Reklama

"Mówi mi Vincent": Niezwykła przyjaźń

Scenariusz wchodzącego 12 grudnia do polskich kin filmu "Mówi mi Vincent" trafił w 2011 roku na tzw. czarną listę, czyli zestawienie najlepszych scenariuszy, które nie zostały jeszcze sfilmowane. W tej samej sytuacji znalazł się wtedy m.in. "Django" Quentina Tarantino. Projekt nabrał jednak tempa, gdy główną rolę zdecydował się w nim zagrać Bill Murray...

Maggie (Melissa McCarthy) wraz z synem Oliverem wprowadza się do domu na Brooklynie. Jako samotna, pracująca matka nie ma innego wyjścia jak zostawiać chłopaka pod okiem mrukliwego mizantropa z sąsiedztwa, Vincenta (Bill Murray). A ten zabiera podopiecznego do miejsc, gdzie sam jest częstym gościem: na wyścigi konne, do klubu ze striptizem i do lokalnego baru. Często towarzyszy im ciężarna striptizerka, Daka (Naomi Watts). Z czasem pomiędzy zgryźliwym, wiecznie spłukanym mężczyzną a chłopcem narodzi się niezwykła przyjaźń, która zaskoczy wszystkich, z Vincentem na czele.

Reklama

Siostrzenica inspiracją

Impulsem do stworzenia przez uznanego twórcę filmów reklamowych i krótkich metraży, Theodore'a Melfiego, scenariusza "Mów mi Vincent" były wydarzenia z jego własnego życia. Siedem lat wcześniej, w wieku trzydziestu ośmiu lat, zmarł jego starszy brat. Melfi wraz z żoną postanowił zaopiekować się osieroconą jedenastoletnią siostrzenicą. Szybko zapadła decyzja o adopcji i dziewczynka przeniosła się z wiejskiego Tennessee do Sherman Oaks w Kalifornii. Uczęszczające do Notre Dame High School dziecko dostało pracę domową, której temat brzmiał: "Znajdź katolickiego świętego, który cię inspiruje i kogoś, kto go przypomina w codziennym życiu".

Siostrzenica wybrała świętego Williama (Wilhelma) z Rochester (zm. ok. 1201 roku), znanego też jako Wilhelm z Perth. Informacje o nim pochodzą ze szczupłego życiorysu zawartego w dziełku "Nova Legenda Angliae". Przyszły święty, z zawodu piekarz, codziennie przygotowywał bochenki chleba, które rozdawał biedakom. Ze swym przybranym synem Davidem postanowił odbyć pielgrzymkę do sławnych sanktuariów. Nocą, gdy przed dalszą drogą zatrzymali się niedaleko Rochester, David zamordował swego dobroczyńcę, podrzynając mu gardło. Ciało Williama znalazła szalona dziewczyna, zbierająca w okolicy kwiaty. Wkrótce cudownie ozdrowiała. William z Rochester uznawany jest za patrona dzieci adoptowanych. Jego święto przypada 23 maja i jest obchodzone głównie w diecezji Rochester.

Siostrzenica reżysera w swej rozprawce za odpowiednik tegoż świętego uznała... Theodore'a, co go niesłychanie poruszyło i nasunęło pomysł na scenariusz. Rzecz jasna zadziałała wyobraźnia. Melfi wymyślił postać podstarzałego alkoholika, który stracił chęć do życia oraz chłopca, który się z nim zaprzyjaźnia. W pierwszej z tych ról reżyser od początku widział Billa Murraya, choć mówiło się także o zaangażowaniu Jacka Nicholsona. - Oto geneza naszego filmu - mówił Melfi. - Pewna praca domowa, która doprowadziła nas do historii niezwykłej przyjaźni dwóch na pozór bardzo niedobranych kumpli.

Dopaść niezastąpionego Billa

Wymarzyć sobie, że jedną z głównych ról zagra Bill Murray, a doścignąć aktora i namówić go na występ, to dwie różne sprawy. Jak wiadomo, Murray to artysta wszechstronny, pamiętny z przebojowych "Pogromców duchów", "Dnia świstaka" i "Między słowami". Nie przypomina większości hollywoodzkich gwiazd.

Melfi opowiadał: - Bill nie ma biura ani agenta. Ma tylko numer telefonu, gdzie można zostawiać wiadomości, bez żadnej gwarancji, że je odsłucha. Te moje monologi do maszyny przypominały mi sceny z filmu "Swingers". Zdeterminowany Melfi nie ustawał jednak w wysiłkach i wreszcie, po sześciu miesiącach, jego cierpliwość została nagrodzona. Spotkał się z aktorem i przegadali na temat planowanego filmu osiem godzin.

Murraya tekst scenariusza mocno zainteresował: - To było naprawdę coś innego - mówił. - Opowieść miała odmienny rytm niż większość scenariuszy i było w niej wiele prawdziwych emocji. Styl pisania Teda sprawił, że historia ta unika przesadnego sentymentalizmu. I to właśnie bardzo mi się podoba. Po prostu czujesz, że nie jesteś oszukiwany. Fabuła rozwija się naturalnie, a my płyniemy wraz z nią.

Melfi uważał, że praca z Murrayem będzie niezwykłym doświadczeniem i się nie pomylił: - Nauczyłem się od Billa mnóstwo nie tylko o pisaniu i o reżyserii, ale i o życiu. Mówił mi wiele razy: nie pozwól, by zapanował nad tobą stres, bo stres jest zabójczy dla sztuki i komedii. Nie pozwól, by dana scena zamieniła się w coś, czym nie jest. Nie daj się zwieść czemuś, co ci się wydaje strasznie zabawne. Zaufaj materiałowi i temu, co napisałeś.

- Zdarzało się, że chciał coś przedyskutować, dokonać zmian - wówczas mówił o tym wyraźnie. Ale poza tym był zdania, że należy pozwolić pracy biec swoim trybem, a nie dokonywać ciągłych korekt, bo to nie wychodzi filmowi na dobre. Naprawdę dostałem od Billa cenną lekcję. A poza tym, moim zdaniem jest to po prostu najbardziej cool gość na ziemi - wyznał reżyser.

Niezwykły dzieciak poszukiwany

Melfi zdawał sobie sprawę, że kluczem do sukcesu jest nie tylko pozyskanie Murraya, ale i zapewnienie mu doskonałego dziecięcego partnera. Było to tym bardziej istotne, że dużą część historii oglądamy z punktu widzenia małoletniego Olivera: - Jasne było, że potrzebowaliśmy kogoś, kto jest po pierwsze dzieckiem, a dopiero po drugie aktorem. Można sprawić, że większość ludzi dobrze coś zagra - zwłaszcza odnosi się to do dzieci, bardzo otwartych i naturalnych. Ale z drugiej strony należy pamiętać, że aktor, nawet młody, pełen jest profesjonalnych nawyków i sztuczek, tak więc nie zagra dobrze dziecka.

W ciągu sześciu miesięcy przesłuchano aż 1500 kandydatów. Szukano kogoś, kogo nie onieśmielą i zbytnio nie oczarują gwiazdy i kto będzie równie naturalny w scenach z Murrayem, Watts i McCarthy. Rola Olivera to ukryty motor filmu, dlatego była tak ważna. Tak mówił o tym reżyser: - To prawda, że głównym bohaterem jest Vincent, lecz postać Olivera jest tak bardzo istotna także dlatego, iż stanowi spoiwo naszej historii. Wiąże pozostałych bohaterów, niejako ich kontroluje. To zadanie trudne dla doświadczonego aktora, a co dopiero dla dzieciaka.

Filmowcy uznali, że pochodzący z Filadelfii debiutant Jaeden Lieberher (wystąpił w kilku reklamówkach, na premierę czeka teraz kolejny film z jego udziałem, "Playing It Cool") jest wręcz fenomenalny. - Jest równie ludzki i prawdziwy jak Bill - mówił reżyser. Murray zaś dodawał: - Każdego dnia lubiłem go coraz bardziej. Był wciąż lepszy i lepszy. Nie można go było powstrzymać. Po prostu lśnił. Było to tym cenniejsze, iż aktor szczerze wyznał, że kilkakrotnie miał trudności w pracy z dziećmi.

Producent G. Mac Brown stwierdził: - Jestem przekonany, że znaleźliśmy prawdziwy talent. Jest gotów do następnych występów. Tak się zresztą stało. Jaeden dostał rolę w nowym filmie Camerona Crowe, gdzie zresztą jednym z jego ekranowych partnerów jest Murray. Potem zagrał u boku Michaela Shannona w "Midnight Special" Jeffa Nicholsa.

Zamiana ról

Główne role kobiece obsadzono wbrew stereotypom. Znana z ról komediowych McCarthy ("Druhny", "Złodziej tożsamości"), zagrała postać całkowicie serio, natomiast Naomi Watts ("Mulholland Drive") w roli "pani, która pracuje nocą" - według określenia Olivera - mogła wreszcie błysnąć talentem komediowym.

- To tak jakby przypadkiem zamieniono im role - śmiał się Murray. - Melissa jest poważna jak nigdy, a Naomi to tym razem klown. Był to jednak świadomy wybór twórców. Słynny producent Harvey Weinstein przekonał reżysera, że Watts, kojarzona głównie z rolami dramatycznymi, jako Daka sprawdzi się znakomicie. Reżyser nie żałował tej decyzji: - Naomi w roli rosyjskiej prostytutki okazała się bezbłędna. Myślę, że tym występem pełnym brawury, swady i swobody, zaskoczy wielu. Jest naprawdę mocna, zabawna i spontaniczna.

Obsadę uzupełnili między innymi Chris O'Dowd ("Druhny", "Thor: Mroczny świat") jako nowoczesny katolicki pedagog; Terrence Howard ("Odważna", "Labirynt") jako szemrany charakter mający porachunki z Vincentem; oraz Scott Adsit ("Włoska robota", "Intrygant") jako były mąż Maggie.

Jakość scenariusza, ale i doświadczenia Melfiego, który ma na koncie wiele reklamówek i krótkich metraży, spowodowały, że ekipa mu zaufała. Producent - weteran G. Mac Brown ("Zapach kobiety", "Infiltracja", "Gloria" Sidneya Lumeta), który pracował w Nowym Jorku wiele razy, przystąpił do nowego zadania bez wahań. Tak mówił o stylu pracy reżysera: - Ted przypominał mi wielkiego Sidneya Lumeta, twórcę "Serpico". Film miał już od dawna nakręcony w głowie. Zawczasu rozrysował storyboardy, miał zaplanowany każdy kadr, każdy ruch kamery.

Przeczytaj naszą recenzję filmu "Mów mi Vincent"!

Zdjęcia nakręcono w lipcu i na początku sierpnia 2013 roku w Nowym Jorku. Trwały 35 dni. Melfi komentował: - Pisanie i reżyseria polegają na tym, że musisz być naprawdę pewnym, czego chcesz się trzymać za wszelką cenę, a z czego można ewentualnie zrezygnować.

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mów mi Vincent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama