Reklama

Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk o filmie "Pamfir": Wojna udowodniła, że w Ukrainie nie ma podziałów

- Postsowiecka narracja za wszelką cenę chciała wytworzyć między nami podziały, chciała zburzyć harmonię w naszym kraju. Dopiero wojna pomogła nam się zjednoczyć - mówi w rozmowie z Interią Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk, reżyser filmu "Pamfir". Produkcja trafi na ekrany polskich kin 23 czerwca.

- Postsowiecka narracja za wszelką cenę chciała wytworzyć między nami podziały, chciała zburzyć harmonię w naszym kraju. Dopiero wojna pomogła nam się zjednoczyć - mówi w rozmowie z Interią Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk, reżyser filmu "Pamfir". Produkcja trafi na ekrany polskich kin 23 czerwca.
Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk

"Pamfir" to debiut Dymytra Sukholytkyy'ego-Sobchuka. Film swoją premierę miał podczas zeszłorocznego festiwalu w Cannes. To opowieść o Leonidzie (Oleksandr Yatsentyuk) - przemytniku postanawiającym podjąć się swojego ostatniego zlecenia. Czy dogonią go demony przeszłości? Czy uda mu się zbudować zdrową relację z synem pomimo wykonywanego zawodu? Dmytro odpowiada na te pytania i proponuje intrygujące połączenie kryminału, dramatu i kina społecznego. Produkcja trafi na ekrany polskich kin 23 czerwca. Dystrybutorem tytułu jest firma Gutek Film.

Reklama

Dmytro spotkał się z nami i opowiedział o inspiracjach do filmu, ukraińskich tradycjach i o tym, w jaki sposób "Pamfir" koresponduje z dzisiejszą wojną w Ukrainie.

Jan Tracz, Interia: Na samym początku filmu jeden z bohaterów oznajmia, że "przemyt to narodowa tradycja" Ukrainy. Leonid, główny (anty)bohater twojego filmu, jest właśnie przemytnikiem. Dlaczego "obdarzyłeś" go tą profesją?

Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk: - Pozwoliło mi to skupić się na jego wewnętrznych dylematach. To człowiek, który pamięta czasy, kiedy w Ukrainie większe pieniądze zarabiało się tylko w ten jeden możliwy sposób. On zna zasady starego systemu, natomiast nowa generacja (do której należy syn Leonida - Nazar), ma dostęp do wykształcenia, legalnej pracy, ma szansę podróżować i odkrywać świat. W moim filmie dochodzi do zderzenia tych dwóch perspektyw i Leonid zaczyna rozumieć, że idee, które on sam reprezentuje, są już echem utraconego świata. Teoretycznie Leonid chciałby znaleźć lepsze (i przede wszystkim legalne) źródło dochodu, ale to dla niego niemożliwe - już za późno, aby zmienił myślenie, które kultywował od kilkudziesięciu lat. Wydaje mi się, że przemyt w moim kraju wiąże się nieco z atawistycznym myśleniem. Lenoid to relikt minionej przeszłości.

Czy ten temat jest bliski twoim młodzieńczym doświadczeniom?

- Nie bardzo: tak naprawdę samym przemytem zainteresowałem się, kiedy kręciłem swój dokument "Krasna-Małanka" z 2013 roku. Dowiedziałem się wtedy wiele o tym, w jaki sposób działa u nas cała operacja przemytu papierosów. Najbardziej interesowały mnie detale, czyli moment samego przejścia przez granicę, który nomen omen ukazuję właśnie w "Pamfirze". Wymaga to charakteru, odwagi i siły, więc jestem pod wrażeniem wszystkich tych osób, które w ogóle decydują się na takie ryzyko. Nazywają ich "Camels", ponieważ dźwigają wielkie pudła na plecach i przebiegają z nimi przez granice. Nie starczyło mi czasu, aby umieścić ten wątek we wspomnianym dokumencie, więc postanowiłem skupić się na tym w moim pierwszym filmie pełnometrażowym.

Akcja twojego filmu rozgrywa się na zachodniej granicy Ukrainy. Dlaczego nie na wschodniej? Był jakiś powód tej decyzji?

- Nie było żadnego powodu, ale ten podział, o którym wspominasz, to bardzo ważny aspekt naszego narodowego dyskursu. Już sam fakt, że proponujesz taki rozkład na dwie części w pytaniu, świadczy o tym, że to naprawdę newralgiczny i aktualny temat. Uważam, że to dziedzictwo rosyjskiej propagandy, której udało się wtargnąć do głów starszego pokolenia. Kiedy byliśmy zależni od Rosji, wmawiano nam, że to ona jest źródłem bogactwa, że tylko dzięki niej będzie nam dobrze. Postsowiecka narracja za wszelką cenę chciała wytworzyć między nami podziały, chciała zburzyć harmonię w naszym kraju. Dopiero wojna pomogła nam się zjednoczyć. Zdaję sobie sprawę, że zawsze będziemy różnić się charakterem lub wyznaniami, ale jako naród jesteśmy jednością i potrafimy zawalczyć o to, co najważniejsze. W walce o kraj zawsze będziemy zgodni, ale to, jak ktoś na co dzień żyje i zarabia na życie, to jego prywatna sprawa, związana z sumieniem i wyznawanymi wartościami.

"Pamfir" to próba zastanowienia się nad tym, dlaczego bohaterowie w ogóle podejmują się nielegalnych zleceń. W filmie portretujesz dobrych ludzi, którzy kochają siebie nawzajem i którzy dbają o to, aby ich ognisko domowe miało się jak najlepiej. Oni pragną jedynie lepszego życia, więc nawet jeśli nie chcą, to stają się przestępcami: nawet matka Leonida pomaga mu w jego interesach. Jednak nie oceniasz ich wyborów.

- Nie oceniam ich, bo jestem ostatnią osobą, która ma do tego prawo. Obserwuję poczynania Leonida (a także jego sojuszników i wrogów) i staram się zrozumieć, dlaczego ten przemyt odgrywa tak wielką rolę w ich życiu. Warto pamiętać o tym, że bohaterowie, których przedstawiam w "Pamfirze", mają zupełnie innych kodeks moralny od nas. Oni nie uważają, że łamanie prawa to coś złego. Wręcz przeciwnie, to dla nich coś normalnego; tak do dziś funkcjonują ludzie, którzy są przesiąknięci postsowiecką mentalnością. Nie potrafię oceniać ich "zerojedynkowo", bo tak wpłynęła na nich nasza smutna przeszłość. Młode pokolenie coraz częściej myśli znacznie inaczej, zostało też wychowane w innych warunkach i na innych zasadach. To daje nadzieję na lepsze jutro! Nie zmienia to jednak faktu, że Ukraina nie składa się jedynie z samych idealistów. Korupcja i nieuczciwość wciąż są na porządku dziennym w naszym kraju.

Główny bohater marzy, aby wysłać swojego syna na studia. Czy tacy ludzie nie mają innych sposobów, aby zarabiać na swoją rodzinę? A może ich po prostu nie znają?

- Leonid ledwo co potrafi czytać, jego edukacja (prawdopodobnie) skończyła się na podstawówce; to człowiek, który całe życie pracował fizycznie, więc co on więcej może? Na całym świecie istnieje zasada, że im lepsze wykształcenie, tym bardziej atrakcyjne perspektywy. Ale co z ludźmi, którzy nie mogli pozwolić sobie na taki komfort? Łatwo nam mówić, kiedy mieliśmy dostęp do edukacji, do szkół, do kulturowego bogactwa. Ludzie typu Leonid teoretycznie mają możliwości, aby w jakimś stopniu się "doedukować", ale oni albo ich nie widzą (bo zostali wychowani w innym systemie), albo jest już dla nich za późno. 

"Pamfir" sugeruje, że Leonid próbuje skończyć z przemytem, bo jego żona nie chce, aby ten narażał swoje życie. Ale jego syn "romantyzuje" pracę ojca. Widzi w nim greckiego herosa. Dlaczego?

- Cały film, choć współczesny, powiązany jest z naszą przeszłością. To motyw, który trudno zrozumieć, jeśli nie żyło się w sowieckiej rzeczywistości. Tamtejsze filmy i seriale (z drugiej połowy lat 90. XX wieku) "romantyzowały" bandyctwo i doprowadzały do idealizacji gangsterów, czy wręcz ich telewizyjnego kultu. Jeśli ktoś był kimś w rodzaju Robin Hooda - osoby, która walczyła z systemem, to tym samym (w oczach widzów) stawał się prawdziwym bohaterem z krwi i kości. Zatem dla bliskich Leonid, choć czyni zło i łamie prawo, jest "kimś", bo przypomina figurę bożka. Co więcej, Leonid uwielbia przemyt, on sprawia mu przyjemność; cały ten "zawód" jest źródłem jego adrenaliny i wrażeń. Jedyne momenty, kiedy uśmiecha się w filmie, to przy rodzinie i wtedy, kiedy "zakłada maskę" przemytnika. Wtedy czuje się kimś, czuje się w pełni doceniany.

W Polsce sytuacja wyglądała podobnie - w końcu mieliśmy seriale typu "Janosik".

- Nic dziwnego, że Nazar idealizuje ojca. On nie chce w nim widzieć nudnego robotnika, który pracuje na budowie i ledwo co potrafi cokolwiek przeczytać. Ojca praktycznie w ogóle nie ma w domu, więc Nazar w jakimś stopniu stara się zrekompensować sobie jego nieobecność. Wyobraża sobie, że Leonid to właśnie taki zbój, który zabiera bogatym (państwu), a daje biednym (w tym przypadku rodzinie). Ten romantyzm okaże się zgubny dla całej rodziny.

Krytycy piszą, że "Pamfir" przywołuje na myśl kino Sergieja Paradżanowa. Mamy tu bajkowe krajobrazy, leśne scenerie, czy inspiracje dawnymi obyczajami.

- Słyszałem już o porównaniach do dramatu "Cienie zapomnianych przodków" z 1964 roku, jednak jedyny element, który łączy nasze filmy, to miejsce, w którym "Pamfir" został nakręcony. Paradżanow to jeden z najważniejszych twórców w historii, ale nie myślałem o nim, kiedy pracowałem nad scenariuszem i samym "Pamfirem". 

Integralną częścią twojego filmu jest folklor i ukraińskie święto - Malanka, które obchodzi się w formie festiwalu.

- To bardzo ważne święto i moment, w którym każdy człowiek ma szansę obcować z dwoistością ludzkiej duszy i charakteru. Praktycznie każdy bohater ma w filmie kilka twarzy: każdą z nich ukazuje w zależności od sytuacji. Spójrzmy na Leonida - z jednej strony to przykładny ojciec i kochający mąż, z drugiej zaś bezwzględny przemytnik, który gotów jest zastosować przemoc, aby wszystko poszło po jego myśli. Malanka pozwala moim bohaterom zostać kimś innym, chociaż na chwilę zredefiniować własną tożsamość. To tyczy się nawet dzieci, w tym przypadku Nazara. To niby bezbronny chłopiec, ale pod koniec filmu udowadnia, że może stać się bestią. Malanka wyzwala w mieszkańcach głęboko skrywane demony; daje możliwość, aby te metafizyczne transformacje miały miejsce; aby wszyscy mogli urzeczywistnić osobiste fantazje i pragnienia. Wpływają też na to kostiumy i maski, z których wynika postrzeganie naszych bohaterów.

Są one zakładane przez mieszkańców rodzinnej wioski Leonida podczas samego festiwalu. Odwołują się one do pradawnych wierzeń, do pogańskich demonów i duchów. Czy te odniesienia mają głębsze znaczenie?

- Jak najbardziej: cały karnawał ma formę pewnego rodzaju gry. Uczestnicy przechadzają się od domu do domu, idą tam z własnymi kolędami i śpiewają wybrane przez nich utwory. Na samym początku idą osoby, które mają role babci i dziadka, czyli te najstarsze w wiosce, co odnosi się do tradycji tego archaicznego zwyczaju. Następnie widzimy żołnierzy i ludzi o innych zawodach, którzy mieszkają w tym miejscu i którzy mają własne kolędy do zaśpiewania. Natomiast na sam koniec dochodzi do zapoznania ze zwierzęciem totemicznym, które będzie stróżem danej wioski; w przypadku filmowego miejsca mieliśmy do czynienia z niedźwiedziem.

Czy dla pokolenia Nazara - niezależnie od tego, jak zakończy się dzisiejsza wojna - wciąż jest nadzieja, aby zmienić ścieżki, które wyznaczyli ich ojcowie i matki?

- Finał mojego filmu ma w sobie witalność, która jak najbardziej daje nadzieję dla przyszłych pokoleń.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pamfir
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy