Reklama

Iwona Pawlak: Gwiazda "Nad Niemnem" wraca!

Jest urodzoną optymistką. Widzi wszystko w jasnych barwach. I ma nowy pomysł na przyszłość.

Zadebiutowała główną rolą w filmie i serialu "Nad Niemnem". Nie da się ukryć, że dzięki wspaniale zagranej tam roli Justyny Orzelskiej Iwona Pawlak (51 l.) została okrzyknięta aktorskim objawieniem.

- Kompletnie się tego nie spodziewałam. Ten debiut jednocześnie był moim dyplomem. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Po trzecim roku studiów w Łódzkiej Szkole Filmowej dostałam zaproszenie na casting do Zbigniewa Kuźmińskiego. Prosto z zajęć pojechałam do wytwórni, gdzie wręczono mi kartkę z monologiem mojej bohaterki, Justyny Orzelskiej - mówi.

Reklama

Przeczytała go. Po tygodniu dostała odpowiedź, że wypadła znakomicie i jest rozważana jako najpoważniejsza kandydatka do głównej roli żeńskiej w serialu. A po kilku kolejnych żmudnych dniach castingu przyszła wspaniała wiadomość i wielka radość! Okazało się, że to właśnie pani Iwona zagra Justynę!

- Przestraszyłam się odpowiedzialności. Porozmawiałam z mężem, Jackiem Pawlakiem, który wtedy pracował w Teatrze Nowym w Łodzi. Usłyszałam od niego: "Słuchaj, to jest lektura, za 10-20 lat to zawsze będzie 'Nad Niemnem' i jeśli to dobrze zagrasz, to nie ma się czego obawiać. Bierz" - wspomina aktorka.

Wzięła. Była szczęśliwa, że zagra u boku wspaniałych, znanych i docenianych już aktorów. Martwiła się tylko swoim brakiem doświadczenia. Postanowiła więc zagrać tak, jak podpowiadała jej wtedy intuicja. Bywały ciężkie chwile, ale wtedy wspierał ją niezawodny mąż Jacek. Dopingował ją i powtarzał, że da radę. - Czułam, że ciąży na mnie duża odpowiedzialność, żeby sprostać tej roli. Wiedziałam, że będę oceniana ze wszystkich stron - wspomina tamten czas.

Z mężem poznała się jeszcze w szkole filmowej. Mieszkali w Domu Aktora w Łodzi. Nadszedł jednak czas, że musieli się rozstać. Pani Iwona na kilka miesięcy wyjechała na wschód Polski, gdzie kręcono zdjęcia do "Nad Niemnem". A zaraz po premierze pojechała promować film do Australii. Tam poznała agentkę, która obiecała się nią zająć i poprowadzić jej karierę w Nowej Zelandii.

- Przeniosłam się do Nowej Zelandii, szlifowałam swój angielski. Z czasem zaczęłam grać w serialach. Miałam w Nowej Zelandii duże poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Wtedy zasmakowałam takiego życia, jakie prowadzi się teraz w naszym show-biznesie. Bywałam nawet bardziej rozpoznawalna tam, niż w Polsce. Ale moja tęsknota za mężem i domem zwyciężyła - wspomina.

Wróciła do Polski, gdzie siłą rzeczy jej popularność przycichła. Producenci filmowi jakby o niej zapomnieli. Ale nie to było ważne. Była szczęśliwa, że jest blisko męża, że mogą razem pracować w Teatrze Nowym.

- Iwona nie ma żalu do losu, choć wydawało się, że po "Nad Niemnem" jej kariera rozwinie się w szybszym tempie. Tak się nie stało. Miała moment zwątpienia, odeszła od aktorstwa, pracowała w banku. Ale wróciła do teatru, bo mimo wszystko aktorstwo jest jej drogą - mówi jej przyjaciółka.

W końcu postanowili z mężem przenieść się do Warszawy, zamieszkali na Powiślu. - Żyjemy skromnie, ale szczęśliwie - mówi aktorka. Warszawa okazała się wyzwaniem. Nadzieje na rozkręcenie kariery nie do końca się sprawdziły. Pani Iwona pomyślała o życiu bardziej niezależnym. Skończyła więc studia producenckie. Chce pracować także z drugiej strony kamery.

- Mam pomysł na własny film. Z moim mężem jesteśmy na etapie pisania scenariusza. Chciałabym, żeby spodobał się i nam, i widzom - wyznaje pani Iwona.

Ostatnio zagrała niewielką rolę w filmie "Jack Strong"(jako pielęgniarka). Ma nadzieję, że to początek nowego otwarcia i z czasem będzie grać większe role. - To jest to, co chcę robić i wierzę, że tak właśnie będzie, bo tęsknię za planem filmowym - wyznaje. I wciąż jest pełna nadziei.

AP

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Iwona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy