Reklama

"Kobieta z...": Obcy we własnym ciele. Jak Andrzej został Anielą

Kiedy jakiś czas temu, przy okazji premiery anglojęzycznego "Infinite Storm" (2022), rozmawiałem z Małgorzata Szumowską i Michałem Englertem, przekonywali że niezależnie od rozwoju ich międzynarodowej kariery, nie zamierzają rezygnować z kręcenia filmów w Polsce. Słowa dotrzymali, a pokazywana w weneckim konkursie "Kobieta z..." jest tego najlepszym dowodem.

Kiedy jakiś czas temu, przy okazji premiery anglojęzycznego "Infinite Storm" (2022), rozmawiałem z Małgorzata Szumowską i Michałem Englertem, przekonywali że niezależnie od rozwoju ich międzynarodowej kariery, nie zamierzają rezygnować z kręcenia filmów w Polsce. Słowa dotrzymali, a pokazywana w weneckim konkursie "Kobieta z..." jest tego najlepszym dowodem.
Kadr z filmu "Kobieta z..." /Łukasz Bąk /materiały prasowe

Za tymi zapewnieniami kryją się nie tylko geografia czy spektrum podejmowanych tematów, ale i szereg produkcyjnych uwarunkowań, które przekładają się na końcowy efekt. "Kobieta z..." to kino znacznie skromniejsze od produkcji z Naomi Watts, ale jednocześnie dużo bardziej autorskie. Bliższe wrażliwości i temu, co w swoim dotychczasowym dorobku ma artystyczny duet. To na takim kinie Szumowskiej i Englerta poznali się selekcjonerzy międzynarodowych festiwali. Najpierw, przez lata Berlinale, a teraz Wenecji, bo to drugi raz, kiedy zaproszeni zostali do rywalizacji o Złotego Lwa (po "Śniegu już nigdy nie będzie" w 2020 roku).

Reklama

Obcy we własnym ciele

Temat, jaki wybrali, jest zarazem uniwersalny, jak i lokalny. Kwestia tożsamości płciowej, czucia się obco i niekomfortowo we własnym ciele, wreszcie procedury korekty płci to problemy zrozumiałe pod każdą długością i szerokością geograficzną. Lokalny, gdyż Szumowska i Englert pokazali z jakimi trudnościami czy dramatami, także pod kątem prawnym, takie osobą muszą wciąż zmagać się w Polsce, gdzie temat ten dalej nie jest należycie uregulowany. A horyzont czasowy, jaki przyjęli, jest rozległy. Od głębokiej komuny, przez przełom 1989 roku, kolorowe lata dziewięćdziesiąte, wejście w nowe stulecie - aż po dziś dzień. Przez cały ten czas niewiele w tej materii się zmieniło.

Kolejne ważniejsze historyczne momenty stają się tłem dla opowieści o etapach życia Andrzeja/Anieli. Od beztrosko chodzącego po drzewach chłopaka, przez komisję wojskową, założenie rodziny, po nabywanie coraz większej świadomości swoich potrzeb i odwagę do tego, by o tym publicznie mówić. A w realiach małego miasteczka wcale nie musi to być proste. Podoba mi się, że Szumowska i Englert unikają stereotypowych klisz związanych z niewielkimi, raczej konserwatywnymi społecznościami jako zbitą masą potępiającą wybory bohatera/bohaterki; zamiast tego indywidualizują przedstawioną na ekranie historię. Najbardziej poruszające dla mnie jest to, z jakim zrozumieniem na sytuację reaguje żona Andrzeja/Anieli, w której rolę wciela się Joanna Kulig. Choć czuję tu pewien niedosyt, bo żałuję, że ta opowieść o dwóch kobietach oraz ich budowanych na nowo wzajemnych relacjach nie została przez twórców bardziej pociągnięta i wyeksponowana.

Od Andrzeja do Anieli

Ciekawym pomysłem obsadowym było powierzenie roli Andrzeja/Anieli dwójce aktorów, z których każdy musiał niejako grać w kontrze. Mateusz Więcławek, nota bene jeden z najciekawszych aktorów młodego pokolenia, miał oddać rodzącą się świadomość prawdziwej tożsamości, stopniowe przepoczwarzanie się Andrzeja w Anielę. Okupione oczywiście wewnętrzną walką, wypieraniem tego faktu w imię obowiązujących norm, zakłopotaniem związanym z wyróżnianiem się. Ucharakteryzowana, z doklejonym wąsem Małgorzata Hajewska-Krzysztofik przynajmniej na początku, a zwłaszcza w rodzinnych okolicznościach, miała mieć w sobie więcej z Andrzeja niż Anieli. Ciężar tej roli bazuje dla mnie przede wszystkim na pokazaniu procesu budowania przez bohatera/bohaterkę zaufania i akceptacji, nie tylko u innych, ale także wobec samego/samej siebie.

Jest w tym filmie kilka momentów, gdy ta subtelność nieco umyka. Jak chociażby w scenie, gdy widzimy bohatera/bohaterkę, a w tle wielkoformatową kinową reklamę "Podwójnego życia Weroniki" (1991) Krzysztofa Kieślowskiego. Moim zdaniem niepotrzebne, widz i bez tego doskonale rozumie. Bo w ogóle "Kobieta z..." przeprowadzona jest na subtelnościach, półtonach, jakże ważnych dla tego tematu, z którego tak łatwo przecież można było zrobić martyrologię. Tak się na szczęście nie dzieje i właśnie to kino Szumowskiej oraz Englerta jest mi zdecydowanie bliższe.

7/10       

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Szumowska | Michał Englert | Kobieta z (2023)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy