtarzalny klimat. Dlatego święta zawsze spędzam w domu.

Wkrótce zaczyna pani pracę nad kolejnym, dziewiątym sezonem programu.

- Zdjęcia ruszają na początku maja. W tym sezonie będziemy świętować setny program. To ogromny sukces.

Przewidujecie w związku z tym jakieś szczególne atrakcje?

- Jesteśmy jeszcze na etapie pomysłów. Raz w roku wracamy do naszych dawnych bohaterów. Produkcja ma z nimi cały czas kontakt. Ja także noszę ich wszystkich w sercu. Teraz intensywnie zastanawiamy się nad serią odcinków specjalnych. Chciałabym, żeby udało nam się to zrealizować i pokazać widzom, jak zmieniło się ich życie. Tylko nie wiem kiedy, bo doba ma jedynie 24 godziny...

Wobec tego życzę pani czasu, mnóstwa energii i zdrowia.

- Dziękuję, przyda mi się dużo siły i słońca przy realizacji kolejnego sezonu.

Joanna Bogiel-Jażdżyk

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Dowbor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy