Reklama

"Klątwa Doliny Węży": Kultowy polski film kończy 35 lat

W latach osiemdziesiątych XX wieku, gdy w kinach triumfy święciły filmy o Indianie Jonesie, polscy twórcy stwierdzili, że też potrafią. Dostaliśmy Kino Nowej Przygody rodem z PRL-u, filmowy produkt czekoladopodobny, niby niestrawny, ale mający jednak grono zaciekłych fanów. 3 października mija 35 lat od premiery "Klątwy Doliny Węży" Marka Piestraka - jednego z najwspanialszych najgorszych polskich filmów w historii.

Fabuła była oparta na publikowanej w "Przekroju" w latach 1979-1980 noweli "Hobby doktora Travena". Jej autorem, ukrywającym się pod pseudonimem Robert F. Stratton, był Wiesław Górnicki — dziennikarz, podróżnik, działacz polityczny i autor wystąpień generała Wojciecha Jaruzelskiego. 

Reżyserem filmu został Marek Piestrak. W czasach, gdy większość twórców kręciła Kino Moralnego Niepokoju, on skupił się na filmach gatunkowych. Chociaż pełnił funkcję drugiego reżysera przy "Mecie" Antoniego Krauze i "Bliźnie" Krzysztofa Kieślowskiego, na swój debiut wybrał "Test pilota Pirxa" według Stanisława Lema. Później zrealizował też horror pod tytułem "Wilczyca"

Reklama

Filmy te, kiedyś wyróżniające się spośród polskich premier, dziś mogą niezamierzenie bawić, przede wszystkim z powodu umownej realizacji i kiczowatych efektów specjalnych. Piestrak jest jak najbardziej świadomy tego faktu. Spytany o to, stwierdził, że pracował w określonym czasie — epoce moralnego niepokoju, w której kręcenie rozrywki było naprawdę trudne. 

Reżyserowi udało się skompletować świetną obsadę. W sinologa Jana Tarnasa wcielił się Krzysztof Kolberger, a towarzyszącą mu dziennikarkę Christine Jaubert zagrała Ewa Sałacka. Z kolei Roman Wilhelmi otrzymał rolę komandosa Bernarda Travena. Obsadę uzupełniali Leon Niemczyk i Henryk Bista. 

"Klątwa Doliny Węży": Spielberg "po polsku"

"Klątwa doliny węży" była polsko-radziecką koprodukcją zapatrzoną w amerykańskie gatunki, do której zdjęcia powstawały między innymi w Wietnamie. Na miejscu okazało się jednak, że nikt nie przewiezie ekipy filmowej do dżungli w celu realizacji filmu. Reżyser i operator Ryszard Lenczewski (lata później nominowany do Oscara za "Idę" Pawła Pawlikowskiego) musieli się uciec do różnych zabiegów, by uatrakcyjnić obraz. W tym celu przed obiektywem umieszczone sztuczne liście, mające robić za gąszcz dżungli. 

Piestrak utrzymywał, że nie znał serii o Indianie Jonesie, gdy kręcił "Klątwę Doliny Węży". W rozmowie z Marcinem Zembrzuskim w 2014 roku, dlaczego jego produkcja nie mogła równać się z filmem Spielberga. Wskazał na scenę, w której Ewa Sałacka zwisa nad przepaścią ze znajdującego się nad nią mostu. Według niego Amerykanie kręcili podobną przez dwa tygodnie — najpierw w plenerze, a później w studio i przy pomocy makiet mostu. Natomiast ekipa "Klątwy..." dowiedziała się na chwilę przed rozpoczęciem zdjęć, że ma na realizację trzy godziny i nie ma co liczyć na asekurację. 

"Ta cudowna dziewczyna [Sałacka] poświęca się i naprawdę wisi na rękach nad przepaścią. Obok leży kaskader, żeby ją złapać, gdy nie da rady dłużej się utrzymać. I tak wyszło nam to nieźle. Spielberg z Kamińskim w takich warunkach też by więcej nie wycisnęli" - wspominał reżyser. 

"Klątwa Doliny Węży": Synonim złego kina?

Mimo kiepskiego poziomu realizacji "Klątwa Doliny Węży" okazała się sukcesem frekwencyjnym. W Polsce zobaczył ją milion widzów, w Związku Radzieckim 25 milionów. Jak wspominał reżyser w rozmowie ze Stopklatką, tamtejsi aktorzy dziękowali mu za udział w filmie. Otrzymali za niego olbrzymie tantiemy, a także propozycje kolejnych ról. Film nie trafił jednak do oficjalnej dystrybucji w Wietnamie. Chcący go zobaczyć musieli trafić na jeden z nielegalnych pokazów. Władze kraju uznały bowiem, że jest on za bardzo... amerykański. 

Po latach film Piestraka pojawia się regularnie w zestawieniach najgorszych polskich filmów w historii. To od jego tytułu swą nazwę wzięły Węże - polskie antynagrodę filmowe, przyznawane od 2012 roku. Nie zmienia to jednak faktu, że "Klątwa..." po latach dorobiła się statusu filmu tak złego, że aż dobrego, a wielu widzów z chęcią wraca do tego kuriozum, starającego się powielić standardy amerykańskiego kina przygodowego.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marek Piestrak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy