Reklama

"Żywot Mateusza": Najwybitniejsza rola Franciszka Pieczki?

W czwartek mija dokładnie pół wieku od premiery "Żywota Mateusza", pełnometrażowego debiutu fabularnego Witolda Leszczyńskiego, który do dziś wymyka się prostym definicjom i mówi więcej o naturze ludzkiej niż dziesiątki bardziej znanych i uznanych filmów. W tytułowej roli zobaczyliśmy Franciszka Pieczkę w jednej z najlepszych ról w karierze aktora.

W czwartek mija dokładnie pół wieku od premiery "Żywota Mateusza", pełnometrażowego debiutu fabularnego Witolda Leszczyńskiego, który do dziś wymyka się prostym definicjom i mówi więcej o naturze ludzkiej niż dziesiątki bardziej znanych i uznanych filmów. W tytułowej roli zobaczyliśmy Franciszka Pieczkę w jednej z najlepszych ról w karierze aktora.
Franciszek Pieczka w filmie "Żywot Mateusza" /INPLUS/East News /East News

Wydaje się, że najtrafniej można by film ten nazwać poetycką przypowieścią, podobną starym przypowieściom łączącym w sobie proste motywy fabularne z elementami bajki i baśni. 

Reżyserski debiut Witolda Leszczyńskiego "Żywot Mateusza" był adaptacją powieści norweskiego pisarza Tarjei Vesaasa "Ptaki". 

"Żywot Mateusza": O czym opowiada film?

Bohaterem jest Mateusz - człowiek nadwrażliwy, o duszy dziecka, przez otoczenie uznawany za półgłówka, żyjący w harmonii z otaczającą go przyrodą. Razem z siostrą Olgą zamieszkuje samotną chatę wśród lasów i jezior - gdzieś na północy Europy. Gdzieś to znaczy wszędzie, gdzie na brzegach jezior stoją stare sosnowe lasy i rosną brzozy. Tę niekonkretność miejsca należy uznać za zabieg zamierzony - reżyser bowiem chciał uniknąć imitowania norweskich realiów. Spokojne, niemal sielankowe życie Mateusza ma jednak zostać przerwane - coś ma się wydarzyć. Otaczająca go przyroda ostrzega o zbliżającym się nieszczęściu - jego przyjaciel "wielki ptak" zostaje zastrzelony, drzewo noszące jego imię powala piorun, nawiedzają go senne koszmary. Olga odnajduje w końcu "swojego" mężczyznę i sprowadza go do chaty nad jeziorem. Mateusz w domu siostry czuje się coraz bardziej zbędny, przeczuwa zbliżające się osamotnienie, którego zawsze się obawiał. Postanawia rozstać się ze światem ludzi, do którego nigdy nie należał. Wybiera śmierć samobójczą, jako ucieczkę przed grożącą mu samotnością - czytamy w opisie filmu na stronie Filmpolski.pl.

Reklama

"Kiedy zachwyciłem się książką Tarjei Vesaasa, wszyscy mówili: dobrze, ale jeżeli ma to być debiut filmowy, trzeba zrobić coś prostszego, coś takiego tu i teraz. A poza tym po co robić film o jakimś pomylonym norweskim przygłupku? Jedna Wanda Jakubowska, do której w końcu trafiłem, powiedziała: 'To jest bardzo piękne, zrób!'. Wtedy powstał idealny układ, bo ona była kierownikiem artystycznym zespołu START. Film powstał jako koprodukcja Szkoły i jej zespołu. Pomagała mi, gdy miałem kłopoty, niczego mi nie narzucając" - reżyser mówił w książce "Filmówka".

W niektórych momentach fabuła powieści została zmieniona, wiele opuszczono, to jednak, co pozostało, utrzymane jest w nastroju książki Vesaasa - trochę tajemniczym, pełnym niedopowiedzeń. 

Reżyserski zamysł zakończenia filmu był pierwotnie inny. "Chciałem rozegrać to do końca, chciałem nawet towarzyszyć Mateuszowi w drodze na dno jeziora. On najpierw próbuje ratować się, a potem następuje pogodzenie się ze śmiercią i planowałem zjechanie wraz z nim na dno, które już sfotografowaliśmy: było bardzo piękne, prześwietlone słońcem, z wodorostami. Mateusz miał otwierać oczy na tę drugą stronę, gdzie miał być ptak, ryba, i cała natura miała go przygarniać. Niestety, mimo wielu przygotowań do tej sceny, nie dostałem kamery do zdjęć podwodnych, bo była potrzebna przy jakimś filmie profesjonalnym, a to był film szkolny, a więc traktowany po macoszemu przez władze kinematografii" - Leszczyński mówił Tadeuszowi Szczepańskimu w książce "Debiuty polskiego kina".

"Żywot Mateusza": Najlepsza rola Franciszka Pieczki?

Ozdobą "Żywotu Mateusza" była tytułowa rola Franciszka Pieczki.

"Byłem wtedy jeszcze młodym aktorem, to była bardzo ciekawa postać" - mówił po latach aktor.

"W tym czasie, kiedy kręciliśmy ten film, wystąpiłem w 'Słońce wschodzi raz na dzień' w reżyserii Henryka Kluby. Zagrałem tam Haratyka, przywódcę górali, silną osobowość organizującą całe społeczeństwo, który w końcu skończył tragicznie, bo wylądował w więzieniu. Ten film pięć lat przeleżał na półkach. Sądzę, że gdyby wszedł na ekrany w tym samym czasie co 'Żywot Mateusza', to reżyserzy, czyli moi potencjalni pracodawcy, mieliby dużo lepszy obraz moich możliwości aktorskich, mojego emploi" - podkreślił Pieczka.

Za "Żywot Mateusza" Witold Leszczyński otrzymał m.in. Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Młodzieżowych w Cannes, Grand Prix na festiwalu w Valladolid i nagrodę dla najlepszego filmu na festiwalu w Colombo. 

"Żywot Mateusza jest to film pięk­ny, wzruszający, zasługujący, by go zaliczyć do najlepszych pozycji pol­skiego kina. Zrobiony zaś jest ręką pewną, co już jest zaletą absolutną w naszej kinematografii, w której le­dwie parę osób potrafi robić filmy w znaczeniu wykonania fachowego" - pisał na łamach "Polityki" Zygmunt Kałużyński.

"Siła 'Żywotu Mateusza' tkwi w poezji i pięknie unoszącym się nad tą historią. Żywot Mateusza utkany jest z poetyckich wzruszeń i niedo­powiedzeń, a życie bohatera wydaje się nam głęboko ludzkie w owych ma­rzeniach o wyrwaniu się z ram włas­nego losu i przekroczeniu własnej do­li, (...) w pragnieniu odnalezienia we własnym życiu jakiegoś sensu - we wrażliwości na przyrodę (...) - w lę­ku przed samotnością i pragnieniu znaczenia czegoś dla innych ludzi - w marzeniach o tym, by być pięk­niejszym, silniejszym, lepszym - w upartej walce o własną wolność. 'Żywot Mateusza' staje się jakby poetycką metaforą ludzkiego życia i ludzkiego dramatu. (...) A zarazem (...) tragikomedią rozdźwięku między ma­rzeniami a rzeczywistością, między własnym wyobrażeniem o sobie, a wi­dzeniem innych, obraz smutnej śmie­szności aspiracji, której nie dane jest się spełnić" - dodawał Jacek Fuksiewicz w "Kulturze".

"Leszczyński wybrał ścieżkę na po­boczu i odkrył świat prostego piękna zadziwień. (...) Przekazując nam te za­dziwienia i zapatrzenia, nie uległ egzaltacji, wykazał tylko wielką, nie każdemu w tym stopniu daną, wrażli­wość poetycką. Postać Mateusza jest żywym sym­bolem konfliktu wrażliwości z rze­czywistością. Dlatego można w niej upatrywać cechy uniwersalne" - podkreślał Stanisław Grzelecki w "Życiu Warszawy".

"Żywot Mateusza" nie przestaje poruszać, zadziwiać i niepokoić

Film Leszczyńskiego po latach nie przestaje "poruszać, zadziwiać i niepokoić" - notował w 1997 Daruisz Czaja na łamach "Kwartalnika Filmowego". "'Żywot Mateusza' jest filmem pogańskim. I to nie tylko w pierwotnym (...) ale w innym, znacznie głębszym rozumieniu. Jest pogański w tym znaczeniu, w jakim słowo to odnosi się czasem, już bez wartościujących konotacji, do świata archaicznej religijności (...). Żywot Mateusza jest również filmem metafizycznym (...). Jego świat, ów wiejski mikrokosmos, jest ufundowany na konkrecie: jest las, jezioro, trawa, pole, rzeka, kamień, niebo, ptak... Ale każdy z tych bytów jest cząstką większej, przerastającej go Całości" - pisał Czaja.

Z kolei Dariusz Kuźma we wspomnieniowym tekście dla Interii zwracał uwagę na, że dzieło Leszczyńskiego, mimo iż wymaga od widza  "cierpliwości, empatii i wyrozumiałości dla głównego bohatera", jest jednocześnie "przepięknym filmem o tym, co w człowieku może być najlepsze, a co nauczyliśmy się cywilizacyjnie tłamsić".

"W czasach, w których od dziecka jesteśmy przyzwyczajani do bycia ludźmi pracy, wykuwania w szkole na pamięć czarno-białych podziałów, do wyrabiania setek godzin korepetycji, by przygotować się do tempa nowoczesnego życia, postać Matisa może - i powinna - stanowić dla widza moralno-egzystencjalną zagadkę. Warto się z tym filmem skonfrontować, nawet jeśli tylko po to, by go odrzucić. Ponad pół wieku po premierze 'Żywot Mateusza' nie zatracił nic ze swej aktualności i nieuchwytnej filmowej poezji" - konkluduje Kuźma.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Franciszek Pieczka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy