Reklama

Strajk aktorów to zły pomysł?

Ceremonia rozdania Oscarów ma w ostatnich latach pecha. Czy czeka nas kolejny strajk? W lutym tego roku scenarzyści, a już niedługo prawdopodobnie aktorzy. Decyzja o strajku podzieliła hollywoodzkie środowisko aktorów.

Kłótnia wybuchła między kilkoma największymi gwiazdami Hollywood. Jedna strona, do której należy m.in. George Clooney, Tom Hanks, Helen Mirren czy Kevin Spacey, jest przeciwna rozpoczynaniu strajku ze względu na szalejący w USA kryzys ekonomiczny. Po drugiej stronie barykady stoi druga grupa - Martin Sheen, Holly Hunter, Mel Gibson czy Ed Harris, którzy uważają, że należy walczyć o swoje.

"Stronnictwo Clooney'a" w liście do związku zawodowego aktorów, poprosiło kolegów po fachu, by pomyśleli nie tylko o własnych interesach, ale spojrzeli na problem szerzej.

Reklama

"Uważamy, że SAG (Gilda Aktorów) nie powinna głosować za rozpoczęciem strajku właśnie teraz".

List podpisało 134 członków związku i przyszedł on w kilka dni po tym, jak 30 innych, wpływowych członków gildii podpisało "oświadczenie o poparciu" na stronie internetowej związku.

Kolejna burza, jak przetacza się przez Hollywood, wybuchła właściwie rok po tym, jak przez 14 tygodni strajkowali scenarzyści, wprowadzając trochę chaosu do okresu, gdy przyznawane są wszystkie najważniejsze nagrody, jak Złote Globy czy Oscary. Jednak strajk wpłynął też znacznie na produkcję telewizyjną i filmową, opóźniając i narażając na starty wiele projektów. Dziś wyliczono, że starty poniesione w wyniku strajku związku scenarzystów mogły wynieść nawet 3 miliardy dolarów.

Przedmiot sporu między aktorami a wytwórniami jest znowu ten sam, jak w przypadku scenarzystów. Kwestia nowych środków dystrybucji i wpływów, jakie osiągają studia dzięki nowym mediom. Różnica jest tylko jedna. Rok temu studia nie cierpiały z powodu trwającego i pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego.

Alan Rosenberg, przewodniczący SAG powiedział w "Variety":

"W strasznym kryzysie ekonomicznym, jakiego dziś doświadczamy, jesteśmy odpowiedzialni za to, by upewniać się, iż członkowie naszego związku nie zostaną wyrzuceni poza obieg; że nie będziemy się niesłusznie poświęcać, podczas gdy wytwórnie i korporacje będą zarabiać miliardy dolarów wykorzystując nowe media".

Jednak krytycy Rosenberga w czasie poniedziałkowego spotkania w Nowym Jorku, mówili, że dotychczasowa ekipa kierująca związkiem powinna się wycofać.

"Nie mam przeciwko nim nic osobistego" - mówił Alec Baldwin - "Ale jako negocjatorzy polegli i powinni odejść".

A jakby na przekór całemu zamieszaniu, niedawno pojawiła się informacja, że gospodarzem przyszłorocznej ceremonii rozdania Oscarów został Hugh Jackman. Jest to spora niespodzianka, bo od dobrych kilku lat funkcje tę pełnili raczej showmani i komicy. Jackman ma jednak ostatnio swój czas. Po występie w melodramacie "Australia" Baza Luhramanna obok Nicole Kidman, wciąż jest obecny w mediach. Niedawno magazyn "People" okrzyknął go najseksowniejszym mężczyzną świata. Ciekawe, czy w razie strajku, będzie się solidaryzował z kolegami?

Guardian
Dowiedz się więcej na temat: scenarzyści | Hollywood | strajk | strajku
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy