Reklama

Kolejny raz ratuje świat

W 1996 roku "Mission: Impossible" była jednym z pierwszych filmów bazujących na popularnych serialach telewizyjnych. Kilka dni temu na ekranach polskich kin zadebiutowała czwarta już część serii zapoczątkowanej przez obraz Briana De Palmy, która w ciągu 15 lat zdążyła zyskać miano kultowej.

"Mission: Impossible" to film szpiegowski w dawnym stylu, do realizacji którego użyto jednak najnowocześniejszych współczesnych technologii - arcydzieło efektów specjalnych i maestria reżysera, który jak nikt inny potrafi budować ekranowe napięcie. A wszystko po to, by przedstawić historię agenta amerykańskich służb specjalnych, od którego odwagi i determinacji zależy utrzymanie delikatnej równowagi między wielkimi mocarstwami. Równowagi, bez której świat stanie na krawędzi wojny.

Tak film De Palmy promował w naszym kraju jego dystrybutor. I chociaż opis ten nie miał zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, to trzeba przyznać, że jak na czasy, w których powstawała, "Mission" była przełomem. Uwzniośliła bowiem kino akcji, traktowane wcześniej po macoszemu i stawiane na jednej półce z klasycznym ekranowym mordobiciem w wykonaniu Stallone'a, Norrisa czy Van Damme'a.

Reklama

Tymczasem w produkcji z 1996 roku, równie ważne jak spektakularne sceny, były pełna zwrotów akcji intryga kryminalna i wymyślone przez scenarzystów Roberta Towne'a i Davida Koeppa rozwiązania fabularne. Reżyserię zaś powierzono De Palmie, który zasłynął jako twórca znakomicie sprawdzający się w różnych gatunkach filmowych, ale w swoich najwybitniejszych dziełach ("Człowiek z blizną", "Nietykalni", "Życie Carlita") potrafiący z ogromnym wyczuciem łączyć ekranową widowiskowość z wiarygodnością dramaturgiczną.

Efekt ich pracy był znakomity. "Mission" była trzecim najbardziej kasowym filmem 1996 roku. I to mimo tego, że obraz krytykowano za to, że nie jest zbyt wierny serialowi na kanwie którego powstał - zamiast na pracy zespołu agentów skupiał uwagę przede wszystkim na postaci granego przez Cruise'a Ethana Hunta.

Warto nadmienić, że głównym bohaterem telewizyjnej produkcji nie był Hunt, ale jego szef, Jim Phelps, w którego u De Palmy wcielił się Jon Voight. (Peter Graves, który grał Phelpsa w serialu, odrzucił rolę w filmie, gdy dowiedział się, że jego bohater okazuje się zdrajcą, a w dodatku ginie). Fani "oryginału" zarzucali filmowi także słabe aktorstwo i co dziwi najbardziej... zbyt skomplikowaną fabułę.

Przypomnijmy, że jej punkt wyjścia wyglądał w skrócie tak: w CIA działa podwójny agent, który zamierza sprzedać listę z nazwiskami wszystkich szpiegów amerykańskiego wywiadu. Grupa operacyjna IMF (Impossible Missions Force) dowodzona przez Jima Phelpsa (Voight) wyrusza do Pragi, aby zdemaskować zdrajcę. Wraz z Jimem do Czech jadą m.in. jego żona Claire (Emmanuelle Béart) i Ethan Hunt (Cruise). Akcja kończy się niepowodzeniem. Wszyscy oprócz Ethana i Claire giną. Podejrzenie o zdradę pada jednak na Hunta. By oczyścić się z zarzutów, musi sam odnaleźć podwójnego agenta... Krótki opis dowodzi, że ciężko powiedzieć, co krytykom (ci polscy nazywali obraz złośliwie "Misja Imbecyla") wydawało się zbyt trudne do zrozumienia.


Tym bardziej, że wielkoekranowa "Mission: Impossible" miała jednak zdecydowanie więcej fanów, niż przeciwników. Ci pierwsi domagali się dalszych przygód Hunta i równie spektakularnych scen, jak ta z pierwszej części, gdy agent IMF zwisa z sufitu parę centymetrów nad ziemią. Ich prośby przyniosły skutek po trzech latach - zdjęcia do "Mission: Impossible 2" były realizowane wiosną i latem 1999 roku w Australii i USA. Za kamerą stanął tym razem specjalista od kina akcji John Woo, główną rolę ponownie zagrał Cruise.

I właśnie za jego sprawą proces realizacji "dwójki" nieco się przeciągnął, ponieważ aktor nalegał, by samemu wykonywać większość kaskaderskich sekwencji. "Naprawdę doceniałem fakt, że Tom chciał wykonywać te wszystkie sceny" - mówił Woo. "Ale czasem naprawdę bałem się o niego. Oczywiście była na planie ekipa wspaniałych kaskaderów, ciągle jednak pojawiało się pytanie: 'A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli zerwie się lina?'".

"Tom uwielbia mieć bliski kontakt z widzami" - wyjaśniał jednak reżyser. "Dlatego robi wszystko sam. Nie chce, żeby ktoś poczuł się rozczarowany". A producentka filmu, Paula Wagner dodawała: "On zna swoje ograniczenia. Bierze za siebie całkowitą odpowiedzialność i polega na zespole ludzi, z którym pracuje. Jego fizyczna sprawność robi wrażenie. Jest do tego niezwykle skoncentrowany".

Niestety druga część została zdominowana przez owe widowiskowe sceny akcji, które wraz ze skróceniem obrazu niemal o połowę (na życzenie producentów), zdecydowały o tym, że sprawia on wrażenie strasznie chaotycznego i w efekcie nie dorównuje produkcji De Palmy.

W filmie Woo Ethan Hunt zostaje wciągnięty w międzynarodowy kryzys o ogromnym zasięgu. Razem z geniuszem komputerowym, Lutherem Stickellem (Ving Rhames) oraz piękną złodziejką Nyah Hall (Thandie Newton) Hunt przemierza Australię i Hiszpanię, wykonując, jak mogłoby się wydawać, niemożliwą do spełnienia misję - musi powstrzymać przestępcę (Dougray Scott), zanim ten wcieli w życie swój plan zniszczenia świata.


Twórcy "MI III" starali się nie popełnić błędów swoich poprzedników, dlatego za kluczowe uznali znalezienie głównemu bohaterowi serii odpowiedniego przeciwnika. A że oba obrazy dzieli aż sześć lat mieli dużo czasu, żeby dobrze się do tego zadania przygotować. Ostatecznie ich wybór padł na zdobywcę Oscara za tytułową rolę w "Capote" Philipa Seymoura Hoffmana, który wcielił się w zbrodniczego psychopatę Owena Daviana.

"Kiedy Philip wciela się w jakąś rolę, jest ona całkowicie jego. Nigdy nie wiadomo, czego po nim oczekiwać, identycznie jest z jego bohaterami" - mówił o swoim koledze z planu Cruise. "Są całkowicie nieprzewidywalni. Ethan nigdy nie miał do czynienia z tak bezwzględnym złoczyńcą jak Owen Davian".

To co jeszcze postanowiono zmienić w kolejnej odsłonie serii to... stan cywilny Hunta. Jako mąż pięknej Julii (Michelle Monaghan) nie podejmuje się on już też najniebezpieczniejszych misji, skupiając się na szkoleniu młodych agentów. Kiedy jednak jedna z jego uczennic, wpada w tarapaty, bohater nie może się powstrzymać i bierze udział w akcji ratunkowej. W ten sposób po raz pierwszy zmierzy się ze wspomnianym Davianem - potężnym handlarzem nowoczesnych technologii wojennych, nieuchwytnym superprzestępcą. Złapanie tego wyjątkowo groźnego drania stanie się nową "niemożliwą misją" Hunta. Ale zadzieranie z Davianem to ryzykowna gra - szczególnie, gdy w jego ręce wpadnie młoda żona agenta.

Intryga, której jednym z pomysłodawców był reżyser "Mission: Impossible III", debiutujący na dużym ekranie twórca serialu "Lost - Zagubieni", J.J. Abrams, dawała duże możliwości dramaturgiczne, tym bardziej, że twórcom nie zależało tym razem na widowiskowości za wszelką cenę.

"Kiedy Tom zwrócił się do mnie z pomysłem na wyreżyserowanie tego filmu, powiedziałem 'Tak' zanim zadał mi jakiekolwiek pytanie" - wspominał Abrams. - Od samego początku pragnęliśmy, aby ten film był zaskakująco kameralny. Kiedy słyszysz, 'Mission: Impossible' od razu masz przed oczyma ekstremalne sytuacje, szybką akcję i niesamowite wyczyny kaskaderskie. Nasz pomysł polegał na tym, aby połączyć te wszystkie elementy z opowieścią o miłości i przyjaźni. Chodziło nie o to, aby zrealizować film o szpiegu, ale opowiedzieć historię człowieka, który jest szpiegiem".


Jeszcze inny pomysł na film mieli artyści stojący za najnowszą odsłoną serii, czyli "Mission: Impossible - Ghost Protocol". Chcieli połączyć widowiskowość drugiej części z kameralnością trzeciej, a przy okazji nawiązać do najlepszych tradycji pierwszej odsłony cyklu.

Pozornie zatrudnienie do tego zadania Brada Birda, reżysera do tej pory specjalizującego się w animacjach ("Stalowy gigant", ''Iniemamocni'', ''Ratatuj''), było ryzykowne. Ale jeśli przyjrzymy się największym atutom filmów Birda - intrygującym postaciom, wartkiej akcji i elementom komediowym - okaże się, że wybór był nad wyraz trafny. Bo właśnie to wszystko zostało z powodzeniem przeniesione do "Ghost Protocol".

Przeczytaj recenzję filmu ''Mission Impossible: Ghost Protocol" na stronach INTERIA.PL!

W "czwórce" nasz ulubiony agent IMF zostaje oskarżony o terrorystyczny zamach bombowy na Kreml. Wraz z resztą zespołu zostaje zwolniony z obowiązków w chwili, kiedy prezydent wdraża tytułową procedurę. Pozostawiony bez środków i wsparcia, Ethan Hunt musi znaleźć sposób na oczyszczenie dobrego imienia agencji oraz uniemożliwienie kolejnego ataku. Sprawę komplikuje fakt, że Hunt zostaje zmuszony do podjęcia się misji wraz z zespołem byłych agentów, których osobistych motywów do końca nie poznał.

Specjaliści wskazują nową część serii za murowanego faworyta na największy hitów przełomu 2011 i 2012 roku. Czy tak będzie w rzeczywistości, przekonamy się już niebawem.


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama