Reklama

Miwa, czyli Czarna Jaszczurka

Przyjaźnił się z Toshiro Mifune, pod jego wielkim urokiem pozostawał Yukio Mishima, dziś Miwa - szara eminencja japońskiej kultury - współpracuje z Hayao Miyazakim i Takeshim Kitano. Gwiazdor zasłynął jednak z zupełnie innego powodu. - Język japoński nie czyni rozróżnienia między "sir" i "madame" - podsumowuje swoją seksualną ambiwalencję słynny aktor i piosenkarz.

Dokument "Miwa. A Japanese Icon" można było zobaczyć na premierowym pokazie w krakowskim Kinie Pod Baranami w ramach festiwalu O Miłości Między Innymi. Autor dokumentu - Pascal-Alex Vincent - nie jest dla polskiej widowni anonimową postacią. Kilka miesięcy temu na ekranach naszych kin zadebiutował fabularny debiut artysty "Podaj mi dłoń". Dokumentem o Miwie Vincent udowadnia, że tematyka mniejszości seksualnych to wiodący temat jego twórczości;"Miwa. A Japanese Icon" wykracza jednak daleko poza produkcyjną agitkę spod znaku LGBT.

Film o Miwie jest przede wszystkim barwną opowieścią o historii japońskiego kina. Przełomowym momentem w karierze początkującego aktora (występującego jeszcze pod prawdziwym nazwiskiem Akihiro Maruyama) był bowiem szpiegowski thriller "Czarna jaszczurka" (1968) w reżyserii Kinjiego Fukasaku, w którym kojarzony dotychczas z ról androgynicznych chłopców aktor i piosenkarz wcielił się w tytułową bohaterkę - osobliwą mieszankę "Fantomasa oraz Irmy Vep". Mimo że obraz powstał w wytwórni, która produkowała arcydzieła Kurosawy i Mizoguchiego, był niczym więcej niż drugorzędnym rozrywkowym kryminałem. Stał się jednak z miejsca kasowym przebojem, windując Miwę do roli diwy japońskiego kina.

Reklama

Miwa miał już wtedy na koncie współpracę w dwoma legendarnymi artystami: pisarzem i dramaturgiem Yukio Mishimą (to on był autorem scenicznego pierwowzoru "Czarnej jaszczurki") oraz słynną postacią japońskiego teatru awangardowym - Shuji Terayamą. "Mishima prosił mnie kilka razy, żebym zagrała w teatrze Czarną Jaszczurkę. Spytałem się, dlaczego tak bardzo mu na mnie zależy. Nie wierzyłem, że uważał mnie po prostu za dobrego aktora. Jego sztuki były chwalone przez krytyków, ale publiczność nie była nimi zainteresowana. Mishima wreszcie podał prawdziwy powód: 'Wszyscy przyjdą, żeby cię zobaczyć'" - wspomina Miwa. Z nieskrywanym narcyzmem ujawnia też miłosne zauroczenie Mishimy swoją osobą. "Mishima w trakcie z jednego z wywiadów powiedział, że mam tylko jedną wadę, ale za to koszmarną, która przyćmiewa wszystkie moje zalety. - Cóż to takiego? - spytałem. - Nie jesteś we mnie zakochany - odparł Mishima".

Spotkanie z Terayamą było z kolei dla Miwy zaznaniem smaku kontrkulturowej rewolucji, instynktownym włączeniem się w nurt nowofalowej poetyki, której zwiastunem była m.in. skandalizująca twórczość Nagisy Oshimy. Najsłynniejszy film Terayamy "Wyrzućcie książki, wyjdźcie na ulice!" (1971) idealnie wpasowywał się w awangardową estetykę "młodych gniewnych", czyniąc z Miwy ikonę japońskiej kontrkultury. Doświadczenie to pozwoliło aktorowi i piosenkarzowi wyzwolić się w kolejnych latach z kostiumu "drag queen", kiedy podczas specjalnego programu, w którym znalazły się protest songi o społecznym wydźwięku, Miwa pojawił się na scenie bez damskiego kostiumu i ze śladową ilością makijażu. Później wielokrotnie promował też w Japonii francuską piosenkę, śpiewając w oryginalnych wersjach przeboje ukochanej Edith Piaf.

Dokument Pascala-Aleksa Vincenta nie czyni z kwestii homoseksualizmu Miwy głównego tematu obrazu. Dopiero w końcowych partiach filmu problematyka mniejszości seksualnych w japońskim społeczeństwie lat 60. przybiera na sile; Miwa w krótkich słowach wyjaśnia, że homoseksualiści byli dla japońskiego rządu elementem społecznie zbędnym, w żaden sposób nie wpisywali się bowiem w "prorodzinny" program kraju. "Państwo czuje się silne, kiedy ma silną armię. Homoseksualiści osłabiali więc Japonię, ponieważ osłabiali liczebność armii" - konkluduje Miwa, który był pierwszym japońskim artystą, otwarcie przyznającym się do homoseksualizmu. Dziś uznawany jest już za legendę ruchu LGBT. Historia jego życia jest jednak czymś o wiele bardziej interesującym, niż tylko pionierskim przykładem azjatyckiego coming-outu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy