Reklama

Najgorszy film z serii? Nawet twórcy za nim nie przepadają

8 maja 1984 roku odbyła się światowa premiera filmu "Indiana Jones i Świątynia Zagłady", sequela "Poszukiwaczy zaginionej Arki" z 1981 roku. Długo wyczekiwany film przygodowy podzielił widzów. Po latach większość jego twórców także wypowiadają się o nim raczej chłodno. Wyjątkiem jest Ke Huy Quan, dla którego był to debiut aktorski i początek kariery.

Steven Spielberg i George Lucas od początku byli zgodni, że w sequelu doktor Jones (w tej roli ponownie Harrison Ford) nie powinien mierzyć się z nazistami. Po trzech odrzuconych szkicach fabuły na przeciwników archeologa wybrano tajemniczy kult z północnych Indii, który praktykował czarną magię oraz składanie ofiar z ludzi.

Reklama

Twórcy poprosili o napisanie scenariusza Lawrence’a Kasdana, który współpracował z nimi przy okazji "Poszukiwaczy zaginionej Arki" oraz "Imperium kontratakuje". Ten od razu odmówił. "Myślałem, że pomysł na film był okropny. Bardzo złośliwy, pozbawiony czegokolwiek miłego" – mówił scenarzysta. Według Kasdana brutalny i mroczny charakter filmu wynikał poniekąd z problemów osobistych dwójki reżyserów. Spielberg właśnie rozstał się z aktorką Amy Irving. Z kolei Lucas przechodził przez rozwód ze swoją żoną, Marcią.

Dlaczego Steven Spielberg nie lubi "Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady"

Pięć lat po premierze "Świątyni Zagłady" Spielberg przyznał, że ten film z trylogii o Jonesie lubi najmniej. Według reżysera był on zbyt mroczny i brutalny. "Myślę, że ['Świątynia Zagłady'] była straszniejsza od 'Ducha' Tobe’a Hoopera" – wyznał kiedyś twórca "Szczęk". Gdy po premierze filmu podobne opinie zaczęły się mnożyć, Spielberg zasugerował wprowadzenie nowej kategorii wiekowej. Tak powstała kategoria PG-13 - pozwalająca osobie do 13. roku życia wejść na dany film tylko z dorosłym opiekunem.

Negatywne zdanie o filmie miała także Kate Capshaw, która wcieliła się w Willie Scott - piosenkarkę i partnerkę Indiany, która bez przerwy wpadała w nowe kłopoty. Aktorka określiła swoją postać jako "głupią blondynkę, która bez przerwy krzyczy". Capshaw i Spielberg wspólnie przyznają, że najlepszą rzeczą wynikającą ze "Świątyni Zagłady" było ich spotkanie. Reżyser i aktorka wkrótce zaczęli się spotykać, a w październiku 1991 roku wzięli ślub.

Jak Steven Spielberg odkrył Ke Huy Quana

"Świątynia Zagłady" wywołała wiele kontrowersji. Powodem jednej z nich była postać Short Rounda, granego przez Ke Huy Quana jedenastoletniego pomocnika Jonesa. Krytycy zwracali uwagę, że sposób ukazania postaci innych narodowości jest w filmie skrajnie rasistowski. Sam Quan tego tak nie postrzegał. Jak wspominał, na casting trafił przypadkiem. Jego brat chciał wystąpić w filmie, a on poszedł razem z nim. Dopingował go zza kamery, gdy nagle ktoś z ekipy spytał, czy sam nie chciałby spróbować.

Następnego dnia do jego matki zadzwonił przedstawiciel Stevena Spielberga, który zaprosił ją oraz chłopca na spotkanie. "Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Nigdy nie widzieliśmy 'Gwiezdnych wojen' ani 'Indiany Jonesa'. Mama myślała, że to jakieś wymyślne spotkanie, więc ubrała mnie w trzyczęściowy garnitur" - wspominał Quan w rozmowie z "Entertainemnt Weekly". "Gdy Steven mnie zobaczył, przytulił mnie mocno, uśmiechnął się i poprosił, żebym wrócił jutro w wygodniejszym stroju. Tak zrobiłem, a tam byli George Lucas, Harrison Ford i Steven Spielberg. Spędziliśmy razem całe popołudnie. Trzy tygodnie później byłem w samolocie na Sri Lankę i był to początek największej przygody w moim życiu".

Mimo ogólnego rozczarowania "Świątynia Zagłady" okazała się sukcesem kasowym i zarobiła ponad 333 milionów dolarów na całym świecie. Nie zmienia to jednak faktu, że Lucas i Spielberg byli niezadowoleni z filmu. Gdy rozpoczęli pracę nad "Ostatnią krucjatą", traktowali ją niemal jak przeprosiny za drugą część serii.

Ke Huy Quan: Ponowne spotkanie z Harrisonem Fordem

Po premierze "Świątyni Zagłady" Quan wystąpił jeszcze w produkowanych przez Spielberga "The Goonies" Richarda Donnera. Jednak kolejne role przychodziły coraz rzadziej i w końcu był zmuszony zrezygnować z kariery aktorskiej. Powrócił do niej w 2019 roku i zaraz otrzymał angaż do filmu "Wszystko wszędzie naraz" Daniela Kwana i Daniela Scheinerta. Przyniosła ona Quanowi świetne recenzje i morze nagród, w tym Oscara w 2023 roku. Podczas wydarzenia Disney D23 w 2022 roku spotkał się też z Fordem — pierwszy raz od 38 lat. 

"Nie wiedziałem, czy będzie okazja, żeby się przywitać. Byłem w poczekalni i ktoś mi powiedział, że Harrison Ford jest na zewnątrz" - wspominał Quan w rozmowie z Today. "Gdy wyszedłem, stał jakieś trzy metry ode mnie. Serce mi waliło. [...] Cały czas zastanawiałem się, czy mnie rozpozna. Gdy widział mnie ostatnim razem, byłem małym dzieckiem". 

Gdy Quan zagadnął aktora, ten spojrzał na niego bykiem. Przyszły zdobywca Oscara bał się, że odtwórca roli Indiany Jonesa wziął go za jednego z fanów. Zamiast tego usłyszał pytanie: "Ty jesteś Short Round", na co on szybko odpowiedział: "Tak, Indy". Ford miał go wyściskać za wszystkie lata, przez które się nie widzieli. Następnym razem spotkali się podczas rozdania Oscarów w 2023 roku. Ford wręczał nagrodę dla najlepszego filmu, która powędrowała do "Wszystko wszędzie naraz". Wówczas to Quan wyściskał go za wszystkie czasy. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama