Reklama

Rodzina przede wszystkim

Jestem żoną od dziesięciu lat i mamą od ponad trzech, moja największa ambicja to szczęśliwa rodzina - mówi skromnie pogodynka, która udziela się także charytatywnie, co zostało docenione przez kapitułę "Gwiazdy Dobroczynności".

Otrzymała pani niedawno statuetkę Gwiazdy Dobroczynności za pomoc "Szkole Otwartych Serc". Czemu akurat tę fundację pani wspiera?

Agnieszka Cegielska: - Ona opiekuje się dziećmi niepełnosprawnymi potrzebującymi szczególnej opieki i pomocy. Zdecydowałam się zostać ich ambasadorką, bo mieści się w Malborku, gdzie się urodziłam, wychowałam i gdzie nadal mieszka moja najbliższa rodzina z mamą na czele. Poza tym tę fundację założyła pani Dorota Ojdowska-Stażyk, która przygotowywała mnie jeszcze do matury. To dla mnie wyróżnienie, że mogę być pomocnikiem takiego anioła, jakim jest pani Dorota dla podopiecznych.

Reklama

Uważa pani, że dobroczynność jest niejako "powinnością" znanych ludzi telewizji?

- Działam w myśl zasady, że ten, komu zostało dane więcej niż na co dzień potrzebuje, ma moralny obowiązek dzielić się tym w sposób mądry i inteligentny. Pomagając jednocześnie dziękuję za to, że mój synek jest zdrowy.Nie ma nic gorszego niż choroba dziecka, z tym zgodzi się każdy rodzic.

Powiedziała pani kiedyś w wywiadzie, że do prowadzenia programu najlepiej nadaje się pani o poranku. Wciąż jest pani rannym ptaszkiem?

- Przez 9 lat pracy na antenie najczęściej wpisywana byłam na dyżury poranne, które z upływem czasu bardzo polubiłam. Energia o poranku jest szczególna i choć wstawanie o 4:30 bywa trudne, to zawsze powtarzam sobie: Oby mieć w życiu tylko takie problemy. Od kiedy zostałam mamą, polubiłam dyżury poranne podwójnie, bo wtedy kończę pracę wcześniej i mogę pozostałą cześć dnia spędzić z synkiem.

Zdarza się, że widzowie oskarżają panią o nietrafne prognozy pogody?

- Często mam takie sytuacje, ale zazwyczaj są bardzo zabawne. My, Polacy mamy bardzo różne gusta pogodowe. Gdy przypadkiem spotkani widzowie zgłaszają zażalenia, zawsze odpowiadam, że słońce jest tam, gdzie chcemy je zobaczyć. Ja na moje słońce spoglądam tak często, jak jest to możliwe... ma trzy i pół roku, ma na imię Franio i to najpiękniejsze słońce, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam.

Ma pani wierny internetowy fan-klub. Cieszy to panią?

- Bardzo to doceniam. Wręcz podziwiam osoby, które śledzą wszystkie moje wystąpienia i wkładają w to tyle zaangażowania. Moja praca jest ciągle weryfikowana przez widzów, a takie inicjatywy uważam za pewnego rodzaju nagrodę za swoją pracę. Staram się zawsze odnosić się do widzów tak, jak sama chciałabym być traktowana - z szacunkiem, życzliwością, odrobiną spokoju i uśmiechu.

Rozmawiał Wojciech Skrok.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy