Reklama

Dom, w którym straszy

Hiszpanie nakręcili kolejny świetny horror. Debiutancki "Sierociniec" Juana Antonio Bayona ma być jeszcze bardziej przerażający od klasycznych już "Innych", mimo że nie uświadczymy w nim ani "makabrycznych masakr", ani "azjatyckich sposobów straszenia".

"SIEROCINIEC"

"Film pozornie ulepiony jest z tej samej gliny, co każdy inny horror wykorzystujący ograny motyw domu, w którym straszy (...) Rzeczywistość splata się z wyobraźnią, horror roztapia się się w poetyce rodzinnego dramatu, parapsychologia wbrew gatunkowym przyzwyczajeniom nie okazuje się wytrychem do wszystkiego. balansując między światem realnym, inscenizowaniem podświadomych pragnień a lękiem przed dorosłością, reżyser ani na moment nie gubi żadnej z misternie zaplecionych nici intrygi. Bywa przy tym nieprzewidywalny, potrafi zaskoczyć inscenizacją mocnych scen. W jego filmie zgodnie z zasadą czechowowskiej strzelby każdy szczegół ma znaczenie, a pozornie nieistotne sekwencje znajdują w końcu swoje miejsce w inteligentnie wymyślonej układance".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"

Reklama

"Twórcy tego filmu dobrze zrozumieli lekcję Hitchcocka, która jest wciąż za trudna dla ich hollywoodzkich kolegów, że zamiast pokazywać, czasem lepiej jest zostawić wolne miejsce dla wyobraźni widza, że wyczekiwanie na nastąpienie "czegoś" jest bardziej emocjonujące niż owego "czegoś" doświadczanie, że zamiast mnożyć tanie i brutalne efekty, bardziej opłaca się sugerować - że, krótko mówiąc, czasem kilka muszelek ułożonych na piasku może działać silniej niż ucięte i ociekające posoką palce".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"


"POTOSI: CZAS PODRÓŻY"

"Film Havilio nie jest w żadnym razie traktatem-esejem o pamięci, fotografii czy o czasie. Jego głównym, choć utajonym (bo o nim wiemy najmniej) bohaterem staje się sam Ron Havilio - niespełniony artysta, który mimo szczerego przejęcia losem Boliwijczyków nie potrafi wyjść poza frazesy i powierzchowną fascynację egzotyką, nie umie przekroczyć swoich dokumentalno-artystycznych ograniczeń, ale też emocjonalnego chłodu wobec najbliższych. Tak, są takie filmy, w których intrygujące - choć bolesne - jest to, co się nie udało. Czasem trwają nawet - jak Potosi - cztery godziny!".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Długie wakacje są jak krótki urlop z życia. Dokument Rona Havilio przypomina, że podróż może być wyprawą do źródła zrozumienia siebie, ale nie ma powrotu do przeszłości. Rona Havilio zagrał va banque. Otworzył album z dawnej podróży i zrozumiał, że powinien wrócić do fotografii sprzed wielu lat. (...) [ale] powrót do pierwszych emocji nie jest możliwy - przeminęły albo zostały zatruty, ale mimo wszystko trzeba dobijać się do znajomych rysów z dawnej fotografii.
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"W DOLINIE ELAH"

"W dolinie Elah jest udaną kombinacją filmu sensacyjnego i porządnej antywojennej publicystyki. Porządnej, gdyż właściwie nigdy niestaczającej się na poziom płaskiej agitki skierowanej przeciwko wojnie irackiej. W dolinie Elah ukazuje się ludzkie koszty tej krucjaty i zmiany, jakie spowodowała w tych, którzy mieli nieszczęście w niej uczestniczyć, ale sięga też głębiej: atakuje przekazywaną z pokolenia na pokolenie koncepcję męskości, wedle której udział w wojnie jest swoistą nobilitacją, pasowaniem na prawdziwego mężczyznę".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Produkcja Haggisa ma zadatki na znakomity kryminał: dobrze wymyśloną intrygę, krwistych bohaterów, wyraziste prowincjonalne tło, gęstą od podejrzeń i mylnych tropów atmosferę. Tyle że reżyserowi nakręcenie dobrego filmu rozrywkowego z wojną w tle nie wystarczyło. miał ambicje, by opowiedzieć o tym, co jankesi zrobili Irakowi, co iracka wojna uczyniła Amerykanom. W efekcie W dolinie Elah zatrzymuje się na rozdrożu".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"PO PROSTU WALCZ"

"Mało odważny wydał mi się polski tytuł. Bo czemu na przykład nie - przepraszam za wyrażenie - "Czasem trzeba dać w mordę"? I komunikat dla targetu byłby prostszy, i od razu jasność, jakąż to mądrość nieznaną film odkrywa. (...) Można oczywiście uznać tę fabułkę o wypucowanych kolesiach, tak bezdusznie kiereszujących sobie nawzajem urodę za kolejny etap w dziedzinie kinowego idiotyzmu".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"To powtórka z klasyków w rodzaju Karate Kid. Znosna wyłącznie dla młodych fanów mieszanych stylów walki. (..) W Hollywood Jeff Wadlow jest reżyserem na dorobku. Zapewne dlatego z nabożeństwem traktuje konwencje i schematy filmowe. Efekt tego jest raczej marny, bo Po prostu walcz jest zaledwie zbitką różnego rodzaju klisz, a całość trąci okrutnym banałem".
Bartosz Staszczyszyn, "Dziennik"


"CO SIĘ ZDARZYŁO W LAS VEGAS"

"Żadnych wyskoków poza standard komedii romantycznych z Ameryki nie ma: rzecz jest poprawnie zrobiona (z przegięciem w stronę wideoklipowego kiczu), efekciarsko-bajkowa, lukrowana nieodzowną nagością dwojga głównych bohaterów. Konia z rzędem temu, kto jednak wytłumaczy, na czym polega charyzmatyczny czar Jacka i urzędniczy charakter Joy (o czym wszyscy mówią w filmie na okrągło). No ale to akurat, jak mniemam, dowcip osoby odpowiedzialnej za casting - już samo zderzenie słów Ashton Kutchercharyzma rozbawić może do łez".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Biorąc pod uwagę, że za reżyserię wziął się autor mało wyrafinowanej komedyjki Pretty Man, czyli chłopak do wynajęcia, możemy się pewnie spodziewać powtórki z rozrywki. Producenci jako główny atut filmu wskazują pierwszy wspólny ekranowy występ duetu Kutcher - Diaz. Ten pierwszy próbuje od dłuższego czasu pokazać, że jest nie tylko facetem Demi Moore, a Diaz wciąż udowadnia, że nikt tak jak ona nie potrafi zagrać (czy aby zagrać?) głupiej blondynki".
Michał Burszta, "Dziennik"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: horrory | straszenie | film | Gazeta Wyborcza | dziennik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy