Reklama

Kevin Costner: Gotowy na więcej

Od czasu, kiedy Kevin Costner tańczył z wilkami, minęło już niemal ćwierć wieku - ale wystarczy jedno spojrzenie, by przekonać się, że ten wielki aktor w każdej chwili mógłby podjąć wyzwanie podobnego kalibru.

Wysoki, szczupły, ubrany w czerń i biel, z ciemnymi okularami na twarzy (nie zdjął ich ani na chwilę), powitał mnie pewnego chłodnego zimowego dnia w lobby jednego z hoteli w Beverly Hills, gdzie umówiliśmy się na wywiad.

Najseksowniejszy Starszy Pan

Owszem, kilka zmarszczek na twarzy zdradza jego wiek (aktor w styczniu skończył 59 lat) - ale wciąż z powodzeniem mógłby startować w plebiscycie na Najseksowniejszego Starszego Pana.

- Niedawno ktoś powiedział do mnie: "Wykonujesz ten zawód chyba już od jakichś stu lat" - śmieje się Costner. - Czy to rzeczywiście już tak długo? Ale muszę powiedzieć, że słowa te zapadły mi w pamięć...

Reklama

Nie tak dawno temu Costner był przecież jednym z obiecujących "młodzików", którego onieśmielało towarzystwo hollywoodzkiej arystokracji. Było to wtedy, kiedy grał Eliota Nessa w "Nietykalnych" (1987), starając się dotrzymać kroku swojemu wielkiemu partnerowi, którym był Sean Connery, wcielający się w Jima Malone (rola ta miała mu zresztą przynieść Oscara).

- Nigdy nie zapomnę tego czasu spędzonego na planie "Nietykalnych", z Seanem i z Robertem De Niro - mówi aktor. - Któregoś dnia krążyłem niespokojnie w kółko, gotowy, by stanąć przed kamerą i odegrać kolejną scenę. Ale na planie wszystko ciągnie się w nieskończoność... I wtedy nagle Sean powiedział głośno i mocno: "Panie Ness, proszę usiąść. Proszę w tej chwili usiąść!".

- Zdębiałem, a on popatrzył na mnie i dodał: "Usiądź, chłopie, bo przed nami długi dzień...".

Mój rozmówca wybucha śmiechem. - Sean nie przejmował się jakimiś tam artystycznymi niuansami. To praktyczny facet udzielający praktycznych rad. Tym jednym zdaniem nauczył mnie właściwego podejścia do pracy. Siedź i czekaj spokojnie, a kiedy wszystko będzie już gotowe, ktoś cię zawoła. Czy jeden facet może udzielić drugiemu facetowi lepszej rady?

Sukcesy, Oscary, a potem...

Costner debiutował na ekranie w filmie "Rozpalona plaza USA" (1981). Występ w "Nietykalnych" sprawił, że jego nazwisko stało się jednym z najgorętszych w Hollywood. Kolejne produkcje z jego udziałem - "Bez wyjścia", "Byki z Durham", "Pole marzeń" - za każdym razem okazywały się komercyjnym sukcesem. Kiedy odbierał statuetki Oscara za najlepszy film roku i dla najlepszego reżysera - za "Tańczącego z wilkami", swój reżyserski debiut - wydawało się, że jego pozycji nic nie zagraża. Zaraz potem przyszły role w "Robin Hoodzie: Księciu złodziei", "JFK" i "Bodyguardzie" - filmach zaliczanych do największych kinowych hitów lat 90.

Wtedy nagle Costner zwolnił tempo. Przyczyniły się do tego zapewne dwie spektakularne filmowe porażki, które - niestety - firmował swoim nazwiskiem: "Waterworld" i "Wysłannik przyszłości" (ten drugi film także wyreżyserował). Wydawało się, że na dobre poświęci się karierze muzycznej. W 2004 r. poślubił Christine Baumgartner, ustatkował się - i zaczął pojawiać na ekranie właściwie okazjonalnie.

- W ciągu ostatnich sześciu lat urodziło mi się troje małych dzieci - mówi aktor, popijając kawę. - Przyhamowałem trochę, żeby pomóc dzieciakom wystartować.

Ostatnio gwiazdor jest jednak wyjątkowo zapracowany - niemal tak, jak pod koniec lat 80. Zagrał emerytowanego agenta CIA w wyświetlanym obecnie w kinach thrillerze "Jack Ryan: Teoria chaosu"; w innej lutowej premierze, "72 godziny", wciela się w śmiertelnie chorego szpiega przyjmującego ostatnie zlecenie - a w sportowym dramacie "Draft Day" jest selekcjonerem, który ma za zadanie stworzyć drużynę marzeń na miarę oczekiwań kibiców. Wyprodukował też i zagrał w czekającym na swoją premierę "Black and White". (...)

Wciąż w niezłej kondycji

Zarówno "72 godziny", jak i "Jack Ryan: Teoria chaosu", wymagały od aktora dobrej kondycji fizycznej.

- W jaki sposób przygotowywałem się do filmów, w których musiałem biegać, unikać ciosów i uciekać przed czarnymi charakterami? Mogę powiedzieć tyle: żadnych ćwiczeń z hantlami nie było. Wystarczy, że milion razy dziennie podnoszę moje dzieci. A później uganiam się za nimi, kiedy rozbiegają się w stu różnych kierunkach. Po takim treningu bez żadnych problemów wsiadasz na konia na planie "Hatfields & McCoys" ("Hatfields & McCoys: Wojna klanów" to utrzymany w konwencji westernu serial, w którym Costner gra jedną z głównych ról - red.), nie mówiąc już o innych wyczynach w filmach akcji. Tak naprawdę to powrót do Hollywood był dla mnie jak wakacje!

Chyba żaden inny aktor nie występował w filmach o sporcie równie często jak Costner, ale "Draft Day" to jego debiut, jeśli chodzi o tematykę futbolową.

- To klasyczny dramat sportowy. Uwielbiam takie historie - mówi. - Reżyser, Ivan Reitmen, świetnie połączył element komedii z naprawdę poruszającą fabułą.

To zmieniło jego życie

Costner przyszedł na świat w Lynwood w Kalifornii jako najmłodszy z trzech synów elektryka i pracownicy opieki społecznej. W szkole średniej był prawdziwą gwiazdą sportu - grał w koszykówkę, baseball i futbol amerykański, błyszcząc w każdej z tych drużyn. Ukończył wydział biznesu i marketingu California State University - ale wkrótce po tym, jak podjął pracę w branży, zapisał się na warsztaty aktorskie. Dopiero jednak przypadkowe spotkanie w samolocie z wielkim Richardem Burtonem zmieniło jego życie. Po rozmowie z legenda kina rzucił pracę i przeprowadził się do Hollywood, by całkowicie poświęcić się realizacji marzeń o aktorskiej karierze.

Sława nie przyszła jednak od razu. Przez pewien czas Costner pracował jako kierowca i pilot wycieczek, podczas których obwoził turystów po luksusowych dzielnicach Los Angeles, zamieszkanych przez największe gwiazdy. Jednocześnie cały czas próbował wedrzeć się do świata filmowego show biznesu.

- Jako aktor, pierwszy raz zarobiłem poważne pieniądze w wieku 27 lat - wspomina. - Nie zabłysnąłem nagle w wieku 19 czy 20 lat. Szczerze uważam, że utrzymałem się w tej branży tak długo, bo musiałem długo czekać na sukces. Aktorstwo to dla mnie coś więcej, niż tylko sposób zarabiania pieniędzy. Kocham ten zawód, ale kocham też moje życie poza show biznesem. Kiedy przychodzę na plan, to odczuwam autentyczną radość z tego powodu.

Kiedy wreszcie sława uśmiechnęła się do niego, Costner przyjął to ze swoistą pokorą.

- Nigdy nie myślałem o sobie jako o "numerze jeden" albo o najlepszym aktorze świata - podkreśla. - Myślałem zawsze tylko o tym, żeby być tam, gdzie kręcą dobre filmy.

Jestem przekorny

Costner ma na koncie udział w kilku kasowych produkcjach, ale jego największe sukcesy artystyczne to filmy, które na pierwszy rzut oka niekoniecznie sprawiały wrażenie "murowanych hitów" box-office'u.

- Gdybym miał powiedzieć, które tytuły w moim dorobku zaliczają się do kategorii filmów podejmujących tematyką związaną z naszą narodową tożsamością, wskazałbym dwa: "Tańczący z wilkami" i "Pole marzeń" - mówi. - To dobre filmy z przesłaniem. Pod jednym względem jestem przekorny jak typowy Amerykanin: kiedy sto osób oceni jakiś film na "nie", ja chcę być tą jedną, która powie "tak".

Pod względem komercyjnym, Costner największe triumfy święcił w "Nietykalnych", "Robin Hoodzie: Księciu złodziei" i "Bodyguardzie". Aktor zdradza jednak, że najczęściej bywa pytany o zupełnie inny film...

- Ludzie wciąż pamiętają "Pole marzeń" - mówi. - Chodzi o sposób, w jaki skonstruowana została ta opowieść. Ostatnie słowa, jakie padają w tym filmie, brzmią: "Chodź, pogramy". Ojciec i syn, nareszcie razem, zaczynają grać w baseball...

- To film o wszystkim, co w życiu pozostaje niewypowiedziane. Każdy z nas to zna. Chcielibyśmy cofnąć czas i powiedzieć słowa, które kiedyś zachowaliśmy dla siebie. Żałujemy, że kiedyś byliśmy wobec kogoś zbyt surowi, obojętni - a potem ta chwila mija i już nigdy nie wraca.

- "Pole marzeń" wciąż porusza ludzkie serca, bo mówi właśnie o tym uniwersalnym ludzkim doświadczeniu: "Gdybym mógł cofnąć czas...".

Późne ojcostwo to "znacznie większa frajda"

Costner był już ojcem trójki dorosłych dzieci (z małżeństwa ze swoją pierwszą żoną, Cindy), kiedy poślubił Christine Baumgartner. Na ślub, który odbył się w posiadłości aktora, przybyła cała plejada gwiazd, m.in. Michael Douglas, Don Johnson, Jack Nicholson, Bruce Willis i Oprah Winfrey. Na co dzień Kevin i jego małżonka mieszkają na ranczu o powierzchni blisko 70 ha nieopodal kurortu Aspen w stanie Kolorado. Mają również piękny dom nad oceanem w Santa Barbara. Para ma troje dzieci: 6-letniego Caydena Wyatta, 4-letniego Hayesa Logana i 3-letnią Grace Avery.


Aktor zapewnia, że późne ojcostwo to "znacznie większa frajda".

- Jedną z najważniejszych rzeczy w dzieciństwie jest poczucie bezkarności - mówi. - Dzieciaki chcą mieć pewność, że ich różne niecne sprawki ujdą im na sucho.

Pociechy aktora nauczyły się już, że łatwiej jest pertraktować z tatą, kiedy mama zaroni im konsumowania bitej śmietany na śniadanie...

- Kiedy mama nie patrzy, bita śmietana jest dozwolona - mówi Costner z uśmiechem. - Mój sześciolatek, straszny chudzielec, nie posiadał się z radości, kiedy kilka dni temu pozwoliłem mu najeść się jej do woli. Córeczka z kolei uwielbia robić na powierzchni mojej kawy kleksy z bitej śmietany. Kiedyś żona, widząc nasze wybryki, dała mi sójkę w bok i powiedziała: "Ależ z ciebie dzieciak!"

- Odebrałem to jako komplement.

© 2014 Cindy Pearlman

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Kevin Costner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy