Reklama

"Michael Kohlhaas" [recenzja]: Królestwo za konia

Michael Kohlhaas - postać wyjęta z inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami noweli Heinricha von Kleista - to żyjący w XVI-wiecznej Europie handlarz koni. Okradziony przez wpływowego barona, próbuje odzyskać swoją własność, ale trafia na mur układów. Nie znalazłszy sprawiedliwości w sądzie, skrzykuje armię i rusza na wojnę. Reżyser Arnaud des Palličres widzi w nim inkarnację ludzkiej woli: człowieka-tarana, którego można zniszczyć, ale nie pokonać.

Gniew przeciwko maszynie. Podczas swojej krucjaty Kohlhaas traci kobietę i ziemię. Cały czas pozostaje jednak niezłomny i absurdalnie szlachetny: nie wykorzystuje przewagi i nie zadaje ciosów poniżej pasa. Przypomina bohaterów kina noir - twardzieli, którzy gotowi są poświęcić wszystko, aby sprawiedliwości stało się zadość.

Czemu to robi? Gdyby był to film Władysława Pasikowskiego, Kohlhaas odpowiedziałby pewnie: "W imię zasad, skurwysynu". Tutaj mówi tylko: "Modlę się do Boga, aby nie okazał nam takiego przebaczenia, jakie my okażemy baronowi". A potem rusza do dalszej walki.

Reklama

Swojej charyzmy użycza Kohlhaasowi Mads Mikkelsen. Ten wybitny aktor obdarzony jest wyjątkową, zapadającą od razu w pamięć twarzą - wyniosłą i dziwnie martwą, kryjącą w swoich ostrych rysach szaleństwo lub wielki ból. Używając oszczędnych środków wyrazu, czyni z Kohlhaasa kogoś pomiędzy posągiem a świętym. Noszący na głowie kask siwych włosów handlarz ma w sobie wielki spokój i jeszcze większą siłę. Tylko w nielicznych scenach zdradza oznaki zdenerwowania: z trudem powstrzymuje napływające do oczu łzy lub zaciska dłonie na lejcach. Są to momenty o wielkim emocjonalnym ciężarze, w czasie których w pełni można odczuć, jak ciężka i psychicznie wyniszczająca jest prowadzona przez Kohlhaasa walka.

Des Palličres kręci swój film, jakby chciał połamać wszystkie rządzące historycznymi widowiskami zasady. Zamiast wielkiego fresku dostajemy kameralny dramat, na którym wyraźne piętno odcisnęło kino arthouse'owe. Narracja jest powolna i pozbawiona większych twistów. W jej monotonnym rytmie, który podbijają grzmiące na ścieżce dźwiękowej bębny, czuć coś nieubłaganego i złowróżbnego, zupełnie jakby kolejne wydarzenia odmierzały tylko czas do wydanego przez los wyroku.

Niektóre sceny ciągną się w nieskończoność, a inne - z reguły te, w których dochodzi do zbrojnych starć - niespodziewanie się urywają. Des Palličres nie jest wybitnym reżyserem i dlatego jego chęć pójścia pod prąd wiedzie go czasem na manowce. Film staje się wtedy nudny i męczący. Twórca zawsze jednak wraca na właściwy szlak i ostatecznie doprowadza historię do wstrząsającego finału.

Wielkim atutem filmu są zdjęcia Jeanne Lapoirie. Na zmianę surowe i poetyckie, mieszające szarość ze złotem, stanowią idealną oprawę dla historii, w której krótkie przebłyski piękna giną w ciemnym potoku okrucieństwa.

7,5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Michael Kohlhaas" , reż. Arnaud des Pallieres, Francja, Niemcy 2013, dystrybucja: Aurora Films, premiera kinowa: 13 czerwca 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mads Mikkelsen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy