Reklama

Wielka szansa aktora. To był początek jego upadku

"Na zabójczej ziemi" mogło być następnym krokiem w dynamicznie rozwijającej się karierze Stevena Seagala. Okazało się początkiem jego końca. Reżyserski debiut aktora kilka razy przekroczył budżet. Na planie dał o sobie znać trudny charakter Seagala. Gdy film wszedł na ekrany, krytycy nie mieli litości. Widzowie natomiast nie okazali większego zainteresowania. Tak oto kończyły się złote czasy mistrza aikido.

Po sukcesie "Liberatora" Seagal mógł przebierać w ofertach. On stwierdził jednak, że nie chce robić kolejnego filmu sensacyjnego. Zamiast tego wolał stworzyć coś z przesłaniem. Dzieło, które zmieni sposób myślenia publiczności i być może uratuje świat. Wtedy trafił na projekt wytwórni Warner Bros. pod tytułem "Rainbow Warrior". Łączył on sensacyjną fabułę z motywem ochrony środowiska, który był tak bliski gwiazdorowi. Seagal zgodził się wystąpić w nim pod jednym warunkiem — będzie to jego debiut reżyserski. Tytuł zmieniono później na "Na zabójczej ziemi".

Reklama

Aktor wcielił się w Forresta Tafta, byłego agenta CIA i strażaka pracującego dla koncernu naftowego gdzieś w stanie Alaska. Gdy bohater dowiaduje się, że jego pracodawca chce eksploatować złoża ropy, nie bacząc na środowisko i dobro rdzennych ludów, bohater postanawia przeciwstawić się firmie. Jego szef, zły biznesmen Michael Jennings, nie chce żadnych kłopotów, tym samym podpisując wyrok śmierci na Tafta. Także złoczyńców masa, a Seagal sam jeden przeciwko wszystkim. Wynik tej potyczki jest łatwy do przewidzenia. 

Michael Caine radzi, o czym pamiętać przy robieniu kiepskiego filmu

Seagal chciał, by w nikczemnego biznesmena Jenningsa wcielił się Anthony Hopkins lub Alan Rickman. Ostatecznie angaż otrzymał Jeremy Irons. Ten zrezygnował jednak w ostatniej chwili. Rola przypadła wówczas Michaelowi Caine'owi. 

Według plotek Seagal i Brytyjczyk nie dogadywali się najlepiej. Dwukrotny zdobywca Oscara zaprzeczył temu w swojej autobiografii. Jak wspominał, polubił Seagala i resztę ekipy. Nienawidził za to realizacji filmu w stanie Alaska. Żartował, że "Na zabójczej ziemi" to jak najbardziej adekwatny tytuł. Caine zdawał sobie także sprawę, że nie jest to arcydzieło. Śmiał się, że przyjmując rolę, złamał swoją główną zasadę kręcenia kiepskich filmów — jeśli masz wystąpić w pomyłce, upewnij się, że jest kręcona w ciepłym kraju.

Podczas zdjęć Seagal nie liczył się z kosztami. Już w czasie kręcenia filmu dodawał i usuwał sceny. Jednego dnia chciał, by "Na zabójczej ziemi" było mistycznym doznaniem, pozbawionym przemocy. Drugiego rozpisywał scenę w barze, w której Taft samodzielnie kładzie piętnastu rosłych mężczyzn. Szybko przekroczył budżet. W pewnym momencie musiał zrezygnować z gaży reżyserskiej. Gdy wydatki wciąż rosły, Seagal zobowiązał się do występów w "Liberatorze II" i "Krytycznej decyzji". Wszystko po to, by ukończyć dzieło swego życia.

Steven Seagal kontra Sven-Ole Thorsen. Konflikt w trzech aktach

Jedną z pomniejszych ról w filmie zagrał Sven-Ole Thorsen. Seagal wykorzystał zdjęcia, by odegrać się na nim za upokorzenie, jakiego doznał z jego strony kilka lat wcześniej. W 1990 roku aktor był w Cannes, by promować jeden ze swoich filmów. Na festiwalu pojawiła się także ekipa "Pamięci absolutnej", w tym Sharon Stone. Aktorka pracowała z Seagalem przy jego debiucie "Nico — Ponad prawem" i nie wspominała tego najlepiej. Mimo to postanowiła się z nim przywitać. Gwiazdor "Na zabójczej ziemi" zbył ją stwierdzeniem, że zakłóca jego Chi. 

Jego zachowanie nie spodobało się Thorsenowi, który był wtedy ochroniarzem Arnolda Schwarzeneggera. Seagal postanowił podejść do Stone, gdy ta rozmawiała akurat z Duńczykiem. "Co robicie" - zagadnął filmowy Nico. "Rozmawiamy o tym, jak wielkim jesteś dzbanem" - odpowiedział mu Thorsen. Jak wspominała Stone w podcaście "LadyGang", Seagal nie miał na to riposty.

Aktor nie zapomniał tej sytuacji, o czym może świadczyć historia z realizacji "Na zabójczej ziemi". Gdy Thorsen pojawił się na planie, Seagal rozkazał mu, by kopnął go, najmocniej jak tylko potrafił. Tłumaczył, że chce sprawdzić, z kim ma do czynienia. Duńczyk niechętnie wykonał polecenie, ale wtedy Seagal złapał jego nogę i wywrócił go na ziemię. Rozbawiony aktor rozkazał kulturyście kopnąć go jeszcze raz, tym razem z całej siły. Thorsena nie trzeba było prosić dwa razy. Kopnął aktora tak szybko i mocno, że zwalił go z nóg. 

Podwójnie upokorzony Seagal zemścił się kilka dni później. Podczas kręcenia sceny walki Tafta z granym przez Thorsena złoczyńcą, uderzył Duńczyka w krtań tak mocno, że ten na chwilę stracił przytomność. Aktor i reżyser w jednej osobie był zachwycony nagraniem z tego zdarzenia. Stwierdził, że to będzie scena śmierci postaci Thorsena. Jego dalsze sceny zostały usunięte. 

"Na zabójczej ziemi": Brutalny i świętoszkowaty film

Przed premierą "Na zabójczej ziemi" Seagal był jedną z najbardziej kasowych gwiazd na świecie. Jego reżyserski debiut to zmienił. Budżet rozrósł się do 50 milionów dolarów. Tymczasem obraz przyniósł niewiele ponad 78 milionów zysku. Natomiast krytycy nie zostawili na nim suchej nitki. Roger Ebert zaznaczył, że film jest z jednej strony brutalny, a z drugiej nieznośnie natchniony. Zwracał także uwagę, że realizacje kuleje, podobnie jak reżyseria i dialogi. Przede wszystkim jednak film jest bezdennie głupi. 

Osobną kwestią była ostatnia scena "Na zabójczej ziemi", w której bohater Seagala przemawia o zagrożeniach płynących z zanieczyszczania środowiska. Jego monolog trwał przeszło 40 minut. Producenci nalegali, by Seagal zgodził się go znacznie skrócić. Aktora nie udało się jednak przekonać. Zdanie zmienił dopiero po pokazach testowych. Widzowie przez cały czas śmiali się, wykonywali wulgarne gesty, a w końcu buczeli. Wtedy Seagal skrócił swoją przemowę do koło siedmiu minut. 

Inna sprawa, że monolog o ratowaniu środowiska następuje po finałowej potyczce z siłami Jenningsa, w której Taft zabija około 30 osób, wysadza rafinerię, a całą ropę wylewa do oceanu. Absolutnie nic nie było w stanie uratować tej sceny.

Za porażką finansową i artystyczną przyszły nominacje do Złotych Malin. "Na zabójczej ziemi" miało sześć szans na antynagrody. Ostatecznie Seagal zwyciężył w jednej kategorii — najgorsza reżyseria. Dla aktora był to początek końca wielkiej kariery. Jego kolejne filmy spotykały się z coraz gorszym odbiorem. Od 1998 roku produkcje firmowane jego nazwiskiem ukazywały się w ogromnej większości od razu na rynku wideo. A później — jak wszyscy wiemy — było tylko gorzej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Steven Seagal | Michael Caine
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy