Reklama

Michael Shannon odrzucił rolę w "Gwiezdnych wojnach". "Bezmyślna rozrywka"

Dwukrotnie nominowany do Oscara Michael Shannon, którego aktualnie można oglądać w roli Generała Zoda w filmie "Flash", w najnowszym wywiadzie ujawnił, że w przeszłości odrzucił rolę w "Gwiezdnych wojnach". Aktor nie zdradził, o jaką konkretnie postać chodzi i w której części sagi miał zagrać. Powodem odrzucenia propozycji występu była jego niechęć do tego rodzaju produkcji. "Świat nie potrzebuje jeszcze więcej bezmyślnej rozrywki. Jesteśmy nią zalewani" - powiedział.

Dwukrotnie nominowany do Oscara Michael Shannon, którego aktualnie można oglądać w roli Generała Zoda w filmie "Flash", w najnowszym wywiadzie ujawnił, że w przeszłości odrzucił rolę w "Gwiezdnych wojnach". Aktor nie zdradził, o jaką konkretnie postać chodzi i w której części sagi miał zagrać. Powodem odrzucenia propozycji występu była jego niechęć do tego rodzaju produkcji. "Świat nie potrzebuje jeszcze więcej bezmyślnej rozrywki. Jesteśmy nią zalewani" - powiedział.
Michael Shannon na premierze filmu "Flash" /Christopher Polk /Getty Images

Michael Shannon o odrzuceniu propozycji roli w "Gwiezdnych wojnach" opowiedział w rozmowie z magazynem "Empire". Jak wyjaśnił, nie przyjął tej oferty, bo nie ceni produkcji, które wchodzą w skład dużych franczyz. Zdaniem Shannona udział w takich filmach zajmuje za dużo czasu, a nie jest wymagające i motywujące do pracy.

Michael Shannon: Nie chwali się rolą we "Flashu"

"Nigdy nie chciałbym utknąć w jakiejś franczyzie. Nie uważam ich za interesujące i nie chcę ich powielać. Chciałbym, żeby produkcje, w których występuję, miały jakiś konkretny cel. Nie chcę tworzyć bezmyślnej rozrywki. Świat nie potrzebuje jeszcze więcej bezmyślnej rozrywki. Jesteśmy nią zalewani" - powiedział Shannon.

Reklama

Słowom gwiazdora może przeczyć fakt, że wystąpił w filmach z uniwersum DC. Po raz pierwszy rolę Generała Zoda zagrał w filmie Zacka Snydera "Człowiek ze stali", a teraz powtórzył ją we "Flashu". Aktor wytłumaczył jednak w wywiadzie dla "Empire", że przyjął tę rolę, bo po przeczytaniu scenariusza "Człowieka ze stali" uznał, że to będzie bardzo istotny film.

"Opowiadał o cywilizacji, która tak naprawdę niszczy własną planetę, a jako rozwiązanie uważa opuszczenie jej tylko po to, żeby zniszczyć kolejną planetę. Jeśli rozważać to hipotetycznie, można wysnuć wniosek, że jeśli zniszczymy Ziemię, to możemy potem zamieszkać na Marsie. To jedno i to samo. Nie traktuję mojej postaci jako złoczyńcy. Postrzegam go jako faceta, którego zadaniem jest chronienie swojego ludu" - przekonuje Shannon.

Tego, co przekonało Shannona do udziału w "Człowieku ze stali", nie ma jednak we "Flashu". Dlatego aktor nie szczyci się wystpem w tym filmie. "Nie będę kłamał, nie było to dość satysfakcjonujące zajęcie dla mnie jako aktora. Te filmy o multiwersach przypominają zabawę figurkami. Tu jest jedna osoba, tu druga i za chwilę ze sobą walczą. Nie znajduję tu wystarczającego pogłębienia postaci jak miało to miejsce w 'Człowieku ze stali' Snydera" - przyznał.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Michael Shannon | Gwiezdne Wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy