Reklama

Franciszek Pieczka: Zanim został aktorem, pracował jako... górnik i organista

Franciszek Pieczka był jednym z najbardziej cenionych i lubianych polskich aktorów, odtwórcą ról w filmach "Żywot Mateusza" i "Austeria" oraz niezapomnianym Gustlikiem z serialu "Czterej pancerni i pies". "Ja już nic nie muszę, ale jeszcze wiele mogę. Zdaję sobie sprawę, że w moim wieku każdy przeżyty dzień jest wielką wygraną" - mówił na krótko przed swoją śmiercią. Aktor odszedł dokładnie rok temu, 23 września 2022 roku w wieku 94 lat. Dziś przypominamy jego niezwykłą historię.

Franciszek Pieczka: Dzieciństwo i młodość

Franciszek Pieczka urodził się 18 stycznia 1928 roku w Godowie na Górnym Śląsku. Choć już od dziecka kochał kino, początkowo zupełnie nie wiązał swojej przyszłości z aktorstwem. Pomagał rodzicom w gospodarstwie, grał na organach w kościele, a później pracował jako górnik, zgodnie z rodzinną tradycją.

W jednym z wywiadów dla  "Tele Tygodnia" mówił, że jego ojciec spędził czterdzieści lat na kopalni. "Miałem sześcioro rodzeństwa i byłem najmłodszy. (...) Zgodnie z górniczą tradycją, w której idzie się śladami ojca, poszedłem pracować pod ziemię." - wspominał. Aktor opowiadał także, że podczas wykonywania zajęć przytrafiła mu się sytuacja, która mogła się skończyć dla niego tragicznie. Cudem uniknął śmierci...

Reklama

"Zjeżdżałem na dół, ale nie kopałem węgla, tylko przekopy w kamieniu się biło. Wierciliśmy, strzelaliśmy, a jak gruz spadł, to sercówami ładowaliśmy na wózki. Ciężka, fizyczna harówa. O tym, że nie nadaję się do górnictwa, ostatecznie przekonałem się w dniu, w którym rębacz w ostatniej chwili wyciągnął mnie spod walącej się ściany. Płacono nam od metra przekopu, więc nie było czasu na rozmyślanie. W pewnym momencie poślizgnąłem się i upadłem na stalową płytę, na którą leciał odstrzelony kamień. Gdyby przodowy mnie nie zauważył, zginąłbym na miejscu" - relacjonował.

Po roku pracy w kopalni zaczął się uczyć w Uniwersyteckim Studium Przygotowawczym w Katowicach. Jego ukończenie dawało miejsce na każdej uczelni - poza szkołami artystycznymi - bez egzaminu. Zaczął studia na Politechnice Gliwickiej, ale po miesiącu zrezygnował i pojechał do Warszawy, aby się dostać do szkoły teatralnej.

Jego wybór nie spodobał się jednak rodzinie. Najbliżsi uważali, że nie jest to przyszłościowy zawód.

"To był początek lat pięćdziesiątych, obowiązywały różne skierowania i nakazy. Aby zmienić kierunek studiów potrzebna była zgoda ministerstwa. Byłem młody i przebojowy. Bez umawiania się wparowałem do gabinetu ministra i go przekonałem. Potem trzeba było zdać egzamin do szkoły teatralnej, a tu już zaczął się rok akademicki. Zdawałem go w prywatnym mieszkaniu Aleksandra Zelwerowicza, który wówczas był dziekanem wydziału aktorskiego i miał niepisane prawo przyjęcia dodatkowo jednego studenta. Dostałem się! Kiedy powiedziałem o tym w domu, posypały się na mnie wszystkie śląskie pierony. Bo inżynier to porządny zawód, a aktor - w pojęciu mego ojca - będzie chodził głodny" - opowiadał.

Franciszek Pieczka: Rola w "Czterech pancernych..." okazała się przełomem

Pieczka ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pierwsze kroki jako aktor stawiał na scenach teatrów, m.in. Dolnośląskiego w Jeleniej Górze i Ludowego w Nowej Hucie. Na dużym ekranie zadebiutował w 1954 roku, epizodyczną rólką w "Pokoleniu" Wajdy. "Byłem tam właściwie statystą, graliśmy z Wiesławem Gołasem dwóch Niemców z patrolu. Naszym głównym zadaniem było sikać pod latarnię. Stojąc z karabinami uskutecznialiśmy tę swoją fizjologię" - powiedział PAP.

"Wybieraliśmy się z Wieśkiem na plan, ubrani w te mundury, w hełmach. Przy hotelu Polonia, gdzie była baza kierownictwa produkcji, czekała na nas nyska, która miała nas zawieźć na miejsce zdjęć. Wsiadaliśmy do samochodu, gdy obok nas przeszło dwóch zawianych, lekko zataczających się chłopaków. Gapili się w tę nyskę, aż jeden z nich powiedział do drugiego: 'Józik, znowu są!'. Zaczęli się do nas dobierać, chcieli wtargnąć do nyski i nas poszturchać. Na szczęście zjawił się ktoś z produkcji i usunął tych dwóch warszawiaków. Takie to wspomnienia starego dziadka" - dodał.

Po "Pokoleniu" wystąpił m.in. w "Matce Joannie od Aniołów" Kawalerowicza (1960) oraz "Rękopisie znalezionym w Saragossie" (1964) Wojciecha Jerzego Hasa. Przełomową rolą w jego karierze był Gustlik Jeleń w serialu "Czterej pancerni i pies". Członkiem dzielnej załogi czołgu "Rudy" był - obok m.in. Janusza Gajosa, Włodzimierza Pressa i Romana Wilhelmiego - w latach 1966-1970. 

Kreacja przyniosła mu ogromną popularność - to dzięki niej zaskarbił sobie wielką sympatię polskich widzów na całe dziesięciolecia. Kiedy w 1995 r. Telewizja Polska zorganizowała plebiscyt na najbardziej lubiany polski serial, pierwsze miejsce przypadło właśnie "Czterem pancernym".

Znakomite oceny zebrał także za kreację w poetyckim "Żywocie Mateusza" Witolda Leszczyńskiego (1967), gdzie wykreował tragiczną postać nadwrażliwego mężczyzny o duszy dziecka. "Byłem wtedy jeszcze młodym aktorem, to była bardzo ciekawa postać" - skomentował.

W 1971 roku aktor zagrał w "Perle w koronie", drugiej części trylogii Kazimierza Kutza o strajku górników przeciwko zamknięciu nierentownej kopalni. Jak przyznał, wpływ na jego podejście do odgrywanej postaci miały osobiste doświadczenia. "Mój ojciec pracował pod ziemią, pamiętałem wszystkie jego opowieści o górnictwie. Zresztą sam zanim poszedłem do szkoły teatralnej przez rok czasu pracowałem na kopalni. Poznałem to zagadnienie namacalnie, wręcz własnoręcznie, stąd miałem większą łatwość do przekazania emocji na kopalni" - powiedział.

Z Kutzem pracował także przy trzeciej części - "Paciorkach jednego różańca" (1979). Lata 70. przyniosły szereg kreacji Pieczki w ekranizacjach największych dzieł literatury polskiej. Aktor zagrał pamiętne role Czepca w "Weselu" Wajdy (1972), proboszcza w "Chłopach" Jana Rybkowskiego (1973), starego Kiemlicza w "Potopie" Jerzego Hoffmana (1974), fabrykanta Mullera w "Ziemi obiecanej" Wajdy" (1974), a po latach wcielił się także w św. Piotra w "Quo Vadis" Jerzego Kawalerowicza (2001). W latach 2007-2016 grał natomiast Stacha Japycza w serialu "Ranczo". Ostatnim tytułem w którym zagrał jest "Syn Królowej Śniegu" Roberta Wichrowskiego. To złamana baśniową konwencją opowieść o dzieciobójstwie, z udziałem m.in. Michaliny Olszańskiej, Anny Seniuk i Ewy Szykulskiej.

Franciszek Pieczka: Aktor charakterystyczny

"Jestem aktorem charakterystycznym, moja transformacja do postaci filmowej jest bardzo duża. W polskich filmach wcielam się głównie w pozytywnych bohaterów. W niemieckich, w których też dużo grałem, byłem obsadzany jako szwarccharakter. Grałem np. chorobliwie zazdrosnego męża, który wynajmuje mieszkanie naprzeciw okien własnego domu, żeby móc podglądać, czy żona go zdradza czy nie. Ostatecznie moja postać w tym filmie strzela i morduje, w Polsce to byłoby nie do pomyślenia" - podkreślił aktor.

Jednak, jak zaznaczył, z jego aktorskiego punktu widzenia nawet jeżeli gra się negatywną postać, to pracując nad jej uwarunkowaniami i motywacjami trzeba wyszukiwać, skąd się biorą dane cechy. "W pewnym sensie broni się swojej postaci, nawet jeśli jest jednoznacznie zła" - zauważył.

Pieczka za swoje zasługi był wielokrotnie nagradzany. W 2011 r. został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury narodowej. W 2015 r. został laureatem Polskiej Nagrody Filmowej Orła za Osiągnięcia Życia. W 2017 r. został odznaczony Orderem Orła Białego.

Stowarzyszenia Filmowców Polskich w ub. r. uhonorowało aktora Nagrodą Specjalną SFP za całokształt pracy twórczej.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Franciszek Pieczka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy