Reklama

Jean-Paul Belmondo: Jeszcze wróci

Gwiazdor francuskiego kina Jean-Paul Belmondo wziął udział w seansie specjalnym "Małżonków roku drugiego" Jeana-Paula Rappeneau w Cinematheque Francaise. Aktor , który bardzo rzadko pojawia się na forum publicznym, został uhonorowany owacją na stojąco.

Belmondo, czyli Bebel - jak pieszczotliwie nazywają go Francuzi, jest nie tylko jednym z największych francuskich aktorów, ale też najbardziej lubianym. Rzadko komu widownia Cinematheque Francaise rezerwuje takie przyjęcie, jak w sobotę, 1 grudnia, wieczorem siwowłosemu artyście, który wraz z reżyserem Jeanem-Paulem Rappeneau i swoją partnerką na ekranie, Marlene Jobert, przedstawili komedię przygodową "Małżonkowie roku drugiego" (1971).

Film, w nowej odrestaurowanej wersji, wyświetlono w ramach pierwszej edycji Festiwalu Filmu Odrestaurowanego "Toute la memoire du monde" ("Cała pamięć świata"), którego ojcem chrzestnym jest Martin Scorsese.

Reklama

Fenomenalnie instynktowny przed kamerą aktor, zwierzę sceniczne, kameleon, który zagrał w około 100 filmach - swoim talentem Belmondo zdobył nie tylko serca publiczności, ale i krytyki. Choć jeszcze w paryskim Konserwatorium Sztuki Dramatycznej w latach 50. ubiegłego wieku, jeden z profesorów przepowiadał mu, że z jego wyglądem nie ma, co liczyć na namiętne pocałunki na ekranie.

"Jean-Paul pojawił się w kinie jak promień słońca. Wyglądał, co najmniej dziwnie, z tą swoją bokserską gębą, wszyscy się zastanawiali, kim jest ten facet, a jednocześnie nie mogli przestać go oglądać. Sam zobaczyłem 'Do utraty tchu' (Jean-Luka Godarda - przyp. red.) trzy razy w ciągu tygodnia" - wspomina reżyser Bertrand Blier w filmie dokumentalnym poświęconym Belmondowi.

Jeszcze dziś, zbliżający się do osiemdziesiątki Bebel nie przestaje fascynować, choć od przebytego w 2001 roku udaru mózgu nie gra, nie licząc pierwszoplanowej roli w filmie Francisa Hustera "Un Homme et son chien" (2009).

Dzięki swej upartości, długiej rehabilitacji i optymizmowi, ten, który nie potrzebował kaskaderów w najbardziej spektakularnych scenach, jak chociażby w "Błaźnie" (1980) Georgesa Lautnera (przez pięć minut wisi bez zabezpieczenia na przelatującym przez Wenecję helikopterze), zaraża dobrą energią. Jak zauważa wielu z jego kolegów po fachu - Jean Rochefort, Albert Dupontel, czy Michel Galabru - Bebel nie gra nonszalanckiego faceta, z którym każda kobieta pojechałaby do Rzymu, on nim jest.

"Jean-Paul jest bokserem, wygląda jak bokser i prowadzi swe życie jak bokser, który wciąż wraca na ring w obronie swego tytułu" - analizuje reżyser Claude Lelouch.

Dlatego, nawet kiedy Bebel tylko pojawia się w Cinematheque Francaise, wyręcza się Marlene Jobert, żeby opowiedziała o filmie, a sam mówi tylko "Jeszcze do was wrócę", publiczność, bez względu na wiek, jest w transie. Tym bardziej, że za tą obietnicą kryje się być może coś więcej niż tylko projekcja starego filmu z pełnym sił Belmondem. Jak ogłoszono w lipcu tego roku, Claude Lelouch przygotowuje film z Belmondem, którego tytuł roboczy to "Les Bandits manchots".

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jean-Paul Belmondo | Paula | Jean Paul Belmondo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy