Reklama

"Dotyk grzechu": Sen Raskolnikowa [recenzja]

"Dotyk grzechu" Zhangke Jia to portret współczesnych Chin - bezlitosnej przestrzeni ekonomicznych przemian oraz niekontrolowanych wybuchów emocji, które prowadzą ludzkie życie do jego kresu, bo wiara w nowy początek już dawno umarła.

W jednej z początkowych sekwencji filmu Zhangke Jia robotnik okłada batem konia przywiązanego do wozu. Krew tryska na biały śnieg, a przed oczami staje wspomnienie snu Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego. Symbolicznego koszmaru dziecka, które widząc chłopa czerpiącego satysfakcję z tłuczenia wychudzonej klaczy, próbuje osłonić zwierzę własną piersią. W filmie Zhangke Jia biczowanie konia nie odbywa się we śnie. Jest jednym z realistycznych elementów chińskiego krajobrazu, wręcz obrazkiem rodzajowym, jaki Dahai (Jiang Wu) widuje nazbyt często. Jeśli jednak mowa o zbrodni i o karze, ta druga w filmowym świecie nadejdzie bardzo szybko.

Reklama

Obie historie nie różnią się tylko jednym - poczuciem, że w każdej z powyższych scen główną rolę gra bezradność. Jej ofiarą pada zwierzę, człowiek zderzony z okolicznościami zewnętrznymi i chłop, na którego spada kara za okrucieństwo. Tym samym krąg się zamyka, ucieczki z niego nie ma. Pierwszy z czterech epizodów, z jakich składa się "Dotyk grzechu", ustawia perspektywę, z której do ostatniej przelanej w filmie kropli krwi będziemy postrzegać Chiny i bohaterów dramatu Zhangke Jia. Będą się nam oni jawić jako ludzie uwięzieni w łańcuchu fatalnych przyczyn i letalnych skutków. Łańcuchu tak mocnym, że nie zerwałby go nawet cyrkowy siłacz, rzekomo umiejący wyplątać się z każdej sytuacji.

W pięknych i minimalistycznie eleganckich kadrach kryje się beznadzieja. Każdy z bohaterów bierze ją sobie za towarzysza wiecznej tułaczki. Każdemu z osobna będzie ona rzucać kłody pod nogi i plątać ścieżki w drodze do szczęścia. A może szczęście wcale nie istnieje? Może w świecie, w jakim przyszło im żyć, można tylko biegać w kołowrotku powtarzających się nieszczęść? Zhangke Jia opowiada w tak nienachalny sposób, że trudno powiedzieć, czy sam zadaje te pytania, czy powstają one dopiero w postaci subiektywnych wrażeń, jakie wynosimy z kina. Pewne jest tylko to, że jeśli niektórzy ludzie rodzą się przegrani, to są nimi właśnie bohaterowie chińskiego pejzażu namalowanego w "Dotyku grzechu". Bez względu na to, jakie poniosą wysiłki, nie zmienią swojego życia.

Zawsze będą bezbronnymi ofiarami systemu, innych ludzi, własnych pragnień i niespełnień. Kiedy to do nich dotrze, będą mogli już tylko eksplodować i oddać się we władanie gniewu, nienawiści i tych wszystkich uczuć, które cywilizacja kazała im spychać do podświadomości. W subtelny filmowy świat przedstawiony, uszyty z półprzezroczystych i tylko odrobinę przybrudzonych kadrów, wedrze się wówczas tarantinowskie okrucieństwo. Kilka głów zostanie odstrzelonych, na chodnik spadnie bezwładne ciało, a nóż zostanie wbity w miękką tkankę męskiej piersi. Tym razem kara za zbrodnie jednak nie nadejdzie - z dwóch powodów - w filmie Zhangke Jia prawie nikogo bowiem nie obchodzi, co dzieje się z drugim człowiekiem i zdaje się, że wystarczającą karą jest samo życie.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Dotyk grzechu" ("Tian zhu ding"), reż.Jia Zhang-Ke, Chiny, Japonia 2013, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 6 grudnia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama