Reklama

Podróż wszech czasów?

Liz Taylor, Michael Jackson i Marlon Brando w jednym samochodzie, uciekającym z Nowego Jorku dzień po zamachu terrorystycznym z 11 września 2001 roku? To się zdarzyło naprawdę - przekonuje w rozmowie z "Vanity Fair" były asystent Liz Taylor.

Wszystko zaczęło się od zaproszenia, jakie Michael Jackson wysłał do swych przyjaciół z Hollywood - Liz Taylor i Marlona Brando. Chodziło o serię wrześniowych koncertów artysty w Madison Square Garden. Kiedy 11 września doszło jednak do ataku terrorystycznego na World Trade Center, wszytkie połączenia lotnicze zostały natychmiast wstrzymane.

Tercet zdecydował się więc na powrót na Zachodnie Wybrzeże... wypożyczonym samochodem - twierdzi były asystent Liz Taylor - Tim Mendelson.

Ponad 500-milowa podróż do Ohio nie przebiagła jednak bez niespodzianek. Taylor i Jackson mieli dość ciągłych postojów Brando w kolejnych mijanych po drodze fast-foodach.

Reklama

"Brando nieustannie złóścił swych współpasażerów, zatrzymując się w każdym KFC i Burger Kingu, który mijali po drodze" - pisze w artykule w "Vanity Fair" Sam Kashner. "Można sobie tylko wyobrazić szok, jaki wywoływała ich obecność na stacjach benzynowych wzdłuż całej Ameryki".

Rewelacji Mendelsona nie potwierdza jednak inny rozmówca "Vanity Fair". "Elizabeth została w Nowym Jorku. Poszła do kościoła pomodlić się, zaszła do zbrojowni, gdzie gromadzili się ludzie, którzy nie mogli wrócić do domów, lub szukali informacji o swych bliskich. Odwiedziła też miejsce katastrofy. Wreszcie lotniska zostały otwarte i odleciała do domu" - powiedział "Vanity Fair" anonimowy informator.

Ciężko będzie jednak zweryfikować sensacyjnego newsa. Marlon Brando zmarł w 2004 roku, Michael Jackson odszedł pięć lat później; Elizabeth Taylor nie żyje od marca tego roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elizabeth Taylor | Michael Jackson | Marlon Brando | Liz | Taylor | vanity fair
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama