Reklama

Dzięki podróżom żyjemy mądrzej

Jarosław Kuźniar nie ukrywa, że cierpi na głód poznawania świata. Niedawno odwiedził wraz z kamerami Rio de Janeiro, by pokazać ciemne oblicze miasta, które kojarzy się przede wszystkim ze słynnym karnawałem. Relację z tej wyprawy zobaczymy już niebawem.

"Poza szlakiem: Kuźniar w Rio" to spełnienie pana marzeń o programie podróżniczym?

Jarosław Kuźniar: - Tak to widzę na początek. Facet, który na co dzień jest w stanie przegadać 5 godzin w studiu, powinien ruszyć tyłek i pokazać, jak wygląda świat poza nim. Jeśli zamierzasz o czymś rzetelnie opowiedzieć, musisz być w centrum wydarzeń.

Dlaczego akurat Rio de Janeiro?

- Skończył się tam karnawał i trwają przygotowania do mundialu. Wszyscy patrzą teraz na Rio przez pryzmat piłki nożnej. Zignorowaliśmy to - stąd tytuł programu. Pokażemy, co dzieje się poza głównymi szlakami: ulice transwestytów, biedy, klinik chirurgii plastycznej.

Reklama

Jak przygotowywał się pan do wyjazdu?

- Rozmawiałem z ludźmi, którzy są samozwańczymi ambasadorami Brazylii. Tak poznałem Polkę Evę Vieirę. Dzięki niej dotarłem do bohaterów programu. W "Poza szlakiem..." nie mądrzę się na podstawie przeczytanych przewodników. To jest moja rozmowa z ludźmi, którzy znają Rio i wiedzą, gdzie należy być, żeby poznać inne oblicze tego miasta.

Kto zdecydował się wystąpić przed kamerą?

- Mieszkańcy faveli (dzielnic biedy - przyp. red.), organizatorzy nielegalnego hazardu... Najwięcej emocji kosztowała mnie intymna rozmowa z Patricią, transseksualistką, która około 15. roku życia zaczęła eksperymentować z płcią. Dziś jest piękną kobietą z mocnymi męskimi nogami i chłopięcym śmiechem.

Gdzie jeszcze chciałby pan nakręcić program podróżniczy?

- W Nowym Jorku, Toronto, Moskwie... Przejść się ulicami równoległymi do handlowych. Jestem pewien, że w polskiej telewizji będzie miejsce, by opowiadać widzom w inny sposób o intrygujących zakątkach świata. Na każdym rosyjskim kanale jest program podróżniczy, wychodzą gazety o tej tematyce. U nas to kuleje. Korzystamy z hurtowych wyjazdów na plażę do Egiptu. Można, a nawet trzeba robić to inaczej. Dzięki wyjazdom żyjemy mądrzej i jesteśmy lepsi dla innych.

Nowe wyzwanie nie oznacza jednak, że zrezygnuje pan z pracy we "Wstajesz i wiesz"?

- Nie zamierzam. Miałem ochotę zrobić coś innego, dzięki czemu poszerzę horyzonty, uwiarygodnię się, a przy okazji także sprawdzę.

Ale wyobraża sobie pan życie bez telewizji?

- Coraz częściej tak. To znaczy bez codziennej pracy przed kamerą. Po tylu latach jestem odrobinę psychicznie i fizycznie zmęczony. Nie chciałbym być emerytem w telewizji.

Planuje pan rodzinne wakacje?

- W czerwcu zamierzam wyjechać, żeby znowu zobaczyć Amerykę Północną. W inny sposób niż gdy podróżuję samotnie. Kiedy ostatnio wylądowałem w Libanie, doszło do ataku terrorystycznego - z turysty stałem się korespondentem. Wolę oszczędzić takich wrażeń rodzinie.

Zazwyczaj wybiera pan dość odległe zakątki. Dlaczego?

- Uważam, że jeśli już uciekać, to daleko. Podróże są dla mnie odskocznią od codzienności. Poza tym odpoczywam, kiedy nie muszę ciągle się kłaniać i opowiadać, jak pracuje się rano w telewizji. Jestem dziennikarzem, ale czasami mam ochotę o tym zapomnieć, odciąć się. W Polsce bywa to trudne.

Rozmawiała Małgorzata Pokrycka.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy