Reklama

"Szepty": Pani od fizyki

Florence Cathcart profesjonalnie zajmuje się demaskowaniem tanich sztuczek spirytystów, urządzających seanse z duchami. Logiczny zmysł i realistyczne nastawienie kobiety zostaną jednak poddane ciężkiej próbie, kiedy Florence uda się do nawiedzanej przez zjawy szkoły dla chłopców w Rookfort.

Kiedy byłam mała wierzyłam, że słyszę jak duchy przechadzają się po strychu znajdującym się tuż nad moim pokojem. Szybko okazało się, że dziwaczne stukania to odgłosy pracy korników, które zalęgły się w drewnianej belce pod sufitem. Byłam trochę rozczarowana obrotem sprawy, ale od tamtej pory nie było już mowy o zjawiskach paranormalnych. Florence Cathcart (Rebecca Hall) od pewnego czasu też w takowe nie wierzy. W otwierającej sekwencji filmu "Szepty" Nick Murphy wprowadza nas w intymny świat swojej bohaterki pokazując, jak sprytnie demaskuje ona fikcyjny seans spirytystyczny. Jest w tym pewne okrucieństwo wobec ludzi, którzy szukali ukojenia w rozmowie z duchami. Jest też w oczach Florence odrobina goryczy. Może chciałaby jednak uwierzyć, że życie pozagrobowe istnieje, zamiast wciąż udowadniać sobie, że wszystko to tandetna chucpa?

Reklama

Florence bez wątpienia coś ukrywa, coś wypiera, o czymś nie chce rozmawiać. Kiedy Robert Mallory (Dominic West) zabierze ją do szkoły dla dobrze sytuowanych chłopców w Rookfort, na szczęście o niczym mówić nie będzie musiała. Przemawiać zacznie świat wokół niej - w lustrach będą pojawiać się twarze zmarłych, po korytarzach zaczną przemykać niezidentyfikowane cienie, a drzwi z hukiem będą zatrzaskiwać się za plecami. Debiutujący w pełnym metrażu reżyser wykorzystał wszystkie dostępne środki, by horror zamienić w jedną z klasycznych historii o duchach. W bardzo sprytny sposób postawił sobie też za cel równoczesne straszenie zarówno własnej bohaterki jak i widzów. Sprawił tym samym, że sceptycyzm wobec istnienia pozagrobowego świata opada równolegle nie tylko w świecie przedstawionym na ekranie, ale i na sali kinowej.

Florence stara się rozwikłać zagadkę tajemniczej zjawy pojawiającej się w Rookfort, a my podążamy za nią krok za krokiem. Pełni niedowierzania, oswojeni z historiami o duchach, przestajemy być uważni i wtedy dajemy się zaskoczyć. Podejście reżysera jest nietypowe, ale im większy jego dystans wobec historii (manifestowany przez Florence), tym bardziej my zbliżamy się do centrum wydarzeń. Magnetyzująca uroda Rebecki Hall jest bez wątpienia jednym z elementów, który wciąga nas w fabułę. Mimo, że znamy już wiele podobnych opowieści ("Szeptom" bardzo blisko do "Innych" Alejandro Amenábara czy "Szóstego zmysłu" M. Nighta Shyamalana) oglądając film Nicka Murphy'ego przebudzamy się na nowo - żeby się bać, bawić i przeżywać kino tak intensywnie, jak robią to dzieci.

Badając sprawę w szkole dla chłopców, Florence zaczyna sobie zresztą przypominać własne dzieciństwo. Wraca myślami do traumatycznych, wypartych przez własną psychikę wydarzeń. Chłód i emocjonalne zdystansowanie zastępuje fala uczuć wywołana nie tylko wspomnieniami, ale i rodzącą się relacją między nią a profesorem Mallorym. Samotność tych dwojga pcha ich sobie w ramiona. Nie tylko miłość sprawi jednak, że Florence poczuje się w Rookfort jak w domu. Finałowa przewrotka jest najbardziej intrygującą częścią filmu - jak zresztą każda zmiana, która sprawia, że życie zaczyna toczyć się nowym torem.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Szepty" ("The Awakening"), reż. Nick Murphy, Wielka Brytania 2011, dystrybutor: ITI Cinema, premiera kinowa: 15 czerwca 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama