Reklama

Jean-Louis Trintignant: Kolejny powrót z emerytury

Jean-Louis Trintignant, ikona francuskiej Nowej Fali, filmową emeryturę rozpoczął oficjalnie ponad 10 lat temu. Jest tylko jeden reżyser, dla którego mógł z niej powrócić na plan filmowy: Michael Haneke. Najpierw zagrał w napisanej specjalnie dla niego "Miłości" (2012), teraz możemy podziwiać go w obrazie "Happy End" - zapewne w ostatniej już roli.

Jean-Louis Trintignant, ikona francuskiej Nowej Fali, filmową emeryturę rozpoczął oficjalnie ponad 10 lat temu. Jest tylko jeden reżyser, dla którego mógł z niej powrócić na plan filmowy: Michael Haneke. Najpierw zagrał w napisanej specjalnie dla niego "Miłości" (2012), teraz możemy podziwiać go w obrazie "Happy End" - zapewne w ostatniej już roli.
Jean-Louis Trintignant w filmie "Happy End" /materiały dystrybutora

Trintignant był idealnym odtwórcą ról "typowego Francuza" - mężczyzny o bystrym spojrzeniu i wyjątkowej wrażliwości. Świat poznał go dzięki roli w "I Bóg stworzył kobietę" (1956), filmie jednego z pionierów francuskiej Nowej Fali, Rogera Vadima. Film wszedł do kin w aurze skandalu - partnerująca aktorowi na planie młodziutka Brigitte Bardot, muza i żona reżysera, porzuciła go na rzecz Trintignanta. Tak rozpoczęła się jego kariera. Później przystojny Francuz pojawiał się w nieoczywistych rolach i nietuzinkowych włoskich i francuskich filmach, u mistrzów kina tamtych czasów.

Reklama

Sławę przyniósł mu występ w "Kobiecie i mężczyźnie" (1966) Leloucha, który z rozpoznawalnego raczej lokalnie aktora, z 24 filmami i 30 sztukami teatralnymi w dorobku, zrobił międzynarodową gwiazdę. Potem Trintignant grywał też u Bertolucciego, Rohmera i Kieślowskiego.

Polskiej publiczności aktor dał się poznać dzięki roli emerytowanego sędziego w filmie "Trzy kolory: czerwony" (1994) Kieślowskiego, za którą otrzymał jedną z pięciu w swej karierze nominacji do Nagrody Cezara dla Najlepszego Aktora.  Zapytany, dlaczego zdecydował się zrealizować film z nieznanym mu reżyserem, odpowiedział: "Moja córka powiedziała, że jeżeli Kieślowski prosi cię o zagranie w jego filmie, to mam nie czytać scenariusza, tylko grać. [..] Po przeczytaniu scenariusza byłem pod wrażeniem. A gdy poznałem reżysera osobiście, ogarnął mnie już entuzjazm".

I tak Trintignant znalazł się na planie "Czerwonego": "Na planie królował polski, angielski, francuski gdzieś na końcu. Niestety nie znam ani polskiego, ani angielskiego, ale nie było to wielkim utrudnieniem. Gdy spytałem Kieślowskiego, czy trudno polskiemu reżyserowi kręcić filmy we Francji, usłyszałem, że trudno to jest ustawić kamerę, nieważne, w jakim języku. A Kieślowski umie ją ustawić." - dodawał.

Jean-Louis Trintignant jest laureatem najważniejszych aktorskich nagród filmowych w Europie: nagrody dla Najlepszego Aktora MFF w Cannes za "Z" (1969) Costy-Gavrasa, Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale za "Człowieka, który kłamie" (1968) Robbe-Grilleta oraz Cezara i Europejskiej Nagrody Filmowej za "Miłość" (2012) Hanekego. Dla roli w tym filmie powrócił do aktorstwa.

Mimo że film odniósł międzynarodowy sukces i zdobył Oscara, Trintignant stanowczo oświadczył, że to jego ostania rola, ukłon w stronę geniusza, jakim jest Haneke. Jak się jednak okazuje, austriacki reżyser po raz kolejny zdołał przywołać aktora z filmowej emerytury, dzięki czemu ponownie możemy podziwiać ten aktorsko-reżyserski duet - w "Happy End". "To prawdziwy zaszczyt móc znów pracować z Michaelem" - mówi Jean-Louis Trintignant na pytanie, co skłoniło go, by znów zagrać właśnie u Hanekego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jean-Louis Trintignant | Happy End (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy