Reklama

Jennifer Garner w męskim świecie

Delikatna, wrażliwa, krucha? Pozory mylą. "Na planie potrafię 'postawić się' reżyserowi" - mówi Jennifer Garner, którą znamy z serialu "Agentka o stu twarzach" oraz filmów "Witaj w klubie", "Daredevil" czy "Elektra". Jej najnowsza roli pochodzi z dramatu sportowego "Draft Day". W czwartek, 17 kwietnia, aktorka kończy 42 lata i zdecydowanie nie wygląda na swój wiek.

Chociaż najnowszy film z udziałem Jennifer Garner - "Draft Day" - to dramat sportowy rozgrywający się w środowisku zawodników futbolu amerykańskiego, ona sama nie przepada za tą dyscypliną. Z racji swojej płci, aktorka z o wiele większą przyjemnością ogląda filmy dla kobiet albo nadrabia serialowe zaległości... Wróć.

Sprawdź aktualne premiery kinowe!

- W naszym domu ogląda się tylko baseball - mówi Jennifer. - Jestem uzależniona od śledzenia rozgrywek. Po nocach śnią mi się perypetie naszej ulubionej drużyny, Red Sox.

Reklama

Sport to najlepsza telenowela

Nie zawsze tak było. Miłość do reprezentującego Boston klubu zaszczepił 42-letniej gwieździe jej mąż, Ben Affleck, zagorzały fan tego zespołu.

- Kiedy oglądam mecz baseballowy, jestem najszczęśliwsza - mówi aktorka, o której można powiedzieć wszystko, ale nie to, że wygląda jak typowy kibic robiący zamieszanie na trybunach (zwłaszcza w białej, obcisłej sukience, w której przyszła na nasze spotkanie). - Sport to dla mnie najlepsza telenowela.

- Kiedy zaczęliśmy się umawiać z Benem, nie byłam fanką baseballu. On z kolei ogląda wszystkie rozgrywki, w których biorą udział drużyny z Bostonu. Nie obchodziło mnie to jakoś szczególnie, ale pewnego dnia mój przyszły mąż posadził mnie na kanapie i powiedział: "Kochanie, patrz na to. Nie ma lepszej rozrywki".

- Wystarczy, że obejrzysz trzy-cztery spotkania, i już wciąga cię ten świat - dodaje. - Wiesz już, o co chodzi w danej historii, bo w sportach zespołowych perypetie każdej drużyny układają się w fascynującą fabułę. Dziś mogę o sobie powiedzieć, że jestem kibicem z krwi i kości.

Czy dotyczy to również futbolu?

- Proszę mi wierzyć, kiedy zaczyna się faza play-off, w naszym domu najważniejszy staje się Tom Brady (amerykański futbolista występujący na pozycji quarterbacka w drużynie New England Patriots - red.) - śmieje się Jennifer.

Nie oznacza to jednak, że 8-letnia Violet, 5-letnia Seraphina i 2-letni Samuel kiedykolwiek wbiegną na boisko z błogosławieństwem swojej mamy.

- Żadne z moich dzieci nie będzie uprawiało futbolu amerykańskiego - stanowczo mówi aktorka. - To zbyt niebezpieczne!

Amantka w dramacie sportowym

We wspomnianym wcześniej filmie - którego tytuł to "Draft Day" - Jennifer Garner gra Ali, prawniczkę kontrolującą system wynagrodzeń w drużynie Cleveland Browns. Jej bohaterka potajemnie spotyka się z menedżerem zespołu, Sonnym Weaverem (Kevin Costner), którego zawodowa przyszłość zależy od umiejętnie przeprowadzonej rekrutacji nowych zawodników. Nieoczekiwanie Ali i Sonny będą musieli stawić czoła nie tylko gorączce rekrutacji, ale też perspektywie rychłego rodzicielstwa.


Kevin Costner nie po raz pierwszy występuje w filmie, którego akcja rozgrywa się w świecie sportu (na koncie ma m.in. udział w kultowych produkcjach poświęconych baseballowi: "Byki z Durham", "Pole marzeń" , "Gra o miłość", a także w "Tin Cup", opowiadającym o miłosnych perypetiach niespełnionego golfisty). "Draft Day" to jego pierwsze aktorskie spotkanie z tematyką futbolu amerykańskiego.

- Kiedy dowiedziałam się, że zagram w dramacie sportowym u boku Kevina Costnera, przez chwilę myślałam, że śnię - wyznaje Garner.

Rola amantki w dramacie sportowym uchodzi za niewdzięczną, ale aktorka zapewnia, że jej bohaterka jest wyrazistą postacią.

- To osoba, która potrafi otwarcie powiedzieć, na czym jej zależy. Kobiety na ogół mają z tym problem. Moim zdaniem na tym polega dojrzałość. Nie chcesz być mimozą. Wiesz, czego chcesz, potrafisz zwerbalizować swoje pragnienia i nie chowasz głowy w piasek. Ja sama próbuję tak właśnie postępować w życiu. Ali zawsze wykłada karty na stół; jest szczera i bezpośrednia.

Dziewczyny tak nie mówią

Jennifer Garner dorastała w Wirginii Zachodniej. Ma dwie siostry: starszą i młodszą. Jako dziecko trenowała taniec, należała też do szkolnej orkiestry marszowej. - Z tego powodu musiałam być na każdym meczu futbolowym naszej lokalnej drużyny - wspomina ze śmiechem. - Kiedy odeszłam z orkiestry, wszyscy byli oburzeni. Nie zmienia to jednak faktu, że wspominam ten okres w moim życiu z ogromnym sentymentem. Dużo wtedy podróżowałam i świetnie się bawiłam.

Po ukończeniu szkoły średniej Garner wybrała studia chemiczne, ale szybko zrozumiała, że jej prawdziwym powołaniem jest aktorstwo. Po obronie dyplomu przeniosła się do Nowego Jorku.

Przez pewien czas pracowała jako hostessa w restauracji, uczęszczając jednocześnie na castingi. Świat usłyszał o niej w 2001 r., kiedy zaczęła występować w serialu "Agentka o stu twarzach", w którym przez pięć sezonów wcielała się w podwójną agentkę Sydney Bristow. Jennifer szybko przekuła sukces telewizyjny w sukces filmowy - w kolejnych latach zagrała w takich filmach, jak "Pearl Harbor", "Daredevil", "Dziś 13, jutro 30", "Elektra", "Juno", "Duchy moich byłych", "Walentynki", "Niezwykłe życie Timothy'ego Greena" czy Oscarowy "Witaj w klubie".


Aktorka zaznacza jednak, że nie od razu poczuła się w Hollywood jak ryba w wodzie.

- Musiało upłynąć sporo czasu, zanim zyskałam pewność siebie. Dziś jestem już doświadczoną weteranką przemysłu filmowego. Na planie potrafię "postawić się" reżyserowi i powiedzieć: Chwila, chwila. Dziewczyny tak nie mówią. Matki tak się nie zachowują. Stawiasz moją postać na straconej pozycji.

Ta swoista odwaga, dodaje Garner, wyzwala - i wcale nie musi oznaczać popadania w konflikty z innymi. - Ludzie pracujący w tej branży bardzo dobrze rozumieją, na czym polega współpraca. Zależy im na tym, żeby wydobyć z aktorów to, co najlepsze.

Jennifer wie również, czego oczekuje od dobrego filmu. - Na końcu ma być soczysty pocałunek. Chcę, żeby po skończonym seansie moje serce było przepełnione radością.

Dojrzewanie z dziećmi jest najfajniejsze

W życiu zawodowym Jennifer Garner i Ben Affleck są teraz na przysłowiowej fali. Jeśli wierzyć aktorce, w przerwach między kolejnymi projektami małżonkowie wolą jednak spędzać czas w zaciszu domowym, przedkładając chwile spędzone z dziećmi nad uczestnictwo w uroczystych premierach i branżowych bankietach.

- Kiedy stroję się przed wielkim wyjściem, czuję dreszczyk emocji, ale równie wielką przyjemność sprawia mi popołudnie spędzone w domu, z mężem i dzieciakami - mówi Jennifer. - Widok Bena wracającego do domu i naszych pociech rzucających mu się na szyję jest dla mnie czymś najpiękniejszym na świecie.

Rodzicielstwo, podobnie jak aktorstwo, Garner oswajała przed dłuższy czas. Dziś czuje się w tej roli komfortowo.

- Na tym etapie rozumiem już, na czym polega macierzyństwo. Sama doskonale pamiętam moje zabawy z lalkami. Już jako dziewczynka bardzo chciałam mieć własną rodzinę. Ale zabawa z lalkami to jedno, a wychowywanie dzieci - to drugie. Nie wiedziałam nic o byciu matką, ale z czasem nauczyłam się wszystkiego. Oczywiście, bywa i tak, że nie mam pojęcia, jak poradzić sobie z napadem płaczu u jednego z moich dzieci. Czasami zastanawiam się też, jak będą się układały nasze relacje, kiedy zamiast maluchów będę miała w domu nastolatki. Jak uchronię je przed narkotykami? Czy będę potrafiła zapewnić im bezpieczeństwo i zadowolenie z życia? Takich pytań jest mnóstwo.

A odpowiedzi?

- Macierzyństwo polega na ciągłej interakcji z małym człowiekiem, który w danym momencie stoi przed tobą - mówi Jennifer. - To dojrzewanie razem z twoimi dziećmi, i to jest w tym wszystkim najfajniejsze.

© 2014 Cindy Pearlman

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Jennifer Garner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy